[ex1.2] The Gathering Epilogue - Astrophel
Przyglądając się rozmowie oraz scenie dotyczącej tego człowieka lekko zmrużył oczy. Zasłużony dla sprawy robactwa. Cóż za szlachetny tytuł dla kogoś takiego jak jego rodzaj. Chociaż nie przypominał sobie, by go kiedykolwiek widział w towarzystwie Nightbug. Wydawali się stosunkowo zżyci. Będzie musiał uważać dopóki nie rozgryzie, w jaki sposób zneutralizować moc tego złota. Kto wie co też będzie planował zrobić ze swoim udziałem. Może przetopić swój miecz, tworząc antymagiczną broń. A machał tym wystarczająco dobrze, by zrobić mu krzywdę.
Problemy, problemy...
Reszta przebiegła już spokojniej, chociaż duma maga dalej była lekko urażona. Został wspomniany tylko z wielkiej łaski, że niby jego agresja została wybaczona. Fuknął prostując się.
-Również mam taką nadzieję. Te akty przemocy... Żadna z tego satysfakcja, wbrew pozorom-Niby admiracja robactwa do niczego nie była mu potrzebna, ale też za tak ciężką pracę mógł chociaż oczekiwać najdrobniejszych podziękowań. Które otrzymał. Potem. Poniekąd po drodze dla ogółu. Nie zamierzał już wracać do tej sprawy. Na odchodnym rzucił jedynie ,,Z przyjemnością". Im szybciej ujrzy niebo, im prędzej doprowadzi u siebie wszystko do porządku, tym lepiej.
Przy wyjściu odetchnął świeżym powietrzem, przetarł oczy, i przeciągnął się. Nareszcie czuł, że żył. Chwile wyjścia z tych wszystkich jaskiń, podziemi, i innych osłoniętych barierami terenowymi miejsc traktował tak, jak wyjście z wody po długotrwałym wstrzymywaniu oddechu. Z ulgą. Jak było wspomniane, pożegnał się na odchodnym z boginką, człowiekiem i youkai.
W trakcie drogi powrotnej był mało rozmowny, jedynie mamrotał różne rzeczy pod nosem, dokonując różnorakiej analizy. A to jak mógł zmodyfikować trajektorie złotej masy, by poleciała w sposób trudniejszy do pochwycenia, czy nie lepiej było zostawić swoją spellcardę na później (Nie, bo by nie wyciągnął magini z klatki), i jak się generalnie sprawdzała. Przy tym trochę mu się humor poprawił, bo i uczucie było takie jak przewidywał, stabilność zadowalająca, czas trwania jak i działanie... trudno było mu określić to pierwsze. Parę minut? Wystarczająco, byłby wielce zdziwiony, jeżeli efekt utrzymywałby się szczególnie długo. Mógłby się zacząć obawiać o swoją fizyczną powłokę.
-Mmmmmm... a może zastosować efekt rozproszonego ogniskowania...-Tego rodzaju uwagi były jego towarzyszami. Zapomniał w sumie, że miał obok siebie gościa, nie wspominając o tandemie żuków.
Aż w końcu dotarli do jego domostwa.
-Taaak... oto i moje domostwo...-Zaprezentował je wyraźnie zakłopotany-Obecny stan jest niejako efektem przypadku. Chciałem uniknąć tego rodzaju sytuacji, ale intruzi zaczęli się wdzierać kominem i... zaklinowali się. Proces odtykania był zbyt gwałtowny jak na wytrzymałość ich ciał i... oto efekt
Przeszedł do drzwi i otworzył je dla stworzeń wnoszących jego rzeczy. Odstawił płaszcz gdzieś w kącie, zawiązując rękawy by całość nie była aż tak bardzo na widoku. Koordynował proces przenoszenia rzeczy do odpowiednich szafek, a w międzyczasie... wbrew pozorom aż tak się nie zdziwił, gdy zauważył, że robactwo zaczęło zgarniać szczątki. U nich widać nic się nie marnowało.
-Może spadnie deszcz... oszczędziło by mi to czasu... chociaż wtedy nic nie wyjdzie z obserwacji...-Podrapał się po skroni. Zaczął się znowu zastanawiać, na moment ponownie ignorując Ampbolt. I to nie z powodu jej nikczemnego wzrostu.
Po zakończeniu całej operacji... zostali sami. Będzie musiał pójść w wolnej chwili do Alice. Może dzisiaj, jeżeli nie będzie zbyt późno, może już jutro by jej nie niepokoić. Miała te swoje ludzkie przyzwyczajenia. Nie miał zamiaru sprawiać problemu.
-Na ten moment... myślę, że zasłużyliśmy na chwilę przerwy. I na zapowiedzianą herbatę-Astrophel przeszedł do kuchni, i wrócił ze szmatką. Przetarł fotele znajdujące się w jego salonie, i wskazał Ampbolt jeden z nich.
-Nie jestem pewny, czy w trakcie tego całego zamieszania się przedstawiałem, więc... Astrophel, astromanta-Ukłonił się nisko, wykonując zamaszysty ruch swoim nakryciem głowy-Rozsądź się wygodnie, odpocznij, a ja przygotuję herbaty. Jeżeli miałabyś ochotę, to powinny się też znaleźć ciastka ryżowe. Oczywiście, jeżeli gustujesz-Z uwagi na to, że był ciekawy skąd ona się w ogóle wzięła w tamtym miejscu był dla niej całkiem uprzejmy. Przeszedł do kuchni by na szybko przygotować herbaty. Zerkał co jakiś czas na dziewczę, czy czasem nie zagląda tam gdzie nie trzeba. W końcu wrócił z napitkiem i, jeżeli sobie tego życzyła, z poczęstunkiem. Przyjrzał się jej trochę. Jak na to co ją spotkało nie wyglądała faktycznie aż tak źle. Otrząsnęła się trochę. Usiadł na fotelu.
-Jeszcze raz, najmocniej przepraszam za bałagan. Mam nadzieję, że mimo to czujesz się tutaj komfortowo. Na pewno nic Tobie nie dolega?-Przekrzywił trochę głowę. Przez moment zapadła cisza z jego strony. Nie mógł jakoś wpaść na to, jak potoczyć rozmowę w bardziej swobodnym tonie... Ostatecznie więc postanowił przejść do konkretów-Biorąc pod uwagę okoliczności... Ostatecznie cały incydent zakończył się stosunkowo pozytywnie. Wszyscy wyszli cało, bez trwałego uszczerbku na zdrowiu. Pomijając głównego sprawcę zamieszania-Zerknął na płaszcz, w którym ciągle znajdował się tajemniczy metal. Po paru chwilach przeniósł wzrok na Ampbolt-Zastanawiam się, jaki był Twój udział w tym wszystkim. Biorąc pod uwagę magię, którą się parasz... nie do końca pasuje mi to do eksperymentów na żywych organizmach. Chociaż Twoje zdolności przetapiania złota w warunkach stresowych są godne podziwu-Uśmiechnął się. Upił trochę herbaty, i czekał, co też ona będzie miała do powiedzenia.