Raion Poza wzrokiem Satori, odprowadzała Cię jeszcze pewna wredna kocica. Fakt faktem, tylko do wyjścia z zamkowych włości, ale to nadal był raczej miły gest z jej strony...
-
Nie zhnyanb naszej pani - na pożegnanie rzekła Orin. -
Dostałeś tu schronyanie, więc też powinyaneś dać coś w zamian.
Nie, jednak nie. Nieprzyjemna do samego końca. Gdy powiedziała co powiedzieć miała, pomknęła w swoją stronę z nisko opuszczonymi ogonami.
Twoja podróż nie była męcząca tylko długa. Zasadniczo jak długo w pobliżu przebywały istoty posiadające jaźń, dzięki swojej mocy nie mogłeś się zgubić. Niestety, nadłożyłeś spory kawałek, gdy spotkałeś te cholerne trzy psotnice i poprosiłeś tymi czy innymi metodami o wskazówki, ale gdy w końcu dotarłeś w rejony bardziej ucywilizowane, miałeś już drogę prostą jak w mordę strzelił. A wszystko dzięki pewnej srebrnowłosej przedstawicielce płci pięknej będącej nauczycielką w pobliskiej szkole.
Na miejsce dotarłeś późną nocą. Niebo po zachodzie słońca przetarło się i księżyc spoglądał spomiędzy chmur. Meiling przyłapałeś, jak nietrudno się domyśleć, na wypakowywaniu się z bandaży. Spojrzała na Ciebie mając neutralny wyraż twarzy, a jej jaźń przypominała wielką rzekę, której wody powoli opadały po niedawnej powodzi. Nie odzywała się. Albo przez to, że należałeś do rodzaju satori, albo czekała aż zaczniesz rozmowę bardziej konwencjonalnie.
Kazuma-
Tak ten - odpowiedziała strażniczka biorąc do ręki list.
Szybko sprawdziła co trzeba, ziewnęła zakrywając usta wolną dłonią, po czym wróciła Ci papier i otworzyła bramę.
-
Takie zadanie strażnika, nie? - skomentowała jedynie, wpuszczając Cię do środka.
MercuriusMoże i nie miała tłumów do ogarnięcia na zewnątrz... Ale wnętrze posesji, poza samą posiadłością, wyglądało jakby ktoś przegonił przez nie stado cholera-wie-czego. Albo jedno na prawdę duże coś uzbrojone w nieokreśloną ilość kończyn o różnych, dziwacznych i najpewniej niebezpiecznych zakończeniach. Ale takich kreatur nie ma w Genso, nie?
Uokawa-
Doprawdy? - zapytała Meiling wyraźnie zaskoczona. Rozmasowała kąciki oczu. -
Jak tam wejdziesz, to nie wyjdziesz zapewne do zakończenia tego wydarzenia - ostatnie słowo wręcz ociekało sarkazmem.
AnrinBez problemu przeszedłeś prostą ścieżką od bramy, pod same główne drzwi rezydencji. I otworzyła Ci, co za zaskoczenie, Sakuya. Jej stan dość mocno odbiegał od normalnego... Zostałeś poprowadzony wprost do jednego z pokoi gościnnych we wschodnim skrzydle.
Wszyscy (którzy zdecydowali wykonać ten krok ku przeznaczeniu)Każde z Was dotarło na miejsce w swoim czasie. Pierwszym który miał przyjemność trafić pod opiekuńcze skrzydła gospodyni tego przybytku, Sakuyi, był Mercurius. Jako druga na miejsce dotarła Uokawa. Trzecim indywiduum okazał się Kazuma. Czwarty przybył Anrin. Jako ostatni pojawił się Raion.
Mimo tego, w jak godnym pożałowania stanie fizycznym panna Izayoi się znajdowała (wygląda na to, że sama Meiling nie wystarczyła na opanowanie kreatury, która miała czelność zdemolować ogród), licznych bandaży krępujących ruchy, oraz ograniczonej widoczności z tytułu opatrunku na prawym oku, wszystko chodziło jak w zegarku. Każde z Was trafiło do komfortowego pokoju pod ciągłą strażą dwóch wróżkowych pokojówek mających zapewnić Wam czego dusza zapragnie (w granicach rozsądku). Do waszej dyspozycji została oddana także łaźnia znajdująca się we wschodnim skrzydle, salon, oraz biblioteka wypełniona najwyższej jakości beletrystyką i poezją. Do woli mogliście rozkoszować się wszelkimi wygodami zapewnianymi przez właścicielkę niesławnej Posiadłości, oraz swoim towarzystwem.