Odp: The World Ends With You
Odpowiedź #2 –
Nyan 03
Gdy otworzyłam oczy, pierwsze o czym pomyślałam to ,,dlaczego leżę na podłodze?". Była to wielka tajemnica życia. Także element fizyki. Siła przyciągania ziemskiego. Och, grawitacjo, bezlitosna z ciebie suka. Wiem, że nie wypada dziewczynie mówić tak brzydko, ale jest to jedyna myśl jaka przychodzi mi do głowy, gdy budzę się na ziemi. Pytaniem tylko, czemu na tej ziemi się znajduję? Czy wszystkie nastolatki wiercą się w łóżku i lądują na podłodze w swoich pokojach? Podobno jeśli dziewczyna wierci się w łóżku, to jest dobrą kochanką. Czego jestem pewna, to fakt, że jeśli dziewczyna wierci się w łóżku, to nad ranem wszystko ją boli. Muszę chyba przestać czytać pisma dla nastolatek.
Podniosłam się z podłogi i podeszłam do okna. Otworzyłam je na oścież, pozwalając świeżemu powietrzu odwiedzić mój pokój. Ciekawe która godzina. Chciałam wziąć do reki telefon, ale moja dłoń napotkała tylko półkę. Dziwne. Wydawało mi się, że wieczorem go tu kładłam. Rozejrzałam się po pokoju. Ani śladu komórki. No przecież się nie rozpłynęła! Nie dostała nóg i nie wyszła. Sprawdziłam pod łóżkiem, za szafką, w szufladach... Nigdzie jej nie było.
,,Kaori!"
Ktoś z dołu mnie zawołał. Ech... Ledwo człowiek otworzy oczy i od razu mają do niego tysiąc spraw. Jakby nie mogli poczekać.
,,Kaori!"
,,Zaraz przyjdę."
,,Kaori!"
,,Za... Huh?"
Dotarła do mnie jedna rzecz. Nie jestem w domu. Nie w moim pokoju. I to nie wołała mnie mama. Podniosłam się z materaca. No tak. Byłam przecież w dziwnym świecie rodem z gry RPG. To był sen. Ale coś tu się nie zgadzało. Zdaję się, że... Jasna cholera. Usnęłam w ramionach Seru. Ale... Obudziłam się sama. Gdzie on się podział?
,,Kaori!"
,,Gdzie jesteś?"
,,Na dole. Rusz się. Wychodzimy stąd."
Więc wyglądało na to... Rozejrzałam się wkoło, po czym dokładnie przyjrzałam się sobie. Ubranie nie ruszone... Majtki... W paski... Czy ja, kurde, jestem Hatsune Miku? W każdym razie wszystko jest tak jak było. Widać Seru to godny zaufania facet.
,,Już schodzę..."
Zeskoczyłam na dół, gdzie czekał na mnie mój towarzysz.
,,Jak się spało?"
,,Niezbyt wygodnie. Chociaż przyznyam, że sypiałam w gorszych warunkach."
,,Zostań najemniczką. Gwarantuję, że po miesiącu nie będziesz widzieć różnicy między łóżkiem a ziemią. Oba będą tak samo wygodne."
,,Dzięki, ale nie skorzystam. Spałeś tu na dole?"
,,No przecież obiecałem ci. Usnęłaś, więc przeniosłem cię na materac i sam poszedłem spać."
,,Dziękuje. No i przepraszam. Zapewne zaskoczyłam cię wczoraj..."
,,W porządku. Poczułem się, jakbym znowu miał siostrę."
,,Miał" siostrę... Czyżby coś jej się przydarzyło? No cóż, Seru opowie mi o tym, jeśli będzie chciał. Ruszyliśmy w drogę powrotną.
,,Mój dziadek był podróżnikiem. Podobnie jak ja przemierzał świat. Pewnego dnia na południowym krańcu Argonii spotkał innego podróżnika. Był dość dziwny. Podróż kontynuowali razem. Wówczas ten dziwny osobnik opowiedział mojemu dziadkowi o wielu ciekawych rzeczach, a także nauczył obsługi kilku przedmiotów, które miał przy sobie."
,,Ktoś z mojego świata?"
,,Możliwe. Pewnej nocy, zostali zaatakowani przez bandytów. Udało im się wybronić, niestety towarzysz mojego dziadka został ranny. Jak się okazało - śmiertelnie. Jego ostatnim życzeniem było, by wszystkie posiadane przez niego przedmioty zatrzymał mój dziadek. Przed śmiercią kilka lat temu przekazał je mnie. Część z nich zdarzyła się już zużyć."
Wyszliśmy z jaskini. Świeże powietrze, las. Dużo lasu. I krzaczki. I to było miejsce, w które musiałam się udać. Wolałam nie odchodzić zbyt daleko. Nie obawiałam się mięsożernych kwiatków. Zwierząt jako takich, też nie. Obawiałam się paskudnych obślizgłych macek, które robią brzydkie rzeczy dziewczynom w mangach dla dorosłych. O ile takie coś być może przyjemnie się czyta, o tyle nie chciałabym znaleźć się na miejscu bohaterki takiej mangi. Mackowe stwory. Fuj.
No dobra. Skończyłam. Czym się teraz mam wytrzeć? Muszą wystarczyć liście. Dobrze, że to nie była ta cięższa sprawa. Naprawdę w takich momentach chciałabym być chłopakiem. W końcu wygramoliłam się z krzaków. Seru spojrzał na mnie i nagle spoważniał.
,,Kaori, zamknij oczy i nie ruszaj się."
,,Co...?"
Przełknęłam ślinę. Czy to sytuacja jak w książkach? Zostanę pocałowana? Seru był tak blisko... Czułam jego rękę na ramieniu... Co on zmierzał zrobić? Bałam się. Chociaż w zasadzie nie był to strach, a raczej rosnące podekscytowanie.
,,Już."
Zdziwiona otworzyłam oczy. Seru trzymał w ręku dziwnego robaka. Przypominał skorpiona, chociaż nie do końca.
,,Miałaś to na ramieniu. Gdyby cię ukąsił, mielibyśmy problem. Jego jad nie jest zabójczy, ale dostałabyś wysokiej gorączki."
Padłam na kolana, łapiąc się za głowę. W tym miejscu nawet nie można się wysikać, bo jakieś robactwo wpierdzieli cię na śniadanie.
,,Ja... Ja... JA CHCĘ WRÓCIĆ DO DOMU!"
Nawet nie wiedziałam, że mogę tak głośno krzyczeć. Seru zatkał sobie uszy oszołomiony przypuszczalnie moim zachowaniem. Coś strzeliło mi za plecami. Gdy się obróciłam, ujrzałam walące się na mnie drzewo. Naleśnik z kota...
Poczułam, jakbym zderzyła się z kimś na korytarzu. Potem coś gruchnęło. To Seru szybko otrząsnął się z szoku i skoczył w moim kierunku, by uratować mnie przed spadającym drzewem. Na szczęście było to jedno z mniejszych drzew, bardziej przypominające drzewa z mojego świata. Wystarczające jednak, by mnie zabić. Pytanie - czemu się złamało?
Tego było za wiele jak dla mnie. Zaczęłam płakać, krzyczeć i piszczeć. Siarczysty policzek wymierzony przez Seru - to było to, czego mi trzeba. Ta niekonwencjonalna metoda pomogła mi się uspokoić i postawiła mnie do pionu.
,,Po pierwsze, uspokój się. Po drugie... Jak ty to zrobiłaś?"
,,Co zrobiłam?"
,,To nie był zwykły krzyk. To przez ten krzyk złamało się drzewo."
,,Ja... Nie wiem..."
Seru rozejrzał się po okolicy, pomagając mi wstać z ziemi.
,,Zbieramy się stąd. Mam złe przeczucia."
Drogę powrotną do rozwidlenia przebyliśmy w ciszy. Seru nie był zbyt ciekawy, czy przywołałam swoim krzykiem jakieś licho z lasu. Też nie miałam zbytniej chęci się dowiedzieć, zwłaszcza jeśli przerośnięte pająki to jedno z naszych mniejszych zmartwień.
Będąc na rozwidleniu dróg, Seru zarządził przerwę. Usiedliśmy na kamieniu, po czym dostałam od niego kawałek bułki. Dzisiejszy plan obejmował dotarcie do miasta. Nie miałam zielonego pojęcia jak to miasto może wyglądać, chociaż wyobrażałam sobie coś, co widziałam w grach. Co prawda niezbyt lubiłam grać, ale siedząc u Mafuyu widziałam, jak ona gra, więc jako takie pojęcie o tym miałam.
,,Zaskoczyłaś mnie. Nie wiedziałem, że Nekonki umieją tak krzyczeć."
,,Taka ze mnie Nekonka, jak z koziej dupy trąbka. Mówiłam ci już, nie jestem żadną Nekonką, czy też innym zwierzem. Cała ta sytuacja mnie przerasta. Nie wiem skąd się tu wzięłam, ani też po co."
,,Racja... Ale wiesz, taka umiejętność może być bardzo przydatna."
,,Przydatna?"
,,Tak. Ogłuszasz tym przeciwnika i atakujesz. Dojdziemy do miasta, to odwiedzimy sklepy. Obiecałem kupić ci jakąś broń."
,,Jesteś pewny? Wiesz, że nie mam jak ci zapłacić."
,,Masz. Pranie i gotowanie sobie darujemy, przynajmniej dzisiaj, ale za to opowiesz mi o swoim świecie."
On jest dziwny. Powalony jak Lato z Radiem. No cóż. Przynajmniej to całkiem miły wariat. I przystojny. I silny. I inteligenty. I... Cholera, brzmię, jakbym chciała go poderwać. Kaori, weź się w garść.
Po niezbyt obfitym śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Naszym celem było Sigu coś tam.
W czasie marszu zaczęła mnie zastanawiać jedna rzecz. Jakim cudem on może mówić po japońsku? To nie ma większego sensu. Bariera językowa tu nie obowiązuje? W sumie może to dobrze. Miałabym wielki problem, gdybym nie mogła się z nim porozumieć.
Droga się dłużyła i ciągnęła jak papier toaletowy. Otoczenie niewiele się zmieniało. W końcu jednak las ustąpił miejsca polom i łąkom.
,,Seru, daleko jeszcze? Zmęczona jestem..."
,,Na znaku, gdzie się spotkaliśmy było napisane, że jedna yojana."
,,Yojanya?"
No chyba się z dupami na głowy pozamieniali. Jedna yojana. Czyli to znaczy, że jesteśmy dopiero w połowie drogi. Umieram. Yojana to dawna jednostka miary. Oznaczała dystans, jaki mogła przemaszerować armia cesarska w ciągu jednego dnia. Wynosi to około piętnastu kilometrów. Czyli w ch... dużo.
Seru postanowił umilić nam drogę, śpiewając piosenki w bliżej nieokreślonym języku. Wytrzymałam dwie...
,,Seru... Proszę cię... Zrób coś dla muzyki i nie śpiewaj."
,,Aż tak źle mi idzie?"
,,Koszmarnie."
Sprawdziłam stan baterii w telefonie. Ikona była pełna. Stan w opcjach pokazywał sto procent. Coś tu było nie tak. Po takim czasie powinno być zdecydowanie mniej, nawet około czterdziestu paru procent. Dziwne. Postanowiłam zastąpić śpiewanie Seru piosenkami z telefonu.
Zabawne było jak Seru przestraszył się ,,magii", której użyłam, puszczając muzykę. Co ciekawe, przypadł mu do gustu i hardcore, i rock, i nawet j-pop. Nie spodobał mu się natomiast dubstep. Nic dziwnego. W końcu nie każdy musi lubić odgłosy remontu. Ja uwielbiam <3.
Co kilka piosenek sprawdzałam stan baterii. Cały czas wskazywał sto procent. Albo ten cholerny złom się zepsuł, albo bateria zamieniła się w nuklearny akumulator. Ewentualnie baterię ruchową. W końcu cały czas jestem w ruchu... W sumie nie. Rozładowałaby się w nocy, a mimo to dalej jest pełna.
W końcu po kilku godzinach ujrzałam w oddali mur. Mur miasta. Sigu coś tam.
,,Przed nami Sigurito. Zrobimy zakupy, a potem trzeba będzie rozejrzeć się za tawerną. Dzisiaj będziesz mogła spać na wygodniejszym łóżku."
Przemilczałam to, jak i resztę drogi. Tuż przed bramą zatrzymała nas straż. Dwóch masywnych rycerzy okutych w błyszczące zbroje. Hełmy skrywały ich twarze, więc nie wiedziałam czy byli przystojni, czy może przypominali pana Minato - mojego (zboczonego) nauczyciela od W-Fu.
,,Stać, kto idzie?"
,,Jesteśmy najemnikami. Chcemy się zatrzymać na noc i trochę zaopatrzyć."
,,Człowiek i Nekonka, huh? Możecie wejść, tylko trzymajcie się z dala od kłopotów."
,,Spokojna głowa."
I tym oto sposobem dotarliśmy do miasta. Wyglądało ono dość dziwnie. Domy, które w ogóle nie przypominały fantasy, bardziej domki jednorodzinne w mieszkalnych dzielnicach większych miast w Japonii, asfaltowe drogi, ładnie przystrzyżone trawniki i żywopłoty... To nie wyglądało jak miasto z erpega. Bardziej jak prowincjonalne miasteczko w Japonii.
Seru prowadził mnie po mieście, tak jakby je znał. Zapewne był tutaj wcześniej. Mieszkańcy z uwagą mi się przyglądali. Dzieciaki, a raczej gówniarzeria (nie mogłam znaleźć innego określenia po tym, co mi robili) znaleźli sobie wesołą zabawę w ciągnięciu mnie za ogon. Cholerny koci ogon.
W końcu dotarliśmy do budynku, na którym wisiał szyld. Przedstawiał topór wbity w czyjąś głowę oraz kilka run, które przypuszczalne oznaczały ,,broń", ,,sklep z bronią" lub ,,zbrojmistrz". Niestety, przeczytanie tego było poza moim zasięgiem, więc mogłam tylko zgadywać. Weszliśmy do środka.
W życiu nie widziałam tyle żelastwa w jednym miejscu. Mieli tu wszystko. Zaczynając od małych nożyków przez miecze, topory, dzidy aż do halabard, czy jak się to dziadostwo zwało. Nie bardzo interesowały mnie średniowieczne militaria.
,,Wybierzmy ci miecz. Spróbujesz sama, jak ci się go trzyma. Ważne jest, żeby nie krępował ci ruchów. Nie może być przez to za ciężki. Tarcza może być dla ciebie za ciężka, więc w zasadzie moglibyśmy mierzyć w miecz dwu lub półtora ręczny, ale zostaniemy przy jednoręcznym - dla lepszej kontroli."
Nie miałam większego pojęcia, o czym on mówił, ale robiłam, czego ode mnie oczekiwał. Brałam każdy miecz do ręki i trochę nim machałam. Niestety, prawie każdy był za ciężki. W końcu Seru spytał sprzedawcę o jakiś miecz w sam raz dla mnie.
Sprzedawca, łysiejący starszy człowiek ze Stalinowskim wąsem, pomyślał chwilę, po czym zniknął na zapleczu. W tym momencie można by na spokojnie okraść jego sklepik. Po chwili wrócił, niosąc miecz. Była to... Jasna cholera! Katana! Co do cholery robi tutaj katana?!
Lekko zakrzywione, jednostronne ostrze o długości około metra... Katana jak nic. Chwyciłam za rękojeść i pewnym ruchem wyjęłam ją z pochwy. Tak! To będzie mój ,,weapon of choice". Jest taka jak powinna być katana. Lekka i... Miałam nadzieję ostra.
,,Bierzmy to!"
,,To będzie dwanaście srebrników."
,,Aż dwanaście?"
Zdaje się, że to trochę dużo...
,,Umm... Kaori..."
,,Seru, chodź na stronę."
Usunęliśmy się na bok. Seru wyjaśnił mi, że dwanaście srebrników to BARDZO dużo. Za dwadzieścia srebrników można było kupić wóz i dwa konie.
,,Mam pewien pomysł, który widziałam w anime..."
,,W czym? I co ty chcesz zrobić?"
Niczego nie wyjaśniając, podeszłam do lady. Usiadłam na niej i założyłam nogę na nogę.
,,Panie sprzedawco, nie możnya by nieco obniżyć ceny?"
Mój głos był kokieteryjny. Nie mogłam wprost uwierzyć, że robiłam coś takiego... Zachowywałam się jak dziwka. Mamo, tato. Wasza córka się zeszmaciła, żeby dostać miecz... No dobrze. Nikt ze znajomych mnie nie widział, więc, jak to mówią, ,,show must go on"!
,,Umm... Tego... Nie powinienem..."
Zaczęłam rozpinać guziki w bluzce, przy okazji podwijając nieco spódniczkę.
,,Panie sprzedawco, niech się pan nie da prosić..."
Umierałam ze wstydu.
Teatrzyk trwał jeszcze krótką chwilę. Udało mi się w ten sposób zbić cenę do pięciu srebrników, a dodatkowo dostałam pas, do którego mogłam przypiąć katanę oraz mały nożyk - idealny, by popełnić seppuku zaraz po wyjściu ze sklepu.
,,Nigdy! Więcej! Czegoś! Takiego!"
,,Znów mnie zaskoczyłaś. Doskonale to rozegrałaś."
,,Nigdy więcej. Gdyby widzieli mnie znajomi, stałabym się pośmiewiskiem całej szkoły, a jakby zobaczyła mnie matka, to na pewno wyrzuciła by mnie z domu."
Zapięłam pas i przypięłam do niego oba ostrza. W ogóle mi nie ciążyły, więc było w porządku. Szkoda, że nie mogłam ich schować tak, jak pokazywali to w Sword Art Online.
Seru stwierdził, że powinniśmy znaleźć nocleg, jako że słońce chowało się już za horyzontem. Karczma na szczęście nie była daleko. Zjedliśmy tam obfitą kolację. Pieczony dzik był daniem głównym. Do tego jakieś pieczywo i dla mnie woda, a dla mojego towarzysza - piwo. Nie chciałam piwa nie dla tego, że jestem jeszcze nieletnia. Po prostu mi nie smakuje. Po kolacji Seru chciał wynająć pokój...
,,Kaori, mamy problem."
,,Jaki?"
,,Jest wolny tylko jeden pokój - z jednym, dwuosobowym łóżkiem."
,,Because you had a bad day
You're taking one down
You sing a sad song just to turn it around..."
Słowa tej piosenki zabrzmiały mi w głowie. Kilka ostatnich dni nie należało do moich najlepszych. A w zasadzie były do kitu. Oblałam sprawdzian w matematyki, nie mogłam znaleźć sobie chłopaka, podrożały moje ulubione ciastka, miałam rozdwojone końcówki, trafiam do dziwnego świata, robiłam z siebie dziwkę, by dostać miecz, okres mi się spóźniał i jeszcze miałam spać w jednym łóżku z facetem, którego ledwo znałam... Gdzie ja miałam ten nóż do seppuku?
No nic, pozostało mi tylko przyjąć to wszystko na klatę. Pokój, w którym przyszło nam spędzić noc był mały. Ot, duże łóżko, dwie szafki - po jednej z każdej strony. Do tego stół, dwa krzesła, stojący wieszak... I to właściwie tyle. Mimo iż Seru wszedł pierwszy, złapałam się na tym, że chciałam zapalić światło, jak to zawsze robiłam, wchodząc do mojego pokoju. To taki nawyk. Trafiłam jednak na pustkę. Nie tracąc ani chwili, od razu wskoczyłam do łóżka, wyznaczając granicę, którą jeśli Seru przekroczy, to dorobię mu bliznę na drugim policzku. Jednak mimo wszystko wiedziałam, że Seru miał swoją dumę i na da się instynktowi, co za tym idzie nie zrobi mi krzywdy. Nie dlatego, że nie miał jaj, by to zrobić. Dlatego po prostu, że był uczciwy wobec siebie.
Leżałam na łóżku zamyślona. W tym samym czasie Seru siedział przy stoliku i coś pisał. Chciałam zapytać, to to takiego, ale się powstrzymałam. Krótką chwilę potem, zmęczona dzisiejszą podróżą, usnęłam.