Odp: [ex. 1.1] Zaginieni Drwale
Odpowiedź #27 –
Od progu zastaliśmy naszą kotkę. Popatałem ją.
Nagle gromki głos również mnie "przywitał". Był skrzekliwy jak wrona, a przez ton wypowiedzi przepływał stężony strumień nie miłości i sympatii, bardziej logiczności i realizmu:
- Gdzie wyście byli??? Ile razy mam wam powtarzać, że o siódmej zbiórka w domu?! Zebrało mi się na "uroczyste" powitanie, dlatego starałam się upichcić cokolwiek co lubicie, puree już stoi ostygłe!! Znowużcie się tarzali w jakimś błocku na obrzeżach miasta!! Do wanny, oboje, natychmiast!!! Gacie do prania!!!
- ...
Modelowa odpowiedź, gdy Mama jest strapiona. Jeśli nic Mamie denerwującego się nie przydarzyłoby, powitanie byłoby znacznie dobrotliwsze.
Puree nie lubię, i nawet chętniej oddałbym je pleśni do pożarcia. Błocko było lekkimi osadami kurzu na kimonach, a poza centrum nie staraliśmy się wychodzić...
Natomiast rozkaz Matki pójścia proooosto do mycia rozbił mnie do cna. Znaczył on tyle, że po odświeżeniu się mielibyśmy kłaść się do wyrek. Mamy więc mało czasu na deal.
Przewróciłem oczami na odpowiedź Mamy, co Ri też uczyniła. Oboje przeszliśmy do swoich pokojów (to się nazywa bogaci rodzice) i oboje rozmyślaliśmy nad tym, jak przekonać rodzinę. Ja ze względu na trening z Momotaro, Ri ze względu na Momotaro. Jednak nasze przemyślenia były zbyt małe, by przerodzić się w jakiś dobry plan.
...
Dokładnie w momencie gdy wrócił Ojciec, pierwsza do łazienki poszła Ri.
Pierwsze, co zrobi Tato, to ucałuje kobietę będącą w kuchni. Drugą rzeczą, jego ulubioną zresztą, będzie fotel i gazeta. Koniecznie najnowsza, zważywszy na to, jakie dziś było poruszenie. - lekko skwaszony, rozwijałem w myślach grafik czynności rodziców - Nie ukrywam, że jeszcze weźmie z szafeczki jakiś trunek i będzie sobie popijał. W alkoholu łodzie można topić...
...
Uznałem, że zejdę po porcję monstrualnego puree wraz z indykiem i surówką. Dość zachodnio dzisiaj z menu...ale jedzenie to jedzenie, a ja znów zgłodniałem. - zaprzątałem głowę myślami.
- Dobrze byłoby, jakbyś jutro poodkurzał. - rzucił ojciec zza gazety.
- Właśnie dziś mam zamiar nocować u jednego znajomego - rozpocząłem blef.
- Znajomego? - jednogłośnie odpowiedzieli rodzice.
- N-no, tak. Muszę szybciutko zapasy zrobić, prezent jakiś nabyć... Ri też chciałaby pójść.
Starsi westchnęli przeciągle, nadal jednym głosem.
- ...Ty możesz pójść, bo masz osiemnaście lat i potrafisz już się obyć w świecie, a w twoje atrakcje ja się nie angażuję - zezwolił Ojciec - Ri z drugiej strony zostaje. Nie możemy narażać was na niebezpieczne potwory, które podobno zaatakowały grupę silnych drwali dziś południem.
Częściowo ucieszyłem się na tą odpowiedź: chwycili "haczyk 18". Ri jednak trzeba będzie jakoś przepchnąć.
- A co wy na to, by potowarzyszyła mi w zakupach? Kupimy też zapasy do domu... Nie dziś wieczór, to jutro... proooooszęęęę.... - przyjąłem ofensywny atak na nakrapiane sake argumenty Ojca. Jest przesądny nawet po 1/3 butelki słodkiej.
- ...Wiesz, że zawsze mamy wasze dobro i bezpieczeństwo na oku...więc mogłaby nam kupić mięcha i browca od tego sklepikarza...zaś ty pilnowałbyś jej od tych monstrów... ale potem ani mowy o jęczeniu, że odkurzacz za słabo ciągnie. Przez miesiąc.
Wzdrygnąłem się na ostatnie słowa. Miesiąc "prac domowych" to nie przelewki. Niemniej blef dziwnie łatwo przeszedł. Bez krzyku jak u wrony.
- Ale alkohol to jeszcze za wcześnie bo ty masz dopiero osiemnaście lat a nie dwadzieścia więc piwa ani wina ani sake to ty nie pij bo to strasznie demoralizuje młodzież....
Wykrakałem.
Dzierżąc talerz z rozbitymi kartoflami i ptakiem, pomyślałem o Ri i o tym, jak ona przekona rodzinę ze swojej strony deal'u.
Przy łazience, tuż przed moim nosem pojawiła się właśnie ona, sekundy z wody.