Jestem zbulwersowany. I choć wiele potrafię znieść i zrozumieć, nie mogłem wytrzymać hałasu, jaki panował w domu sąsiada. Rozumiem, że bawić się jest rzeczą ludzką, i rozumiem nawet, że można nieźle imprezować o trzeciej w nocy, ale kroplą, która przelała czarę, były odłamki szkła z uszkodzonego przez decybele okna sąsiada, które niby diamentowy deszcz spadły na moje podwórko i podziurawiły wszystkie opony w moim samochodzie. Te z kolei zaprotestowały i z donośnym syczeniem przeszły w stan nieużywalności. Wkurzony i niewyspany poszedłem więc do winowajcy, po drodze dotkliwie kalecząc sobie pięty i palce o rozsypane szkło, i zastukałem groźnie do drzwi. Stukanie jednak zostało zagłuszone przez kakofonię panującą w środku, toteż postanowiłem wejśc bez zaproszenia. Był to mój wielki błąd, bo do dziś leczę sobie oba bębenki, a drżenie całego ciała ustąpi prawdopodobnie za dobry miesiąc. Lekarze powiedzieli, że szok był i tak stosunkowo niegrożny, bo sądząc po głośności muzyki, która mnie tak załatwiła, powinienem być już warzywem. Owszem, odrzucony do tyłu faktycznie wpadłem na płot i połamałem sobie 80 procent kości, jednak kręgosłup jest ledwie draśnięty i powinienem zejść z wózka za rok. Co prawda wybiwszy sobie wszytkie zęby jestem skazany na karmienie mnie przez rurkę, ale poza tym jestem szczęśliwy - mogło się to przecież zakończyć o wiele gorzej.
Mogłem na przykład skończyć jak pewien mój znajomy, który został w końcu zamknięty w psychiatryku, ponieważ uznał, że jest gumowym kurczakiem. To, że zaczął składać ręce w skrzydła i gdakać nie zaniepokoiło jeszcze nikogo (od dzieciństwa miał podobne fazy, a teraz i tak wszyscy odetchnęli z ulgą, że nie chce być Spidermanem i bujać się na pajęczynie pomiędzy biurowcami). Natomiast gdy zaczął zjadać w hurtowych ilościach gumę do żucia, nikt jakoś nie potrafił mu wytłumaczyć, że gumowe kurczaki co prawda składają się z gumy, ale bynajmniej nie z balonowej. Nie chcąc więc im wierzyć, zaczął on zakupywać i konsumować ją w jeszcze większych ilościach, a gdy wszyscy sprzedawcy słodyczy w mieście na jego widok wyciągali spod lady kałasze, jął zabierać pożywienie małym dzieciom. Nie skończyło się to dla niego szczęśliwie, zresztą - skąd miał wiedzieć, że taki mały, pięcioletni szczyl ma takiego napakowanego ojca? Zaniepokojona już rodzina postanowiła wysłać go do szpitala psychiatrycznego - gdy wyleczono mu wszystkie skomplikowane złamania, w tym dziesięć połamanych stawów.
Jak widać, moje położenie jest więc o wiele lepsze (w szpitalu dają lepiej jeść niż w psychiatryku). Tym bardziej, że facet z ubezpieczalni dostał zawału, gdy mnie zobaczył - oznacza to ni mniej, ni więcej jak to, że ubezpieczalnia z pewnością pokryje wszystkie straty wynikające z mojego wypadku. A sąsiad dwa razy się zastanowi, zanim podkręci głośność na maksa - tym bardziej, że ta jego muzyka była jakaś tandetna. Aż dziw, że ludzie mogą tak dobrze się bawić przy symfonii J. S. Bacha w wersji dla audiofilii - na osiemnaście głośników. No ale o gustach się nie dyskutuje - to i tak lepiej, niż gdy puszczał hard metal. Wypłoszył wtedy wszystkie koty z okolicy, czym zdenerwował zaproszonych na zorganizowane przezeń spotkanie satanistów. Nie było to zbyt miłe, bo jako środek zastępczy posłużył im kurczak z zamrażarki, a takie ciężko się palą. To jednak i tak nic w porównaniu z tym, jak zaprosił do siebie chórek Murzynów śpiewających rap - ściągnął całą "młodzież HWDP" z okolicy. Do dziś zmywam farbę graffiti z mojego psa, a samochód musiałem od nowa lakierować. Ciekawe, jak będzie wyglądać następna impreza sąsiada - po wieczorze gry na grzebieniu już nic nie może mnie zaskoczyć.