...zaawansowana i wyrafinowana technologia kappa w akcji. Nie znał się, ale miał wrażenie, że to pocisk. I że osobę która się z nim spotka czeka bardzo niemiła niespodzianka. Najważniejsze jednak, że droga na górę była bezpieczna. Można było tam lecieć bez większego strachu, że coś ich zestrzeli albo pożre. Taką miał nadzieję.
Strasznie się napaliła na tą akcję. Nie rozumiał do końca tego entuzjazmu z jej strony. Co ona zamierzała z tego wyciągnąć? Węszyła jakiś profit? Cóż, dopóki była w pobliżu skora do pomocy...
Poczuł obrót. Chyba. Nie wiedział, co o tym sądzić. Po chwili jednak jego umysł na chwilę skupił się zupełnie na jednej rzeczy.
Niebo. NARESZCIE! Nie mógł powstrzymać uśmiechu, tak bardzo był szczęśliwy. Wylądowali, a sam wyprostował się i wciągnął głęboko powietrze, niemal chłonąc całkowicie swoją piersią gwiazdy oraz słońce. Przeciągnął się, wyciągając ręce na skos. Chwała Słońcu, gwiazdom i księżycowi!
-Na to wygląda-Jedna z jego hipotez się potwierdziła. Wrócił do pozycji spoczynkowej i sprawdził, czy mógł już używać magii. Spróbował unieść się nad ziemią parę centymetrów, poprzez manipulacje grawitacją.
Tak czy owak, wyglądało na to, że wszystko było jak było... jak było...
...chwileczkę.
-To nie wszystko. Niebo stanęło-Zauważył mężczyzna. Spostrzeżenie to przywróciło mu przytomność. Intrygujące. Nawet bardzo. Czyli było w tym coś więcej. Tylko co...
Nie było mu dane zastanowić się nad tym bardziej. Jego uwagę zwróciły słowa kappy. Zdawało mu się, czy wychwycił przestrach, panikę... może mu się zdawało. Może... chwila, gdzie ona zniknęła?!
Popatrzył na niebo. Ktoś tam był, dwie osoby. Jedna wznosiła się coraz bardziej w górę, a druga znajdowała się na w miarę stałym poziomie.
...no to świetnie. Jedna z tych osób miała taką reputacje, że tamta wręcz wyparowała. Nie miał zamiaru czekać, aż któraś z nich się na niego rzuci. Chociaż mogły reagować jak psy - jak zacznie uciekać, to się dopiero wtedy na niego rzucą. Jaką miał jednak alternatywę, czekać, aż coś go rozszarpie?
Takie miał rozważania. Aż jedna z nich i tak w niego poleciała, ta spokojniejsza. No, to miał odpowiedź. Nie brzmiała na bardzo groźną, ale to mogły być pozory. Jak mógł wcześniej się unieść nad ziemią, to poleciał wzdłuż ścieżki do świątyni, byle prędzej. Jeżeli jednak nie... no to co mógł? Pobiegł.
Musiał jednak uważać. Któraś z nich mogła na niego polecieć, albo co gorsza zacząć strzelać z danmaku. W najgorszym wypadku użyje spellcardy jeżeli nie mógł używać magii. Albo zablokuje czarną dziurą, którą pozostawi za sobą by wchłonęła nadlatujące pociski.
Świątynia była jego tropem, a w tym momencie najpewniejszym schronieniem przed nieznanym. Chyba, że to ich sprawka z tym niebem. Wtedy będzie miał przefikane.