Ether Vapor Remaster

Recenzja:

„Don't blame if you get caught in crossfire.
And if you fire at me, I will take you down without hesitation!”

KretonTę grę miałem opisać już wieki temu, a nawet jeszcze wcześniej, gdy miałem kompa, na którym ostatni etap wyciągał w porywach 20 FPS. Potem wydaliśmy angielski patch... ... ... ... I nadal nie napisałem recenzji... Następnie kolejną okazją było wydanie wersji Remaster... I znów nic. W końcu po dłuższej chwili, panie i panowie... Ether Vapor Re: na Parze!

Caldea i Lydia. Dwa państwa w stanie wojny. Caldea stanowiąca potęgę technologiczną, jak i militarną i zdziesiątkowane oddziały Lydiańskich wojsk... A między nimi – Samotny Ex-Tio... Ale jaki cel ma pilot tej maszyny i po czyjej stronie walczy?

Walczy po naszej! Bo po czyjej by innej? Tak. Za sterami Ex-Tio pod postacią niejakiego Luki Earlgray (herbata?) zasiadamy my – gracze. To cała fabuła, jaką może pochwalić się EVR, czyli Ether Vapor Remaster. Hm... Remaster? Ale Remaster czego? Ano Ether Vapor. Dla tych co nie wiedzą – Ehter Vapor po raz pierwszy ukazał się pod koniec 2007 roku. Remaster wydany w 2011, a wersja na parze wydana została rok później.

Tak więc, po odpaleniu gry trafiamy do opcji, gdzie musimy skonfigurować nasz profil oraz możemy ustawić na przykład klawiszologię. Następnie możemy ruszać do boju i tu miła niespodzianka – początkowa scena przedstawiona jest w 3D, a następnie kamera ustawia się tak, że otrzymujemy typowy vertical shmup. Jeszcze podczas pierwszego etapu jesteśmy świadkami zmiany kamery, podczas gdy ta obraca się wokół naszej maszyny, a my sterujemy tylko celownikiem. Etap drugi zaczynamy już jako horizontal shmup. Tak, to jest właśnie główny atut gry. Kamera zmieniająca się w trakcie rozgrywki. Jeden z etapów prowadzony jest nawet częściowo w rzucie izometrycznym (coś jak w RTSach). Między kolejnymi etapami, dzięki wstawkom poznajemy bohaterów. Tych dobrych (Luka, Sana), tych złych (Selva, Tetley (znów herbata? Czyżby Nal (twórca) miał fetysz na herbatę?)) i tych nie do końca dobrych, ale też nie do końca złych (Daniel, Kleim). Wszystkie te wstawki to ładnie wykonane filmiki, mniej lub bardziej dynamiczne, przedstawiające rozmowy pilotów przez radio. Do pełnej zajebistości brakuje tylko japońskiego voice actingu.

Czym więc latamy? Ano wspomnianym Ex-Tio. Dodatkowo do odblokowania jest wersja Ex-Tio Overdrive. Różni się nieco od oryginału tym, że jest silniejsza, ale nie będę ujawniał więcej szczegółów. Trzecią maszyną jest „Bonus Fighter”. Jest to naprawdę OP maszyna, którą gra się nieco inaczej. Zarówno Overdrive, jak i Bonus Fighter muszą być uprzednio odblokowane, a jak to zrobić pozostawiam wam do odkrycia.

Jak wygląda uzbrojenie naszych maszyn ? Każda ma to samo, choć w każdej wygląda i działa to trochę inaczej. Bronie to: Gatling, Winder i Lock-on. Każda broń ma dwa typy strzału. U Ex-Tio Gatling strzela szybko w linii prostej. Po naładowaniu wystrzeliwuje mały, ale zabójczy promień, który przebija się przez wszystkich wrogów. Winder to broń, która strzela pod kątem. Kąt można ustawić samemu. Dobre, gdy przeciwnicy nadlatują z boków. Po naładowaniu wytwarza wokół nas pole ochronne, które dodatkowo niszczy wszystko, co znajdzie się w jego zasięgu. Lock-on to... No, Lock-on. Samo sobie namierza, w co będzie strzelać. Można ręcznie zmienić cel namierzania, a po naładowaniu uderza w cel i wybucha, raniąc wszystko, co tam było. Nieco inaczej wygląda sprawa ładowania tego. W przypadku Overdrive wygląda to podobnie, tylko mocniej, a pewne różnice ma Bonus, ale przyjemność testowania zostawiam wam.

Z czym zatem walczymy? Brakuje tu nieco zróżnicowania między niebem a ziemią. Walczymy więc z samolotami, czasem wpadnie pod działo jakiś mech, czasem nieco większa maszyna... Jednostek naziemnych nie ma, za to pojawia się wielki latający Battleship. Bossowie są wykonani w dobry sposób, a ich ataki zależne są od ich aktualnego stanu energii. Z samych bossów też mamy pewne urozmaicenie. Mamy różnego rodzaju samoloty, mechy i nawet wielkiego pająka (w sumie jedyny naziemny przeciwnik na cała grę). Żeby było ładniej – w walce nie jesteśmy sami. Od końca trzeciego etapu aż do połowy piątego pomaga nam urocza Sana – pilotka Lydiańskiego myśliwca, na który wpadamy pod koniec pierwszego etapu.

Jak zatem ma się sprawa z tłami? Muszę przyznać, że pierwszy i drugi etap wyglądają dość biednie, bo czego spodziewać się po niebie i morzu? Od trzeciego etapu zaczyna się robić ładniej. Lecimy nad miastem, w wąwozie czy w podziemnej bazie. Wszystko wygląda naprawdę dobrze... Może trochę pusto. Poniżej screenów zamieszczam dodatkowe grafiki, które przedstawiają różnice pomiędzy wersją zwykłą oraz remasterowaną.

Muzycznie gra wypada nieco gorzej. Co prawda muzyka jest dobrze dopasowana i ogółem jest przyjemna, ale... Czegoś jej brakuje. Nie ma tu ani jednego utworu, który by zapadał w pamięć. Dźwięki też są poprawne.

Do największych minusów gry mogę zaliczyć poziom trudności. Grę zaczynamy z dwiema tarczami. Co 60k punktów dostajemy dodatkową. Utrata wszystkich = game over. Wówczas możemy przerwać grę lub skorzystać z continue, które zwiększają się o 1 za każdym razem, gdy kończymy grę. Poziom trudności jest dość wysoki. Rekordowo doszedłem do początku etapu 6 bez używania continue. Najwięcej żyć tracimy na bossie 4 poziomu, którym jest wielki pająk, a walka z nim wymaga patrzenia na nas, żeby nie dostać pociskiem w dupę i na bossa, żeby wiedzieć, w co strzelać i jakim typem ognia. W efekcie dostajemy albo w dupę pociskiem, albo laserem. Do wyboru. Najtrudniejszy i tak jest przedostatni boss (gdzie widok mamy pod kątem i unikamy laserów, które przy tej kamerze cholera wie, gdzie mają hitbox i kiedy nas trafią) oraz ostatni, na którym mamy random clusterfuck.

Z ciekawszych opcji, które oferuje nam EVR to między innymi międzynarodowy ranking online, możliwość zobaczenia strony z bonusami (w oryginalne, by dostać link trzeba było ukończyć grę i na samym końcu napisów końcowych wyświetlany był adres), Boss Rush (w oryginale był jako oddzielna gra wydana pół roku po bazowej grze) oraz dość interesująca opcja - włączenie wyświetlania hitboxów wszystkich obiektów na ekranie. Dodatkowo jeśli posiadamy okulary do twójwymiaru w kolorach red-cyan, możemy włączyć anaglifowy tryb 3D (coś jak w DynaMarisa 3D)!

O co chodzi z wspomnianą parą? No oczywiście, że o platformę, po której biega dr Freeman czyli Steam! Jak więc ma się EVR na Steamie? Single Player, Ranking Online, dwadzieścia osiągnięć, pełne wsparcie kontrolera, karty kolekcjonerskie, muzyka (jako DLC). Wszystko w cenie 7.99€ (około 35 PLN) + 4.99€ (około 22 PLN) za DLC.

Podsumowując całość: siedem etapów, Boss Rush, trzy maszyny, dynamiczne zmiany kamery, ciekawi przeciwnicy, ładne wstawki i reżyseria, rankingi, osiągnięcia, karty kolekcjonerskie i trochę duży poziom trudności. Czy warto? Tak! Gra jest warta swojej ceny (Soundtrack już mniej :P). Jest to gra, dzięki której Edelweiss stało się znaczącym graczem na rynku Danmaku. Już niedługo zrecenzuję kolejną ich grę, póki co – do maszyn, piloci.

Oceny:

KretonH-CollectorMałyszeqTribellŚrednia
Średnia6,25???6,25
Grafika10???10
Muzyka6???6
Trudność0 (10)???0
Miód9???9

Wymagania sprzętowe:
Procesor: Pentium4 3.0GHz lub lepszy
Pamięć: 512 MB RAM
Grafika: Dowolna karta graficzna obsługująca tryb VGA, DirectX9 i 3D.
Dysk: około 100 MB
Dźwięk: Dowolna karta dźwiękowa kompatybilna z DirectSound.

Screeny:

001
002
003
004
005
006
007
008
009
010
011
012