Mountain of Faith

Recenzja:

MałyszeqTouhou 10: Mountain of Faith, jest już dwunastą w serii częścią (licząc z dwoma spin-offami - Touhou 7.5 i Touhou 9.5), licząc od początku i siódmą, licząc od pierwszej gry Touhou na PC. "Góra Wiary" stanowi swego rodzaju kamień milowy między drugą, a trzecią generacją, jak się to określa. Pierwszą generację stanowiły części 1-5, wydane na komputer PC-98. Drugą generację - części od 6 do 9.5. I teraz już gra z numerkiem 10. Jak wyróżnia się spośród innych, czy jest lepsza, czy gorsza? Poprzeczka ustawiona była wysoko tym bardziej, że od czasu Touhou 8, ZUN nie wydał gier, które byłyby typowymi strzelankami danmaku. Touhou 9 było grą bardziej stworzoną pod multiplayer niż single, co mogło razić, zaś 9.5 było eksperymentem polegającym na... fotografowaniu danmaku. Nic więc dziwnego, że "Mountain of Faith" wyczekiwane było jak dobry konwent w czas posuchy przed sezonem letnim. Jak wyszło ZUN-owi tym razem?

Jak wiadomo, recenzja jest tylko subiektywnym zapisem wrażeń grającewgo, który stara się być obiektywny, choć nie zawsze się to udaje. Już na początku muszę powiedzieć, że gra, mimo swego niewątpliwego szlifu i typowego klimatu cechującego produkcje Team Shanghai Alice (czyli jednoosobowej ekipy, składającej się z ZUNa + kegi z piwem), po przejściu pozostawia... niedosyt, bądź pustkę. Fabularnie chya przede wszystkim. Historia o jakiejś nowej bogini, która grozi rozwaleniem Świątyni Hakurei wypada kiepściutko w porównaniu do takiego np. odcięcia Ziemi od Księżyca, albo próby ożywienia ciała leżącego pod demonicznym drzewem sakury. Jednak nie oszukujmy się, na fabułę zwracają uwagę w większości starzy wyjadacze sprzeczający się o takie niuanse jak pochodzenie Sakuyi. Reszta zaś po odpaleniu gry zapomni od razu o miałkości historii zaserwowanej nam przez ZUNa. Dlaczego?

BO GRAFIKA W TEJ GRZE POWALA! A konkretnie tła. Nie mówię tu o postaciach, które są charakterystycznie toporne (chociaż widać poprawę w porównaniu do poprzednich części). Lot nad Lasem Youkai, czy w górę wodospadu, oraz spowite mrokiem jezioro Suwa na ostatnim poziomie wyglądają rewelacyjnie. Muzyka chociaż nie należy do najlepszych, nie jest jednak zła. Ot, typowa dla ZUNa porządna robota z kilkoma wybijającymi się ponad przeciętność kawałkami, takimi jak