Firéne Farkas:
Dawno już nie było ludzi którzy chcieliby przyjść do twego zamku strachu.
Spacerowałaś właśnie po lesie magii w środku nocy z piękną pełnią księżyca.
>Opisz swoje przemyślenia.
Feliks:
Mija czas nieokreślony od twojego użycia zaklęcia na Białym towarzyszu.
Budzisz się w środku nocy w lesie magii. Księżyc świeci pełnią blasku.
>Opisz co masz zamiar teraz zrobić.
Johanes Alvane:
Zostałeś przeniesiony do... Gdzieś. Jeszcze kilka sekund temu zostałeś uderzony w brzuch sztyletem a teraz w środku nocy znajdujesz się w lesie.
Jakkolwiek nie dowierzający byłeś w magiczne zdolności osób z którymi się spotykałeś, teraz stało się coś zdecydowanie magicznego.
Wokół nie widać żywej duszy.
- Ma ktoś proszki na ból głowy?
Zdecydowanie bywało lepiej... Nie wiedziałem gdzie jestem a w głowie chyba rozbił się samolot pasażerski. Ale chociaż była przyjemnie chłodna pogoda, i jasna noc.
Poza bolącą główą chyba byłem w jednym kawałku. Ech, nigdy nie sądziłem że moja własna moc uderzy we mnie. Ale za to ten zboczeniec będzie musiał przemyśleć swoje czyny. Przypomniałem sobie o tamtej dziewczynie, jak ona miała... Shigune? Zapomniałem że ona też oberwała!
Nagle zabrałem się za szukanie dziewczyny. Ale szukanie śladów szło dość opornie. Mam nadzieję że jest bezpieczna, będę musiał jej kiedyś to wynagrodzić. O ile mnie nie zbije... Chyba za to nawet mi się należy.
W końcu usiadłem na tyłku, zrezygnowany i zacząłem gapić się w księżyc. Był ładny, ale zaczęło się coś dziwnego dziać z moim ciałem. Jakby moje wnętrzności się rozpuszczały i zestalały z powrotem. Na razie nie było to na tyle dokuczliwe by mi przeszkadzało, ale nagle przypomniał mi się poczęstunek w SDM. Czułem coś podobnego, ale nie w takim nasileniu. Wtedy to zignorowałem, ale tym razem było bardziej wyczuwalne.
W końcu przestałem to roztrząsać, i zabrałem się za dalsze poszukiwania Shigune... mam nadzieję że tak właśnie ma na imię.
Minął kolejny bezowocny dzień. Nie do końca potrafiłam znaleźć przyczyny tak małego zainteresowania ludzi. Przecież strach, jeden z najbardziej pierwotnych instynktów zakorzenionych w podświadomości człowieka, powinien budzić w nim dwa przeciwstawne uczucia:
Pierwsze, wynikające z potrzeby przetrwania: ostrzegawcza i odstraszające. Zakodowany w umyśle prymitywny mechanizm informujący o zagrożeniu. Paraliżujący bądź motywujący do działania w celu uratowania swojego istnienia.
Drugie: wynikające z perwersyjnej natury człowieka, czyli fascynacja tym, co ich przeraża. Próba badania wytrzymałości swojej psychiki oraz chęć zbadania tego, co powoduje w nich taki lęk. Innymi słowy, uczucie to było ściśle związane z próbą ogarnięcia umysłem właśnej, ułomnej natury pełnej cech pierwotnych, które upodobniały rodzaj ludzki bardziej do zwierząt, niż do istot stworzonych na wzór i podobieństwo jakiegoś bóstwa, za jakie się w swojej pysze uważali.
I właśnie te drugie uczucie miało mi zapewnić stały dopływ pożywienia, a tak znowu muszę polować. Przynajmniej noc jest wyjątkowo piękna, aż szkoda ją marnować na poszukiwanie zabłąkanych istot. Wprawdzie odczuwałam głód, niemniej daleko mi było do desperackiego szukania ofiary, a pełnia zdarza się tylko raz na cztery tygodnie. W dodatku przy tak bezchmurnym niebie. Poszukałam więc jakieś polany, aby zasiąść pod drzewem i poczytać trochę średniowiecznych poematów. Lubiłam je. Może nie była to jakaś wybitna literatura, ale dobrze ukazywały słabość umysłów w tamtj epoce. Słabość, która obiawiaja się w personifikowaniu zjawisk, których nie pojmowali, w postaci aniołów i demonów. Słabość, z której się narodziłam... Poczułam lekką nostalgię i brak czerwonego wina. Tak, ono by tutaj idealnie się nadało. Jednak nie ma sensu wracać teraz do domu.
Zwłaszcza, że jak mi się poszczęści, to może znajdzie się jakaś ofiara.
Moja głowa była pełna chaotycznych myśli, adrenalina jaką miałem podczas walki jeszcze ze mnie nie zeszła... Płuca pracowały z podwójną wydajnością, a walące serce zdawało się próbować wyrwać z mojego ciała. Po krótkiej chwili dopiero oddech się uspokoił, tętno wróciło do normy, a ja byłem w stanie uporządkować umysł, tym samym sprawiając że dotarło do mnie co się stało. Moja lewa ręka powędrowała tam, gdzie powinienem mieć okropną, krwawiącą ranę, jednak nie znalazła nic. Druga, cały czas trzymająca w kurczowym uścisku rewolwer, schowała go na swoje miejsce w wewnętrznej kieszeni płaszcza. Oczy przyzwyczaiły się do ciemności i dopiero wtedy mogłem zobaczyć gdzie jestem. Widok był mi obcy - byłem w lesie. Przez ostatnie pięć lat nie wystawiłem nosa poza Chicago, a teraz jakimś sposobem trafiłem do lasu. Uszy przyzwyczajone do gwaru miasta teraz się buntowały, niespokojne nagłą ciszą zaczęły wychwytywać najdrobniejsze dźwięki i sprawiać, że brzmiały głośniej i, na swój sposób niepokojąco...
Oczy wypatrywały jakiegokolwiek dowodu na istnienie cywilizacji, bezskutecznie. W końcu podszedłem do najbliższego drzewa. Jak to było, mech zawsze rósł na północy? A z resztą jeśli nawet wiedziałbym gdzie jest północ co by mi to dało? Jestem na kompletnie nieznanym terenie, bez żadnego ekwipunku innego niż mój rewolwer. Jest noc, a idę o zakład, że w tym lesie mieszkają wilki, rosomaki czy inne nieprzyjemne stworzenia. Chyba najrozsądniejszą rzeczą byłoby znalezienie jakiejś polany i rozpalenie ogniska. Kierowany tą myślą ruszyłem w losowym kierunku, w końcu chyba nie mogę się jeszcze bardziej zgubić?
Feliks:
Błądząc po lesie do którego nawet nie pamiętasz jak trafiłeś nie byłeś w stanie znaleźć nikogo z grupy wcześniej spotkanych osób gdy nagle... Ujrzałeś człowieka.
Johanes Alvane:
Idąc w losowym kierunku słyszałeś tylko i wyłącznie pohukiwania sów. Czasami jakieś szczury przebiegały tobie drogę lub inne gryzonie uciekały słysząc cię.
Nagle jednak stanąłeś przed czymś niezwykłym. Mogłeś zobaczyć tę istotę bardzo wyraźnie dzięki jasnemu światłu pełni księżyca.
Wyglądał trochę jak duży kot, chociaż twarz miał jakoby ludzką. Miał chwytne dłonie i cały nie przypominał żadnego zwierzęcia o jakim kiedykolwiek mogłeś czytać.
Feliks i Johanes:
Przeznaczenie was połączyło. Spotkaliście twarzą w twarz. Człowiek i nekogryf...
Firéne Farkas:
Czytałaś książkę siedząc w niemalże absolutnej ciszy. Noc była bardzo spokojna lecz w pewnym momencie usłyszałaś, że coś przebija się przez liście drzew aż w końcu dziwna osoba spadła tobie z nieba.
Była to dziewczyna o siwo-białych włosach spiętych w kucyk. Ubrana niczym kapłanka lecz jej strój był biało-niebieski.
Po upadku leżała ona niczym placek lecz po chwili zaczęła wstawać, otrzepywać się... I spojrzała na ciebie.
Przybrała pozycję jak gdyby wkroczyła właśnie na scenę i zaczęła się przedstawiać:
Witaj o potężny potworze z lasu! Na imię mi Mononobe no Futo, postrach dwóch lasów i trzech gór! Taoistka pięciu żywiołów! Mistrzyni sztuk mistycznych i tajemnych technik klanu Mononobe! Przebyłam ciężką i długą drogę aby cię spotkać o potworna osobo! Widząc mą potęgę i żywą legendę taką jaką jestem winnaś klęknąć i zacząć mi służyć! - Dziewczyna miała bardzo dumny wyraz twarzy, ale chyba mówiła poważnie.
Ile ja czasu błądzę? Nadal tej małej nie bylem w stanie znaleźć, kręciłem się po lesie jak idiota.
Ale w końcu trafiłem na człowieka. Wyglądał jak ktoś kto się zgubił, nie czułem od niego zła, ale czuć było pod niego tytoniem. Mimo ze starałem się, nie umiałem zignorować tego nieprzyjemnego zapachu. Jednak musiałem odszukać Shigume, może on wie coś na jej temat?
- Przepraszam, widziałeś może małą dziewczynkę w białej sukience? Ona miała mi pomóc wydostać się z tego lasu?
Wypaliłem trochę bez namysłu, ale zapomniałem że nadal to człowiek który mnie nie zna. Gdy do mnie to dotarło, dodałem:
- Nie bój żaby, przecież cię nie zjem.
Książka przypadkiem otworzyła się na poematach rycerskich. Piękne bajeczki i cudowna próba przypisania swoim wzorcom nadludzkich cech i dokonywania czynów, które leżą poza zasięgiem zwykłego śmiertelnika. Oczywiście nie może zabraknąć ubarwienia tych historii różnymi potworami, demonami i magicznymi istotami, które ów bohater musiał pokonywać. Tak, ta potrzeba szukania sobie wyidealizowanych wzorców bardzo dobrze wpisywało się w ludzką naturę i była na swój sposób zabawne. Szczególnie w sytuacji, gdy ktoś, próbując podążać ślepo za słowami bardzo przerysowanych pieśni i poematów, śpiewanych przez trubadurów, bądź zapisywanych w księgach, doprowadzali swoją pasję do granic szaleństwa, a niekiedy, z odrobiną mojej pomocy, ją przekraczali. Zaśmiałam się cicho przypominając sobie szalonego rycerza masakrującego niewinnych wieśniaków tylko i wyłącznie dlatego, iż święcie wierzył w ich powiązania z siłami nieczystymi. Ach, to były piękne czasy...
Moja nocna lektura została jednak przerwana przez pewną niezdarną istotę, którą aż pycha zżerała od środka. W pierwszej chwili miałam ochotę skwitować ją paroma ciętymi uwagami i zapewnić jej bardzo ciekawych doznań umysłowych, które pewnie zapamiętałaby na długo. Przed taką reakcją powstrzymała mnie jednak jedna rzecz. Ona jest świadoma mojej demonicznej natury. Uśmiechnęłam się szeroko. Kontrakty ludzi z demonami były mi dobrze znane i, chociaż tutejsi mieszkańcy różnili się kulturowo od starej Europy, to chyba jednak kwestia powinna zostać potęgi. Człowiek, będący na tyle odważnym, bądź szalonym, żeby przyzywać piekielne istoty, chciał coś od nich otrzymać, a jej słowa zdawały się to tylko potwierdzać. Dobra... zabawię się w twoją grę, może to być bardzo ciekawe. A gdy już będzie ci się wydawało, że uzyskałaś ode mnie tego, czego chciałaś, ty zabawisz się w moją.
Wstałam i ukłoniłam jej się, kładąc prawą rękę pod piersiami.
- Witaj, o wielka Mononobe no Futo! - słowa wymawiałąm bardzo uprzejmie, aż do przesady. Bardziej inteligentna osoba pewnie by wyczułą w moim głosie nutkę ironii. - Jakiż to zaszczyt mnie spotkał, że mogę tobie służyć! Czego więc oczekujesz ode mnie. Życia wiecznego? Miłości? Czy władzy? Bo o to przecież ludzie zazwyczaj proszą demony, czyż nie?
Wyprostowałam się i spojrzałam jej prosto w oczy. Chciałam zbadać siłę jej umysłu w delikatny i subtelny sposób próbując wytrącić go na krótką chwilę z równowagi. Nie zależało mi, żeby zarazić ją teraz szaleństwem. Było na to zdecydowanie za wcześnie. Musiałam jednak wiedzieć, na czym stoję, żeby spokojnie zaplanować swoje dalsze posunięcia.
Moje uszy były wdzięczne tym popiskującym panicznie gryzoniom za wydawane przez nich dźwięki - choć ciche, dawały im zajęcie, dzięki czemu nie musiały one wyszukiwać szeleszczących liści, aby przerwać tą beznadziejną ciszę. Włóczyłem się tak beznadziejnie przez pewien czas, aż zobaczyłem... coś. Mózg zawahał się nie wierząc moim oczom, za to ręka starym odruchem natychmiastowo sięgnęła po pistolet i wycelowała w owe dziwne stworzenie.
- What the hell is it? - spytałem sam siebie, kiedy do mnie doleciał głos tego... stworzenia. Umysł wychwycił japoński, czy jednak rzeczywiście to coś umiało mówić, a może zmysły ze mną igrały?
- Czym ty jesteś, co tu robisz i jakim sposobem mówisz? - zapytałem cały czas mając stworzenie na muszce.
Feliks wraz z Johanesem mogli teraz porozmawiać.
Firéne Farkas:
Gdy tylko wstałaś mogłaś się przyjrzeć, że dziewczyna przed tobą była od ciebie o czoło niższa. Mimo tego na jak bardzo młodą sama wyglądasz.
- Haha! - Zaśmiała się Futo - Dobrze wiedziałam, że bestia twojego pokroju od razu zauważy drzemiącą we mnie potęgę i ugnie się przed mą mocą niczym shikigami potężnego Onmyouji. Bo to właśnie jestem ja, potężna osoba której sama aura wystarczy by przegonić każdego potwora! - Chwaliła siebie dziewczyna w której oczach nie widziałaś ani krzty strachu. Może nawet ani krzty rozumu? Ciężko stwierdzić.
- Skoro już mnie słuchasz istoto wyjaw mi swoje imię! Jest to pierwsza rzecz której od ciebie wymagam!
No i wystraszyłem go... Z jednej strony przypomniał mi się poprzedni świat, ale z drugiej... Mierzył do mnie z broni która wyglądała na tyle mocną by mnie powalić jednym strzałem. Musiałem zachować spokój, by nie zostać przestrzelonym.
- Uspokój się, ciesz się że akurat trafiłeś na mnie. Na serio, tu jest sporo znacznie groźniejszych stworzeń od zmęczonego Nekogryfa.
Po krótkiej chwili zauważyłem że wyglądał... Nietutejszo. Chyba się zgubił.
- To be honest, i have no idea where I am too... Spróbowałem po angielsku, ale bił ode mnie słowiański akcent. Z resztą gdyby umiał po Rosyjsku, albo nawet Polsku to może by było prościej.
Poczułam się trochę rozczarowana, gdyż za jej odwagą nie stało szaleństwo, lecz zapewne czysta głupota. W dodatku ta głupocie towarzyszyła wręcz nieprawdopodobna pewność siebie. Ofiara nizwykle trudna do zarażenia szaleńsrwem, lecz znalezienie sposobu na złamanie jej będzie tym bardziej satysfakcjonujące. Musiałam jednak uważać. Ludzie w tym całym Gensokyo bywali wyjątkowo potężni, więc wszystkie pochopne działania byłyby bardzo niewskazane. Bezpieczniej będzie wiéc chwilowo ją poobserwować i nie budzić w niej cienia podejrzeń, chociaż przy pewnym swej potęgi głupcu nie powinno to stanowić większego problemu.
- Twoją moc wyczułam, zaim się pojawiłaś, o pani - pochlebsta zawsze są skuteczne w konwersacji z tak pysznymi osobami. - Z miłą chęcią zdradzé ci swoje imię. Nazywam się Kurumi.
My, demony, z wielką niechęcią zdradzamy swoje imiona. Potężnym magom pozwalają one narzucić nam swoją wolę. Więc wyjawienie mojej prawdziwej tożsamości, nawet głupcowi, uczyniłoby ze mnie jeszcze większego głupca.
- That leaves two of my questions without your answer, crature - powiedziałem wyczuwając obcy akcent stworzenia. Mówi po japońsku, brzmi europejsko...
- And I belive you can at least tell me in general where am I? It doesn't looks like the States... - opuściłem nieco rewolwer, ale trzymałem go w pogotowiu, gdyby stworzenie chciało się na mnie rzucić... Czy ja na prawdę właśnie odbywałem pogawędkę z człowiekiem-ptakiem, który najwyraźniej pochodził z Europy, pośrodku jakiegoś lasu? Jestem martwy, w śpiączce, czy odurzony?
- God, i need a drink - wyszeptałem pod nosem.
To by się zgadzało, to był Amerykanin. Wyglądał na zdezorientowanego, ale chyba mi nie ufał do końca.
- Better stay Focused, this place for me reminds me Japan, but there lives many dangerous Creatures. I seen zombies, Fairies, Zombies, Kappas, Withes and more freaks. God Damn it, i want to come back to my previous world...
Zacząłem się żalić...
Po chwili dodałem:
- Maybe we need to find someone else, who know more about this place?
- Oh god, you mean that there is more of your kind in here? And you won't be so kind to say I am only in coma and all this is just some kind of dream, right? Or say to me that i should quit drinking and everything will get back to normal when i get sobber? - wyrzuciłem z siebie z lekką ironią w głosie. Wróżki, zombie... świetnie, po prostu świetnie.
- Sure, that would be nice... if there was anyone in here. Do you have any clue, creature, where the nearest... well anything that has any conection to the civilisation is, or at least in what direction? Leprechaun settlement would do so, or even the temple of the Great Old Ones, i won't be that fussy - powiedziałem wyraźnie kpiącym tonem, jednak liczyłem, sen czy nie, że stworzenie będzie w stanie pomóc mi odnaleźć drogę.
Jakoś szło mi gadanie po angielsku, ale to była osoba która sprawnie władała angielskim w przeciwieństwie do mnie. Wróciłem do japońskiego. Nie czułem się zbyt pewnie w angielskim. A szansa na to że umie po Rosyjsku była zerowa.
- Pozwól że wrócę do Japońskiego. Postaram się rozejrzeć może gdzieś zauważę jakiś budynek, który nie jest mieszkaniem rozpieszczonej małej wiedźmy. Może przy okazji, upoluję coś do jedzenia. Ty może postaraj się rozpalić ognisko, i bądź ostrożny. To co może wyglądać jak człowiek, może okazać się czymś paskudnym. Na wróżki też uważaj, przez jedną prawie bym stałem się mrożonką dla ryb.
- Traperem nie jestem, ale, gryfie, o ile się nie mylę tym właśnie jesteś, powinniśmy znaleźć jakąś polanę, bo może bycie zagubionym w nieznanym lesie jest złe, ale bycie zagubionym w płonącym, nieznanym lesie wydaje się gorsze - stwierdziłem, praktycznie samemu się krzywiąc w umyśle słysząc mój okropny akcent.
- Jest tutaj jakiekolwiek miejsce nieosłonięte drzewami, kreaturo? - zapytałem wykorzystując okazję aby przyjrzeć się mojemu "towarzyszowi". Wynaturzone stworzenie najbardziej z wyglądu przypominało sfinksa, jednak było znacznie mniejsze i do tej pory nie zadało mi zagadki o nogach. Przedstawiło się jako nekogryf... Kotogryf, cokolwiek miałoby to znaczyć. Twarz człowieka, przestawny kciuk i skrzydła... chociaż po tym, co od niego usłyszałem prawdopodobnie tutaj uchodził za stworzenie tak normalne, jak szczury w mojej kamienicy.
- Mogłeś mnie nie nazywać kreaturą, to brzmi jakbym był brzydki. A chyba aż tak szkaradny nie jestem?
Coś się ze mną stało? Dzieci twierdzą że jestem uroczy. Dorośli za grosz nie mają gustu!
Ale jednak miał rację. Musiałem znaleźć polanę, bym mógł go łatwiej znaleźć. Ale czy w takim wypadku nie będą miały łatwiej znaleźć go jakieś cholerstwa? Wzleciałem nieco w górę, by rozejrzeć się po okolicy. Szukałem polan lub budynków które by mogły być jakimś schronieniem.
- Nie wiem czy na polanie nie będzie cię miało łatwiej znaleźć jakieś paskudztwo, ale dobra. Jak coś cię zaniepokoi, krzyknij głośno: Marmolada!
Nie wiem dlaczego, ale jakoś podobało mi się to słowo.
Westchnąłem - Na prawdę zdaje mi się, że kwestie moich opinii na temat twojego wyglądu są obecnie naszym najmniejszym zmartwieniem, stworzenie - stwierdziłem kiedy on się unosił. Podążałem za nim wpatrując jednocześnie chrustu, konarów, lub czegokolwiek, co mogłoby posłużyć do rozpalenia ogniska. Pistolet schowałem, ufając, że w razie jakby co jestem w stanie rzucić cokolwiek mam w ręce i go dobyć.
- To jakieś magiczne zaklęcie, czy po prostu słowo na "marmelade" w twoim języku? - spytałem nadal nie porzucając swojego kpiącego tonu. Jego lekkie podejście do otaczającego go świata nie podobało mi się, ale jednak instynkt nie podpowiadał mi nic złego, a ja nauczyłem się przez te wszystkie lata mu wierzyć.
Firéne Farkas:-
Kurumi... Podoba mi się! Od dzisiaj otrzymasz największe wyróżnienie jakie może spotkać youkai. Staniesz się MOIM shikigami. Jak pewnie wiesz jestem wielką - chodź niewysoką -
osobistością! Więc nie ma takiej opcji byś mogła mi odmówić. Niemniej jednak nie jest tak, że tak po prostu tobie pozwolę mi służyć... o nie! Najpierw czeka cię ciężkie zadanie a tym zadaniem będzie... - Chwila ciszy dla nadania dramaturgii sytuacji -
Dotrzymanie mi towarzystwa w polowaniu na ryby! - Dziewczyna chyba mówiła poważnie. Chciała iść z tobą na ryby.
Felis i Johanes: Johanes w trakcie rozmowy z Feliksem ujrzał ludzką postać. Feliks jej nie dostrzegał ani nie czuł.
Była to dziewczyna która z niewiadomej przyczyny nagle się pojawiła obok nekogryfa.
Miała ona białe włosy i latającą fioletową kulkę od której wychodziło coś w rodzaju kabli podłączonych do jej butów.
Nagle zadzwonił do niej telefon (Feliks oczywiście nic nie słyszał) - Dziewczyna przestała go głaskać, spojrzała na fioletową słuchawkę która była podłączona do jej latającej kulki kablem - wystawiła rękę z urządzeniem w stronę Johanesa -
To do ciebie! - Stwierdziła uśmiechnięta dziewczynka oświetlana przez pełnię księżyca.
Wyglądała ona dokładnie tak :
(http://i.imgur.com/aHL5iLx.png)
Leciałem i starałem wypatrzeć jakąś polanę, lub budynek. Na szczęście było jasno, ale to wyglądało jak kompletna dziura. Instynktownie szukałem jakiś punktów orientacyjnych bądź wyglądających na znajome. Kusiło mnie spojrzenie na księżyc, ale bałem się że zmienię się w wilkołaka czy inne diabelstwo.
- Feliks, później pogapisz się na księżyc, masz towarzysza w niedoli.
Mruknąłem do siebie. Choć mnie ciekawiło to co się stanie jak na niego dłużej popatrzę.
- Szybkie pytanie, stworzenie, czy małe dziewczynki chadzające po wielkich i potencjalnie niebezpiecznych lasach to tutaj coś zupełnie normalnego? - zapytałem szeptem, po czym wyrzuciłem cokolwiek udało mi się zebrać sięgając niepewnie lewą ręką słuchawkę, prawą trzymając w pogotowiu. Jeśli to, co mówił gryf było prawdą równie dobrze mogła to być jakaś mara, a "telefon" był pułapką...
Zdecydowałem się jednak podnieść słuchawkę po chwili wahania i przybliżyć ją do ucha na tyle, aby słyszeć, ale nie przytykając do ciała - Halo - powiedziałem niepewnie.
Nie. Po prostu nie mogę w to uwierzyć. Zawierać kontrakt z demonem tylko po to, żeby pójść na ryby? Przez tysiąc lat byłam całkowicie pewna swojej poczytalności, a w tej chwili na chwilę w nią zwątpiłam. Czy ja oszalałam, czy ta dziewczyna to nie głupiec, lecz skończony idota? Absurd tej sytuacji wywołam zmieszanie na mojej twarzy, które zaraz próbowałam ukryć moim zwyczajowym uśmiechem.
- Rozumiem, moja pani, że to bardzo wymagające zadanie. W sam raz na przetostowanie mojej mocy.
Naprawdę, miałam ochotę się śmiać. Ten rozkaz aż się prosił o taką puentę. Lepiej jednak zachować choć odrobinę powagi. A tak na poważne, to nawet nie chciałam się pytać, co oznacza stwierdzenie "shikigami". Ze słowem youkai się spotkałam. Najwyraźniej było to zwyczajowe określenie na wszystkie nadnaturalne istoty, które żyły w tej dziwnej krainie. Zgadywałam jedynie, że chodziło tutaj o pewną formę niewoli. Pewnie dlatego chciała poznać moje imię. Żeby uczynić mnie swoją podwładną. Na szczęście zachowałąm ostrożność, a tej osobie nawet przez myśl nie przyszło, że mogłam ją okłamać. Bardzo dobrze, jak tylko znajdę jakiś jej słaby punkt, to go bezwzględnie wykorzystam.
- Chciałabym zadać jedno zasadnicze pytanie - tę kwestię chciałąm jednak wyjaśnić i ocenić poziom głupoty mojej tymczasowej pani. - Zazwyczaj ludzie, którzy podejmują ryzyko zawarcia kontraktu z demonem, oczekują od niego spełnienia trzech największy pragnień, czyli wiecznej młodości, miłości i władzy. Dlaczego więc zadałaś sobie trud pozyskując sobie moją lojalność, w takim właśnie celu?
Chciałaby powiedzieć "w prozaicznym[/b], miałam jednak obawy, że ona jednak miałą zupełnie inne spojrzenie na te zadanie niż ja, więc zachowanie pewnej dozy grzeczności było rozsądniejszą opcją, iż powiedzenie jej prosto w twarz, co o tym wszystkim myślę. I, jak w Gensokyo miałam opory przed zarażaniem ludzi permanentnym szaleństwem, to w jej przypadku miałam wielką ochotę tak właśnie postąpić. A skoro nie czuje ona strachu... są inne rodzaje oblędu, trzeba się tylko zastanowić, jaka jego forma będzie do niej najlepiej pasować. Może, gdy dowiem się o niej czegoś więcej, łatwiej mi będzie się zdecydować.
Feliks i Johanes:
Johanes po odebraniu słuchawki usłyszał tylko z niej - Jestem tuż za tobą! - w tym momencie dziewczynka znikła sprzed jego oczu i faktycznie stała za mężczyzną. Mógł on również poczuć nóż który przyłożyła ona do jego pleców.
W tym momencie Feliks również zaczął widzieć dziewczynę - nie posiadał jednak wspomnień z czasu kiedy widział ją po raz ostatni.
Z powodu wyglądu przypominającego Satori wydaje się ona jednak mu znajoma.
Firéne Farkas:
Jestem już wiecznie młoda, nie widać? - Dziewczyna przybrała pozę jak gdyby wdzięczyła się do ciebie - Posiadam również władzę nad światem! - Stwierdziła. - A jeżeli chodzi o miłość... Kya! - Krzyknęła dziewczyna rumieniąc się.
- Ekhem...! - odkaszlnęła Futo po chwili i odpowiedziała na ostatnie pytanie. - Nie chcę polować na byle jaką rybę głupia istoto! A na największą rybę żyjącą w północnym oceanie! Potrzebuję do tego pomocy demona w celu zachowania równowagi. Silne we mnie Yang ale bez Yin, niepowodzenie będzie gwarantowane! Dlatego też nie zadawaj głupich pytań i chodź już za mną! - Cały czas krzyczała tak jak gdybyś mogła jej nie usłyszeć.
Starałem się wypatrzeć, tą przeklętą polanę, ale usłyszałem krzyk. Zauważyłem dziewczynę która właśnie przykładała nieszczęśnikowi nóż do pleców. A raczej nie nóż, tylko naprawdę wielką kosę. Prawie maczetę.
- Nie no, zostawiłem cię tylko na moment! A już takie rzeczy się wyrabiają!
Spojrzałem, na dziewczynę, przypominała bardzo pannę Satori. Z mordki bardzo podobna, ale ubrania i włosy miała w zupełnie innych kolorach. Może to jej kuzynka?
- Mała, może odłożysz ten nóż? Wolałbym by nikomu nic się nie stało. Gdyby nie to że jesteś podobna do panny Satori, bym inaczej rozmawiał.
Byłem zestresowany. Nie chciałem by coś mu się stało, ale nie miałem pojęcia co kombinuje ta dziewucha. Byłem gotów na użycie znaku czystości, gdyby zaczęła coś kombinować. Zacząłem jej patrzeć głęboko w oczy, mając nadzieję że coś z jej oczu wyczytam. Naprawdę, czym ona na świętą opiekunkę jest?
Głupia... istoto... To już nawet przestaje być zabawne. Mam nadzieję, że pozbawienie tej dziewczyny wszelkiej poczytalności zrekompensuje mi chwile spędzone w jej towarzystwie. W dodatku mam tu do czynienia z arogancką istotą, która uważa, że jest wiecznie młoda. Nie wykluczam opcji, że faktycznie tak jest. Bardziej interesująca jej reakcja na miłość. Uśmiechnęłam się do siebie. Już sobie ją wyobrażam, jak będzie obsesyjnie zazdrosna o swojego ukochanego. Jak nie będzie mogła spóścić go z oczu bez obawy, że jej nie zdradza. Miłość! Tak, to jest doskonały punkt zaczepienia. Bardzo silne uczucie, które już niejednego doprowadziło do obłedu. Zazdrość, odrzucienie, nieufność. Są różne sposoby, że tę wspaniałą emocję przerodzić w obłęd! No i che wykorzystać moją moc. Głupia! Nawet sobie nie zdaje sprawy, że moja moc to szaleństwo! Jak tylko zapraknie ją wykorzystać, da mi tylko okazję, żeby złamać jej fasadę zbudowaną z pychy i ignorancji!
- Wybacz moją głupotę, o pani - ale wszelkie plany trzeba zostawić na później. Na razie będę jej słuchała, aż do tego polowania. Moja droga, niepowodzenie masz jak w banku! - Mogę iść za tobą, jak tylko będziesz gotowa.
Z deszczu pod rynnę, pomyślałem czując po raz kolejny ostre, metalowe narzędzie w niebezpiecznej bliskości mojego ciała. Spodziewałem się, że coś podobnego się wydarzy, ale miałem chociaż nadzieję, że będę miał jakikolwiek czas na reakcję. Czymkolwiek była owa "dziewczynka" nie było przyjazne, ale jeszcze mnie nie zabiło... czemu? Bawiło się, chciało coś osiągnąć? Gdybym odskoczył... nie, to cholerstwo jest szybkie sądząc po tym jak to mnie zaszło, wyciągnięcie broni na pewno by to sprowokowało...
- Czego ode mnie chcesz? - spytałem, jednocześnie gotując się na skok w razie gdyby temu czemuś przypomniało się, że chce mnie zabić.
Feliks i Johanes:
Feliks spojrzał głęboko w oczy dziewczyny a to co mógł z nich wyczytać to kompletna pustka. Zero jakiejkolwiek myśli. Powinien wiedzieć, że jego technika nie ma nawet najmniejszej szansy powodzenia. Gdy Feliks wspomniał o Satori, na sekundę zmienił jej się wyraz twarzy na spokojniejszy. Niestety była to tylko sekunda.
- Wróżki nauczyły mnie nowej zabawy! Nazywa się podchody! - Uśmiechała się dziewczyna. Brzmiało to dość niewinnie. - Zabawa działa tak, że ja zamykam oczy a wy uciekacie. W trakcie kiedy uciekacie, zostawiacie dla mnie wskazówki bym mogła was złapać! Jak was złapię to wbijam wam nóż w plecy na znak, że macie już nie uciekać! - Coś z tą dziewczynką na pewno było nie tak. - Gotowi? - Dziecko zamknęło oczy i przykucnęło chowając nóż do rękawa - zaczyna głośno i powoli liczyć chociaż nie wiadomo w do ilu - Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy.
Firéne Farkas:
- Mam wybaczyć twoją głupotę? Nazywasz swoją osobę głupią?! Trochę szacunku do samej siebie... - Stwierdziła lekko zaniepokojona o twoją poczytalność Futo. - Najpierw musimy znaleźć rzekę. Musimy dotrzeć na północną stronę góry youkai - prowadź! Będziesz szła przodem, nie chcę mieć cię za plecami... Kurumi-shi. Zgadza się?
Z szacunku do swojej osoby, powinnam wyrwać ci krtań własnymi rękami, jeżeli twój umysł nie pojmie, czym jest obłęd.
- Wybacz, ale nie znalazłam innych słów na nazwanie swojej ignorancji.
Przynajmniej miała na tyle instynktu samozachowawczego, żeby kazać mi iść przodem. W przypadku normalnej osoby mówiłabym o rozsądku, ale powątpiewałam, czy ta cała Futo w ogóle go posiada. Dlatego też musiała zadziałać instynktownie. Człowiek, nawet wiecznie młody, nie był wolny od cech zwierzęcych, które były wpisane w naturę ludzką. Chociaż w moim przypadku taka ostrożność nie była konieczna. Należałam raczej do osób stroniących od otwartej walki. Chociaż idąc za nią miałąbym okazję poszukać sobie mniej kłopotliwą i irytującą ofiarę.
- Jak rozkażesz, o pani.
Ruszyłam więc przez Las Magii w poszukiwaniu jakiegoś źródła wody. Była to moja domena, więc ze znalezieniem rzeki nie powinnam mieć większego problemu. Gorzej było z tą osobą, która szła za mną. Ech, zapewne okaże się to bezsensownym działąniem, ale po drodze używam okolicznych cieni, a co pozwalał mi blask gwiazd i księżyca próbując wywołąć u Futo choćby najmniejszy paranoiczny lęk. Nie oczekiwałam, że mi się to uda. Była ona na to za głupia. Robiłam to, żeby zabić czymś czas i kompletnie nie zgłupieć przy mojej tymczasowej "pani".
Mam przerąbane. Dosłownie umysł myślą nie zmącony, czy to może zwać się istotą rozumną? To mi bardziej przypomina zwykłe zwierzę, tyle że w ciele dziewczynki i z wielkim i ostrym nożem. Ale skoro nie myślała, nie mogła być jednak zbyt bystra. Muszę jakoś ostrożnie wymanewrować, albo działać równie bezmyślnie co ona. Strzeliłem sobie łapką w twarz w geście zażenowania, i powiedziałem:
- Słuchaj ty wróżek, a zimą będziesz w kapciach chodzić. Raz! Ta zabawa jest niemodna, a dwa nie używa się noża do tej zabawy. A trzy, masło orzechowe jest paskudne.
Pozowałem na pewnego siebie, choć się bardzo bałem że coś jej odbije i zaatakuje. Miałem nadzieję jednak że ten bezsensowny tekst o maśle orzechowym ją wybije z rytmu. A tak swoją drogą, naprawdę jest paskudne.
Przy okazji wpadłem na naprawdę szalony plan awaryjny. Normalnie nawet bym go nie rozważał, ale sytuacja była naprawdę patowa. Może spróbuję wydłużyć jeden pazur, by osłonić się przed nożem i spokojnie do niej podejść. Potem bym ściągnął jej spódniczkę by ją zdekoncentrować, i korzystając z momentu nieuwagi albo wytrącić jej ten nóż, albo chociaż powstrzymać ja przed atakiem na towarzysza. Że też nawet takie żenujące metody muszę rozważać... Niestety nie mogę jej zranić.
Zrobiła błąd, zamknęła oczy i zabrała nóż z moich pleców, aż sama prosiła się o to, abym ja przejął inicjatywę... ale z jakiegoś powodu nie mogłem - prawdopodobnie była jakimś morderczym stworzeniem z iluzją dziewczęcego ciała, ale nawet ja nie byłbym w stanie uderzyć dziecka bez wyrzutów sumienia... a poza tym pokazało wcześniej swoje możliwości pozwalając mi przypuszczać, że najpewniej byłaby w stanie uniknąć ataku i jeszcze dodatkowo przebić mnie swoim ostrzem. Nie, jeśli już zbiorę się na atak wolałbym ją mieć na odległość. Cichym truchtem odbiegłem i schowałem się za drzewem przed którym unosił się gryf. Wyciągnąłem rewolwer i przyparty o pień nasłuchiwałem ich rozmowy.
Zabawa? Boże, w jakie ja miejsce trafiłem, jeśli to jest dziecinna gra, to ja nie chcę wiedzieć jak się bawi tutejsza młodzież. Stworzenie jednak starało się rozmawiać z dziewczynką, wyglądało jakby ją znało, nie miałem innego wyjścia niż mu zaufać. Prowadzona przez niego rozmowa wydawała się bezsensowna, ale jednak jakaś nuta w tego głosie zdradzała, że miał w tym jakiś cel... W najgorszym wypadku poślę tam kilka pocisków, jeśli zrobi się nieprzyjemnie.
Feliks i Johanes:
- Raz, dwa, trzy... cztery! Po trzech jest cztery! - Ucieszyła się dziewczynka i otworzyła oczy rozglądając się. Widziała jednak już tylko Feliksa który zadawał jej pytania.
Spojrzała zaniepokojona na nakogryfa i powiedziała - Dlaczego nie uciekasz? Uciekaj! No już! - Była oburzona. - Ja miałam gonić a wy uciekać! Znowu mi psujesz zabawę! Ostatnim razem miałeś mnie szukać i nie szukałeś! - Nawet nie pamiętasz ostatniego razu.
Dziewczynka rzuciła nożem w ziemię - całe ostrze wbiło się głęboko w glebę, miała sporo siły.
- Sam jesteś masło orzechowe! Powiem siostrze! - Była obrażona. Pobiegła od was i... znikła. Tak kamień w wodę.
Za to z miejsca w którym znikła, nadchodzili już kolejni... Johanes nie ma lekko, cały czas nowe dziwne postacie.
Firéne Farkas:
Szłaś razem z Futo przed siebie, gdybyś się odwracała mogłabyś ujrzeć jej spokojną twarz aczkolwiek intensywnie nad czymś rozmyślającą. Po chwili dziewczynka powiedziała:
- Masz ładne skrzydła. Czy te kolorowe wzorki zostałyby nadal gdyby ktoś zrobił sobie z nich buty albo torebkę? - Zapytała trzymając się za brodę jak gdyby rozważa to bardzo poważnie.
Nim jednak zdążyłaś odpowiedzieć mogłaś zobaczyć iż trafiliście na dwójkę stworzeń.
Wszyscy:
Spotkaliście się wszyscy między sobą.
Z jednej strony schowany za drzewem lecz obserwujący sytuację Johanes.
Z drugiej strony nekogryf który właśnie ma widok na demona Firéne, oraz dziewczynę ubraną podobnie do kapłanek. Demonica wyglądała na lat dwanaście, zaś kapłanka na jakieś dziesięć.
- Kici, kici, kici - Zatrzymała się i powiedziała w stronę Nekogryfa. Wyjęła ona również z rękawa duży talerz (jak on tam w ogóle się zmieścił?). W talerzu znajdowała się biała ciecz. - Chodź kotku. Co robisz sam w lesie? Chcesz mleczka?
Jedno jest pewne, udało mi się rozwiązać to bez rozlewu krwi. Ale jakoś takie rozwiązanie sprawy mnie nie cieszy. Jakim cudem masło orzechowe mogła zrozumieć jako obeglę? Niestety obraziła się i poszła sobie, nawet nie pozwoliła się przeprosić.
Tymczasem poczułem dwie dusze. Jedna dusza pachniała paskudnie, muszę na nią uważać. Druga zaś... oferuje mi mleko? I jakim cudem wyciągneła... Ach. Magia, nie muszę sobie wyjaśniać wszystkiego. To tylko magia.
Podszedłem, i powąchałem zaproponowane mi mleko. I zerknełem na ofiarodawczynię mówiąc:
- Dziękuję bardzo, ale... Kim panienka jest?
Starałem się zrobić jak najsłodsze oczka. Wyglądała na młodą, a dziewczyny mają słabość do słodkich stworzeń. Może ona nie będzie chciała wbić mi noża w plecy?
- Z całym szacunkiem, o pani, ale moje skrzydła proszę zostawić w spokoju - mój głos zdradzał lekką irytację. W dodatku byłam trochę zaniepokojona. Wpatrywała się w moje skrzydła i nie straciła ani trochę swojej poczytalności. Mysiała mieć silniejszą wolę, niż z początku myślałam. Wszystkie moje działania przeciwko niej muszą być naprawdę bardzo dobrze przemyślane. - Poza tym te wzory są ściśle powiązane z moją mocą i tylko dzięki niej się one krztałtują.
Jak jeszcze mówiłam, dostrzegłam dwie osoby. Jedna z nich wyglądała tak, jakby jakiś znudzony mag chciał wychodować sobie zwierzątko domowe z gryfa. Bardziej mnie jednak zainteresował ten człowiek, zwłaszcza że dzisiaj nie jadłam. Ma broń i zachowuje się tak, jakby się czegoś obawiał. Uśmiechnęłam się w duchu. Nie, mój drogi zagrożenie nie czai się na polanie. Czai się wszędzie wokół ciebie! Używam cieni drzew, które na niego padają, żeby zaszczepić w nim na chwilę paranoiczny strach przed czymś, co może czaić się na niego w lesie magii.
Samej zaś Futo nie planuję przeszkadzać w dokarmianiu gryfopodobnego stworzenia. I dłużej tu zbałamuci, tym bardziej się nasycę. Stanęłam więc w cieniu drzewa w takim miejscu, żeby mieć wszystkich na widoku.
Było ich więcej... kolejne dziecko wychodziło z lasu. Nie, to nie jest człowiek, z jej pleców wyłaniały się skrzydła, znaczy mam do czynienia z kolejnym kuriozum zamieszkującym to dziwne miejsce. Za nią wyszła kolejna, młodsza, która postanowiła napoić mojego dziwacznego "towarzysza". Kolejny podstęp duchów, czy może wreszcie trafiliśmy na coś, co nie będzie się chciało z nami bawić w morderczego berka?
Przyglądałem się tej scence przez pewien czas, obserwując to szczere zainteresowanie gryfem jednej i niepokojący uśmiech drugiej... gdy po plecach przeszedł mi dreszcz. Rzucane przez księżyc cienie wzbogaciły się o jeszcze jeden, nieokreślony kształt. Coś się tam czaiło... Z tyłu głowy słyszałem krzyk rozsądku "uciekaj", jednak z drugiej strony słyszałem podpowiedź "rzuci się na ciebie jak pokażesz mu plecy". W końcu zdało mi się, że dojrzałem ślepia. Przerażony umysł nie musiał prowadzić ręki - wycelowała i oddała szybki strzał, podczas gdy nogi postanowiły zmusić resztę ciała do schowania się za drugą stronę drzewa... Tyle że to oznaczało, że za plecami znów miałem potencjalnie niebezpieczne dziewczynkoidalne stworzenia. Liczyłem jednak, że w miarę przejawienia przez nich jakiegokolwiek sygnału zwiastującego to, że spróbują zaatakować mój "towarzysz" oderwie się od mleka i jakoś zareaguje. Innymi słowy liczyłem na to, że nie zachowa się jak kot, świetnie... Jednak wtedy się tym nie przejmowałem - podczas gdy dwa małe stworzenia za mną miały szanse na okazanie się wrogimi, cokolwiek czaiło się w lesie napawało mnie przerażeniem. Pot spływał po czole, oddech stawał się cięższy, a ręka powoli zaczynała podrygiwać nerwowo. Czekałem, obserwowałem by wypalić gdy tylko zauważę najmniejszy ruch w tym lesie.
- Hę?! - Futo przybrała zdenerwowany (http://i.imgur.com/Z8RixKz.png) wyraz twarzy. Użyła buta to przewrócenia talerza z mlekiem na drugą stronę po czym rozbiła go tupiąc nogą.
- Skoro potrafisz gadać to musisz być Youkai! Nie będę karmiła potworów. - Następnie spojrzała się na szalejącego mężczyznę który strzelił gdzieś w powietrze. - Co to za hałas?! - Nie znała czegoś takiego jak pistolety.
Kolejno domyśliła się za czyją sprawką mężczyzna szalał. Odwróciła się więc w stronę Farkas i zbliżyła się do niej - ... Karmisz się ludzkim strachem?! - Wyglądała na naburmuszoną lecz zaraz się rozchmurzyła i dodała - Dobrze, moja shikigami musi być najedzona. Ale jeżeli tylko zrobi się niebezpiecznie, masz przestać! - Podwójne standardy? "Youkai nie może jeść chyba, że to mój youkai"
- Hej mężczyno! Jak już się Kurumi naje twoim strachem to cię uspokoję! - Krzyknęła Futo nieświadomie uspokajając mężczyznę.
Nie no, to jest naprawdę za dużo jak dla mnie. Byłem naprawdę zirytowany, rozumiem nazwanie mnie kreaturą. Ale nazwanie mnie potworem?
- Mam dość, czy naprawdę wszystko w tym świecie musi być wobec mnie okrutne? Znak czystości! Odór grzechów.
Miałem zaatakować, tą dziewczynę ale stwierdziłem że bardziej logiczne powstrzymanie demona. Wolałem by nowy kolega trzymał się w jednym kawałku.
- Johanes! Zatrzymałem tego demona! Jedną mamy z głowy.
Byłem naprawdę napełniony adrenaliną. Normalnie bym tak nie zareagował, ale ostatnio za dużo przeżyłem.
- W prawdzie dopiero co go poznałem, ale będzie nikt żerował na niewinnych dopóki jestem na nogach! Mów natychmiast co knujesz!
Z początku się zaniepokoiłam tym, że Futo była w stanie stwierdzić, że to ja byłam źródłem szaleństwa. Ale... szybko pokojarzyłam fakty. Przecież nie zauważyła, jak wcześniej parokrotnie chciałam użyć na niej swojej mocy! W dodatku błędnie określiła ją naturę... No bo przecież strach nie stanowił dla mnie pożywienia. Oczywiście strach rozumiany jako zdrowa reakcja na zagrożenie. Nie, moja droga. Tu nie chodziło o strach. Strach był tylko widocznym symptomem tego, co akurat teraz było moim pokarmem. Obłęd! Chore myśli, które same stwarzały wyimaginowane zagrożenie! Chociaż musiałam ci przyznać jedno, Mononobe no Futo. Byłaś bystrzejsza, niż mi się z początku wydawało. Teraz wiedziałam, że muszę być ostrożniejsza w twoim towarzystwie.
Już chciałam zamknąć ten temat kolejnym, nic nie znaczącym komplementem, gdy nagle poczułam, że ktoś zaatakował mój umysł! W dodatku wspomnieniami zła, jakie wyrządziłam. Oczami wyobraźni widziała braci odwracających się przeciwko sobie, szaleńców dokonujących masakry w napadach swojego obłędu, ludzi płonących na stosach z mojego powodu...
Skuliłam się i złapałam za brzuch. Z truden tłumiłam śmiach. Te wizje były... PO PROSTU CUDOWNE! Piękny obraz łamanych umysłów! Nie wytrzymałam! Z początku było słychać mój stłumiony chichot, bym zaraz się wyprostowała, odchyliła głowę do tyłu, rozłożyła majestatycznie skrzydła i wybuchnęła głośnym i obłąkanym śmiechem. Aż mi łzy do oczunapłynęły.
- Dziękuję... HAHAHAHA ci... HAHAHAHA głupcze...HAHAHAHA - próbowałam przezwyciężyć swój śmiech. - To... HAHAHAHA... takie wspaniałe... HAHAHAHAHA... zobaczyć... HAHAHAHA... te... HAHAHAHA... wszystkie wydarzenia... HAHAHAHA... jeszcze raz...
Po chwili udało mi się uspokoić.
- Ale wiesz. - spojrzałam tej dziwnej wariacji gryfa prosto w oczy próbując zarazić go paranoją. - Twoja moc jest skuteczna tylko wtedy, jak ktoś jest w stanie żałować zła, które popełnił.
Ślepia znikły wraz z wrażeniem dziwnej obecności przez te kilka nieopatrznie wypowiedzianych słów przez młodszą dziewczynkę. Opuściłem rewolwer i obróciłem się w stronę gryfa i dwóch małych humanoidalnych stworzeń.
- Dziękuje za łaskę - zacząłem z sarkazmem w głosie - Ale zdaje mi się, że nie będzie ona potrzebna, dziewczynko...
Zanim jednak byłem w stanie cokolwiek zrobić, mój towarzysz "zaatakował" w jakiś nieskuteczny sposób dziecko-demona sugerując mi, że i ja powinienem przystąpić do ataku. Nie przystąpiłem. Śmiech Skrzydlatej rozproszył na chwilę moje myśli, sprawiając że zimny dreszcz przeszedł mi po plecach...
- Uspokój się, gryfie. - podjąłem w końcu [/b]- W przeciwieństwie do naszej poprzedniej znajomej te dwie nie przytykają mi noża do pleców, przez co jak na standardy tego miejsca można je uznać za całkiem przyjazne. Gdyby chciały nas zabić mleko, które byś dostał byłoby zatrute, a podejrzewam, że demon zrobiłby coś więcej niż proste przywidzenie, jeśli cokolwiek przypominają te z mitów prawdziwego... mojego świata. [/b]- zacząłem, poza tym było nas półtorej na dwóch, co sugerowało wstrzymanie się od walki... - Na twoim miejscu raczej zapytałbym się, czy wiedzą jak się wydostać z tego cholernego lasu.
Wyciągnąłem z kieszeni płaszcza prostą, metalową papierośnicę wyciągając z niej papierosa. Włożyłem go sobie w usta i zacząłem szukać mojej zapalniczki. Nigdzie jej nie było, musiała wypaść albo podczas szamotaniny, albo gdzieś w tym lesie.
- Ma ktoś może ogień? - zapytałem zgromadzone na polanie towarzystwo.
- Czyli kotołaku jesteś razem z człowiekiem? - Zapytała Futo Feliksa lecz nie czekając na odpowiedź dodała: - Dobrze więc, w takim razie nie będziesz musiał zostać wyegzorcyzmowany. Taishi-sama powiedziała mnie, że niektóre youkai w gensokyo wcale nie są agresywne. - Ucieszyła się lekko dziewczyna, że walka nie będzie konieczna - Skoro więc już Kurumi się najadła a my sobie wszystko wyjaśniliśmy przedstawię się! - No i zaczęła się predstawiać:
- Nazywania niekiedy jestem mistrzynią feng shui kontrolującą smocze żyły! Potomkini najpotężniejszego japońskiego klanu i spadkobierczyni ich sztuk tajemnych! O to ja, taoistka starożytnej Japonii... Mononobe no Futo! - Dziewczyna przybrała sceniczną pozę stojąc na jednej nodze po czym pstryknęła palcami i papieros Johanesa sam się zapalił. - Jestem całkowicie pewna, że wszyscy słyszeliście o żywej legendzie jaką jestem! Oczywiście wiem także jak opuścić ten las nieznajomy mężczyzno! - Stwierdziła Futo po czym spojrzała na Firéne i dodała - Grupa nam się powiększyła! Prowadź dalej nad rzekę, teraz idziemy łowić ryby we czwórkę!
No to zostałeś sam, mój drogi. Bardzo dobrze, że ten człowiek okazał się mieć dużo więcej rozsądku od ciebie. Może utemperuje to twój zapał. Niemniej muszę na ciebie uważać. Jesteś na tyle głupi i nieobliczalny, iż wzmożona czujność względem twojej osoby jest jak najbardziej na miejscu. Z miłą chęcią po prostu bym się ciebie pozbyła, ale tak radykalne rozwiązanie twojej kwestii wiązałoby się ze zbyt dużym ryzykiem. Dlatego też lepiej będzie nie zaogniać sytuacji.
- Mam nadzieję, gryfopodobna istoto, iż zaniechasz dalszych nieprzemyślanych działań i grzecznie skorzystasz z oferty wyprowadzenia was z Lasu Magii - już nawet darowałam sobie próbę zarażenia go paranoją. Futo zaraz skojarzyłaby, że to moja sprawka, a niech sobie dostarczać dodatkowych problemów. - A muszę powiedzieć, że to dość niebezpieczne miejsce. Zatem w drogę.
Powiedziałam i ruszyłam w stronę rzeki. Nie zależało mi na zwłoce. Chciałam mieć za to jak najszybciej ten cyrk z głowy.
- Nie jestem kotołakiem. Mam na imię Feliks, jestem nekogryfem, stworzeniem z innego świata. Zaatakowałem pani towarzyszkę, bowiem zaatakowała mojego towarzysza Mam nadzieję że pani towarzyszka zaprzestanie atakowania ludzi. Następnym razem jej nie przebaczę. Choć powinienem ją ukarać, bowiem nie okazała skruchy. Mam nadzieję, że przyjmie pani moje przeprosiny
Starałem się zabrzmieć jak najbardziej kulturalnie, bowiem znałem ten typ ludzi. Są przeczuleni na punkcie grzeczności i różnych dziwnych zasad.
Zaś demon, dał mi wyraźnie do zrozumienia że dla niego jakakolwiek moralność, czy szacunek do wolności nie istnieje. Postarałem się opanować, choć nie mogłem pozostawić demonicy bezkarnej. Ale czekaj! Mowa jest o wyprawie na ryby? Idę!
- Idziemy na ryby zatem? Bardzo chętnie pomogę.
Po cichu by nie być irytujący, zacząłem podśpiewywać. Była to modlitwa po polsku, do świętej opiekunki o oczyszczenie. Na tą chwilę, nie mogłem nic innego zrobić. Choć zastanawiałem się, jak otworzyć jej serce. Nawet jeśli to był demon, nie chciałem jej zabijać. Upadła, to trzeba ją podnieść.
Skinąłem głową z wdzięcznością, po czym zaciągnąłem się i wypuściłem nieco dymu z ulgą. To choć trochę pozwoliło mi się uspokoić. Wyjąłem na chwilę pera z ust.
- Zdążyliśmy się przekonać na naszej skórze, panno Kurumi - akcent położony na imię demonicy dodawał nieme wątpienie co do autentyczności jej imienia.
Nie miałem lepszego tropu aby ją rozgryźć niż pójście po legendach, które krążyły po świecie z którego przybyłem. Jeśli w takim razie i tu imię zapewniało nad nimi władze, to, nawet jeśli Futo je znała, raczej byłaby na tyle ostrożna aby zachować je dla siebie. A jeśli nie była - cóż, w takim razie wątpliwe było to, że je zdołała wyciągnąć.
- Nazywam się Johanes, Johanes Alvane. - wybąknąłem gdy wszyscy zaczęli się przedstawiać - Prywatny detektyw - dodałem, chociaż nie miałem zielonego pojęcia, czy to słowo będzie się kojarzyło z czymkolwiek w tym świecie.
Widząc entuzjazm Feliksa z mych ust wydobyło się kolejne westchnięcie. Nie miałem najmniejszej ochoty iść na ryby, ale moją jedyną alternatywą było wrócenie samotnie do tego przeklętego lasu... Włożyłem papierosa z powortem do ust, po prostu ruszyłem za nimi, obserwując to otoczenie, to moich towarzyszy, zwracając szczególną uwagę na "Kurumi", próbując zauważyć ewentualną ponowną próbę manipulacji moim umysłem.
- Dobrze, że się wszyscy poznaliśmy, ale... Z innego świata? - Zapytała Futo Feliksa - O ile dobrze mi wiadomo, każdy kto trafia do Gensokyo pochodzi zza bariery. Zgadza się? Nie jest to inny świat a ten sam świat. Pomimo, że jedna strona wpływa nieznacznie na drugą stronę. My jesteśmy w miejscu które należy w większości do istnień nieludzkich zaś druga strona należy do ludzi. Nie dziwne więc chyba, że tutaj trafiłeś. Prawda? - Wyjaśniła Futo w dość dużym skrócie jak się znalazł tutaj Feliks razem z Johanesem - Chociaż prawdę mówiąc nie wiem dlaczego my tutaj musimy być skoro jesteśmy ludźmi. - Stwierdziła Futo lekko się zastanawiając.
Firéne powinna wiedzieć, że zbliżacie się powoli na skraj lasu. Nim dotrzecie do rzeki musicie najpierw przejść z lasu magii do lasu youkai.
- Chcesz mi powiedzieć, że to tak jakby drugi świa... inny wymiar, rzeczywistość, krąg, czy coś w tym stylu, który istnieje w normalnym świecie? I potencjalnie demony, duchy, gryfy i inne mogą się znaleźć w normalnym... odpowiedniku? - spytałem dziewczynki - God, i need a drink - powiedziałem do siebie, po czym kontynuowałem rozmowę - Może powodem tego jest kontakt z bardzo dużą ilością magii? To miałoby sens, tak jakby reakcja tego... logiczniejszego miejsca w świecie na cokolwiek, co miało niebezpiecznie wysoki kontakt z magią, lub coś w tym stylu. Pozbywanie się niepożądanego elementów przez wepchnięcie w miejsce, w które teoretycznie pasują... - zrobiłem pauzę - A praktycznie zostaną zabite przez cokolwiek co zamieszkuje to miejsce...
Do wypowiedzi Futo należałoby dodać jeszcze parę szczegółów. Na przykład to, że wiecznie młodych ludzi też można zaliczyć jako istoty nadprzyrodzone. Nie miałam jednak większej ochoty dołączać się do tej dyskusji.
Szłam więc w ciszy przed resztą prowadząc ich prosto do Lasu Youkai. Niezbyt często odwiedzałam to miejsce, chociaż nie powinnam zabłądzić.
Jak tylko doszliśmy do granicy, oznajmiłam:
- Właśnie opuszczamy Las Magii - następnie zaczęłam mówić tonem, którym zwykle opowiada się straszne historie. - Nie liczcie jednak na rychłe spotkanie jakiś ludzi. Wkraczamy bowiem do miejscw równie groźnego, lecz na inny sposób - do Lasu Youkai. I, musicie wiedzieć, nie wszystkie napotkane tu istoty będą przyjazne!
Swoją drogą, ciekawe jak bardzo to miejsce może okazać się przerażające dla istoty ludzkiej, która dopiero niedawno przekroczyła barierę. Normalnie użyłabym ponownie na nim swojej mocy, ale w obecnej sytuacji byłoby to bardzo głupie.
Futo chyba po prostu nie wiedziała że jestem jej przyjazny. Postanowiłem trochę kocio otrzeć cię o obie postaci, by sprawdzić ich reakcje. No i postanowiłem połaskotać demona ogonem. Musi mieć jakąś ludzką cechę, albo jakąś słabość jej demonicznej natury. Łaskotki powinien mieć każdy.
I prawdę mówiąc nie chciałem się włączać do rozmowy. Najpierw nuciłem, ale postanowiłem zacząć beatboksować. Na razie drażniłem się z demonem.
Gdyby okazało się że ma trochę ludzkiej natury... Może uda się ją zmienić w dobrą osobę?
Feliks nie był w stanie otrzeć się kocio o Futo. Gdy tylko się do niej zbliżał - ona uciekała lekko przyśpieszając lub w razie większej natarczywości biegnąc.
- Między miejscem gdzie jesteśmy a "normalnym światem" znajduje się coś co nazywane jest barierą zmysłów. Aczkolwiek nie wiem jak to dokładnie działa... - Dumała chwilę Futo po czym usłyszała, że za chwilę zmieniacie las.
- Nie przejmujcie się. Tak długo jak jestem z wami nic wam nie grozi. - Wesoła dziewczyna była pewna swoich umiejętności - Z tego co jednak widzę Alvane-dono, chyba niedawno dostałeś się do Gensokyo prawda? Dla mnie już minęły mniej więcej dwa lata od kiedy jestem tutaj. Masz szczęście, że na mnie trafiłeś gdyż w przeciwieństwie do prawie wszystkiego w tych lasach, ja jestem człowiekiem. - Dziewczynka wyglądała na dziecko ciężko więc możę być uwierzyć we wszystko co mówi chociaż Johanes widział już gadającego kota, znikającą dziewczynkę z nożem i demona wywołującego obłęd. To dużo jak na tak krótki czas.
Kocie... nie spoufalaj się, bo stracę cierpliwość, a skończy się to dla ciebie bardzo źle!
Ach, czyli Futo miała tylko szczątkowe informacje a temat bariery. W sumie mogłam uspokoić tego człowieka i powiedzieć mu, że za barierą też żyją ludzie i wytłumaczyć mu ich rolę w Gensokyo, ale... to by nie było zabawne. Niech się trochę poboi. Nawet jeśli ma być to zwykła i naturalna reakcja na nowe, potencjalnie bardzo niebezpieczne otoczenie. Wprawdzie większego pożytku z takiej formy strachu nic nie będę miała, ale przynajmniej może wyjść z tego coś zabawnego.
Ruszylam więc w stronę rzeki, licząc że nie spotkam najbardziej irytujących istot w całym Gensokyo: wróżek. Tak, nie znosiłam głupich istot. I muszę tutaj zaznaczyć, że nie chodzi mi o zwierzęta, które działają kierowane swoim instynktem. Chodzi mi o stworzenia w teorii obdarzone rozumem, lecz w praktyce nie potrafiące z niego właściwie korzystać. Na przykłąd jak te gryfopodobne stworzenie. Posiada własną świadomość i jest w stanie podejmować decyzje w oparciu o swój rozum i rozsądek. Niestety, jego działania wróżą mu rychłe zapadnięcie na schizofremię depresję maniakalną, manię prześladowczą i może jeszcze demencję, w zależności, jak bardzo przekroczy granicę mojej cierpliwości.
- Nie wiem, co próbujesz osiągnąć, mały gryfie - powiedziałam w końcu. - Ale jeśli chcesz sprawdzić, po ilu minutach zapragnę zrobić sobie nowy dywanik do salonu, to ostrzegam, że jesteś niebezpiecznie blisko tej granicy.
Chyba juz wiem, Futo się mnie boi. Wygląda jak dziecko, ale ma bagaż doświadczeń jak dorosły. Nie umie zobaczyć we mnie kota, widzi tylko dziwadło.
Demon zaś, widać się chce zaatakować w odpowiednim momencie. Jest rozdrażniona, i zachowuje się jakby na coś czekała. To na pewno nie były ryby, chce zaatakować w dogodnym momencie futo.
- Jesteś dziwna, skoro nie cieszy cię wyprawa po wielką rybę. Jak ktoś idzie na ryby i się nie cieszy ma jakiś powód. Chcesz zaimponować komuś, czy coś kombinujesz?
Zapytałem demona, i kontynuowałem psoty. Wiedziałem się nic mi nie może zrobić, a jeżeli się złamie jej natura wyjdzie na wierzch. Postanowiłem pociągnąć za sznurki od gorsetu.. Ale chyba je rozerwałem.
- Oj, przepraszam.
- Nie jestem pewien czy "bycie człowiekiem" jest jednoznaczne z "byciem przyjaznym" - powiedziałem.
To co mówiła Futo miało sens... jakiś, przynajmniej zestawione ze wszystkim co widziałem w ciągu ostatniego czasu. Dopaliłem papierosa próbując poukładać sobie to wszytko w głowie, pozwalając się gryfowi ocierać, jednocześnie wydając z siebie westchnięcie. Kot pozostanie kotem, niezależnie czy magiczny czy nie. W końcu wyjąłem ze swoich ust końcówkę, rzuciłem na ziemię i przygniotłem butem, dalej idąc bez słowa, obserwując i nasłuchując. W końcu, słysząc po raz kolejny konflikt Kurumi i Feliksa odwróciłem się w ich stronę.
- Do jasne cholery - mruknąłem - chciałbym przypomnieć, że jesteśmy w lesie, w którym potencjalnie cokolwiek co się rusza może chcieć nas zabić. Więc może zarówno ty Gryfie, jak i ty Demonie uspokoilibyście się, bo jedyne co osiągniecie to ściągnięcie tutaj waszą przeklętą kłótnią czegoś raczej nieprzyjemnego, a mam wrażenie, że ta dziecina - tutaj uniosłem mój rewolwer - byłaby bezużyteczna przeciwko większości z nich.
W lesie youkai nie było cicho. Co chwila jakieś zwierzęta szeleściły po krzakach. Wiewiórki skakały po drzewach - było całkiem żywo.
Feliksowi udało się rozerwać sznurki w gorsecie Firéne. Najprawdopodobniej nie było to dobre posunięcie.
Futo szła z przodu i nie widząc tego co się działo z tyłu mówiła pierwszy raz nie krzycząc: - Macie się wszyscy zamknąć i uspokoić. Jeżeli ktoś się teraz odezwie, będzie zmuszony opuścić grupę. Przez jakiś czas chodźmy w ciszy!
Usłyszeliście mniej więcej na końcu jej wypowiedzi pohukiwanie sowy. Gdy tylko owa sowa zaczęła huczeć, wszystkie zwierzęta w lesie umilkły. Pochowały się. Przestały się ruszać. Nie ma co się dziwić, w końcu sowy to drapieżniki.
Ech... za ca irytująca kreatura. Nic to, używam cieni w miejsce zerwanego sznurka. Potrafiłam stworzyć za jej pomocą różne przedmioty, w tym broń, więc nie powinno chyba to stanowic dla mnie większego problemu. No dobrze, teraz trzeba zastanowić się, co zrobić z tym gryfem. Wdawanie się z nim w dziecięce przepychanki było poniżej mojej godności. W dodatku, jeżeli chciało się wygrać z głupim, to trzeba było od razu dopilnować, żeby ktoś taki nie miał już nawet najmniejszych szans na rewanż. A to wymagałoby wdawanie się w niepotrzebny konflikt. Fakt, mogabym ponownie wykorzystać cienie i zarazić go paranoją, jednak takie działąnia byłyby aż nazyt oczywiste.
Wyjście z tej sytuacji było więc tylko jedno. Zbliżyć się na tyle do Futo, żeby akcje tegozwierzęcia ni umknęły jej uwadze. Może trochę go to uspokoi, a może jego zachowanie wyprowadzi z równowagi moją tymczasową "panią". Obydwa rozwiązania były dobre. I w obydwu przypadkach mogłam tego zwierzaka wynagrodzić szaleństwem. Schizofremia chyba będzie odpowiednia dla niego. Oczywiście wsyzstko w swoim czasie. Nie będę przecież go atakować, póki jesteśmy z Futo. Poczekam na moment, kiedy nasze drogi się rozejdą. Taki mały prezencik ode mnie na do widzenia.
Przyśpieszyłam więc kroku i starałam się wyprzedzić tę arogancką taoistkę.
O! Zbliżamy się do celu, będę cicho. Nie chcę spłoszyć ryb. Poruszam się po kociemu, niesłyszalnie. Oddaliłem się od Kurumi, czy jak ta diablica się nazywa. I tak chyba gotowała się ze złości. Ok, to było głupie ale nie spodziewałem się ze ten gorset będzie taki słaby. Obserwowałem ją ostrożnie, by nie narobić hałasu. Widać że futo poważnie podchodzi do łowienia. Lubię ludzi traktujących poważnie swoje hobby.
Widziałem wzrok jakim demonica obserwowała gryfa... Chyba będę musiał uciąć poważną pogawędkę z moim "towarzyszem" na temat nie prowokowania większej ilości zagrożeń. Spiorunowałem go tylko wzrokiem dezaprobaty, po czym otworzyłem bębenek mojej Astrid, aby uzupełnić tą jedną kulę wypaloną w lesie. Zamknąłem ją i zacząłem nasłuchiwać w lesie, jednocześnie próbując zauważyć cokolwiek nieprzyjaznego...
Nagle zrobiło się ciemniej jak gdyby duża chmura zasłoniła całkiem księżyc.
Firéne zbliżała się do Futo i już miała ją wyprzedzać gdy mała dziewczynka wyjęła z rękawa talerz i szybkim ruchem zasłoniła twarz demonicy ceramiką.
Gdy tylko to się stało Firene usłyszała zgrzytanie pazurów o twarde szkło przed nią - pazury jednak nie przebiły się przez talerz.
Zrobiło się ciemno aż nie było widać kto wykonał ten atak - jedna rzecz jest jednak pewna, ktoś z tej ciemności stara się was zaatakować.
- Działa na słuch, nadal się nie odzywajcie! - Krzyknęła Futo głośniej - Ta sowa wykorzystuje technikę uderz i uciekaj! Tchórz!
Jakichkolwiek sów by nie mieli tutaj w gensokyo... Ta jest duża i atakuje ludzi. Po ataku od razu znikła w ciemności.
Żadne z was nie miało okazji jej zobaczyć, ponieważ Firéne zasłaniała widok na nią dla reszty grupy - a sama miała talerz przed oczyma.
Feliks wyczuwa jej mordercze intencje - czuje, że krąży ona wokół waszej grupy.
Wszyscy mogą usłyszeć pohukiwanie dobiegające z każdej strony niemal jednocześnie.
Adenalina we krwi. Wyostrzyłem wzrok, słuch i wszystkie zmysły. To coś było inteligentne i chciało nas zdecydowanie zamordować. To bestia, więc znak czystości nie wypali, a nawracanie prawdopodobnie nie ma racji bytu. Muszę ustalić pozycję tego stwora. Wystarczyło by raz go zobaczyć i bym mógł ustalić w miarę dokładną pozycję. Ale atakuje bezpośrednio więc najlepiej by było ustalić skąd uderzy, i zaatakować pociskiem. Jakby nadlatywała, szturchnę Johanesa. Jego antyczny rewolwer powinien zniechęcić potwora po oberwaniu. Nie wiem czy zdążę wyhodować pazur bez pełnego skupienia. Ale mogę spróbować.
Przez moment pomyślałam, czy nie postraszyć trochę tego gryfa. Tak, to byłoby zabawne patrzeć, jak zostaje upolowany z powodu ataku panicznego lęku. Chociaż z drugiej strony... nie, więcej zabawy, a przy okazji pożytku, będzie, jak trochę dłużej pomęczy się z szaleństwem, niż parę chwil przed śmiercią. No dobra, tym razem dam mu spokój. Problemem jest natomiast ten youkai. Włada ciemnością, więc moja magia cieni może się okazać przeciwko niemu calkowicie bezużyteczna.
W sumie, czym ja się przejumuję? Nie słyszałam o youkai polujących na demony, więc najprawdopodobniej zostałam po prostu wzięta za człowieka. Innymi słowy, nie byłam skazana na walkę z niewidocznym przeciwnikiem, gdyż w momencie, jak zrozumie, z kim ma do czynienia, raczej nie będzie miał interesu w atakowaniu mnie. Pojawiała się jednak druga kwestia: jeżeli to jest bezrozumny drapieżnik, to taki akt agresji na moją osobę będę musiała mu przepuścić. Nic przecież nie poradzi na swój instynkt łowcy. Gorzej dla niego natomiast, jak okaże się rozumną istotą. To wtedy trochę się nim zabawię i obejrzę.
No dobrze, ale chwilowo ta istota nie wie, że nie ma do czynienia z demonem i bierze mnie za człowieka, Warto więc pomyśleć o jakieś obronie. Używanie karty zaklęć to byłaby przesada, więc ograniczę się tylko do stworzenia sobie broni i w całkowitej ciszy będę czekać na rozwój wypadków.
Sowa? Brzmiała jak coś takiego. Lubiłem sowy, podczas długich przechadzek po Chicagowskich parkach dotrzymywały mi towarzystwa. Niestety, ta najwidoczniej "magiczna" sowa chciała nas upolować. No Astrid, będziesz miała szansę się wykazać. Najgłośniejszym dźwiękiem był teraz głos Futo, więc sowa-zmora najpewniej będzie chciała się dobrać do niej. Przygotowałem swój rewolwer do strzału obserwując, nasłuchując. Ciśnienie krwi skoczyło, oddech przyspieszył. No dalej, dalej przeklęty ptaku, choć tutaj. Johanes ma dla ciebie ziarenka. Ołowiane.
Futo talerz który trzymała w reku rzuciła na ziemię, wyjęła również kolejne dwa talerze i rzuciła je wysoko w powietrze. Złożyła ręce w symbol niczym ninja i chciała wypowiadać zaklęcie gdy z krzaka po jej lewej stronie wyskoczyła niska dziewczyna.
Miała długie na ponad pięć centymetrów srebrzyste pazury i białe skrzydła. Wokół oczu posiadała tatuaże w kształcie strzałek - przypominały one trochę okręgi niczym wokół sowich ślepi. Wyprostowaną dłonią starała się wbić dla Futo pazury w twarz.
- Za szybko! - Zdążyła krzyknąć Futo nie kończąc swojego zaklęcia.
Feliks wraz z Johanesem stali z tyłu, lecz tylko Johanes dzięki poprzedniemu obserwowaniu Futo jest w stanie zareagować.
Farkas znajduje się z prawej strony Futo więc ciężko byłoby jej zablokować ten atak - gdyż dobiega z lewej strony.
Oho, czyżby moja tymczasowa "pani" znalazła się w niebezpieczeństwie? Przydałoby się zachować pozory wierności i jakoś zareagować. W dodatku z niemałą satysfakcją pokrzyżuję plany istocie, która wcześniej wybrała mnie na cel swojego ataku. Nie miałam ochoty wprawdzie ani używać swojego skrzydła jako tarczy, ani tym bardziej próbować przewrócić Futo, aby utrudnić przeciwnikowi dosięgnięcie jej. Pchnęłam za to halabardą znad ramienia Futo. Nie sądziłam, żeby ten atak był w stanie zatrzymać impet szarży tego youkai. I tak w sumie... nie zależało mi na tym za specjalnie. Jedyne, co chciałam osiągnąć, to trafić przeciwniczkę, najlepiej w klatkę piersiową. Ostrze co prawda nie wyrządzi jej większej krzywdy, lecz uderzenie w serce powinno pozbawić jej sporo energii. Poza tym moja broń mogła posłużyć mi jako medium do zarażenia jej chorobą psychiczną.
Czego by tu na niej użyć... Nie, paranoja nie pasuje i miałam poważne wątpliwości, czy w ferworze walki da ona porządany efekt. Chwila, mam lepszy pomysł. Skoro kierujesz się słuchem, to parę niezidentyfikowanych głosów w jej głowie, chyba powinno uprzykrzyć jej życie. Innymi słowy: jeżeli uda mi się trafić, próbuję zaszczepić u niej halucynacje słuchowe.
No, a jak Futo będzie chciała uchronić ię od nieprzyjemnych ran, to sama będzie musiała coś wymyślić, lub liczyć na to, że reszta zereaguje, bądź ten ptasi youkai na widok mojej broni wycofa się i poszuka dogodniejszej sytuacji do ponowienia ataku.
No i wylądowało. To był błąd ze strony ptaka. Wystarczy teraz połamać mu skrzydła przynajmniej jedno i nie będzie mogła uciec. Skrzydełka mają zawsze slabe kości, więc nie powinno być wielkich kłopotów. A że jest skupiona na Futo, otworzyła się na atak. Tylko by nikt mi jej nie wystaszył. Zbliżałem się cicho i uważnie obserwowałem ptaszka. Może i drapieżny, ale tylko głupi ptak rzuci się na kota. Nawet jeśli zaatakuje otwarcie, przywitam go pazurami. Najwyżej mnie trochę podrapie.
Gdy zbliżyłem się wystarczająco, zaatakowałem skrzydła. Chyba że ktoś się niezgrabnie wtrąci i mi przeszkodzi. Nie lubię jak ktoś mi przeszkadza w polowaniu.
Reakcja była szybka - szybkie celowanie i strzał. Zanim jeszcze Feliks mógł podejść bliżej moja kula już leciała. Jeśli trafię, pewnie zabiję, jeśli spudłuję - następny będę ja przez ten huk. Przygotowałem się czekając, jeśli mnie podejdzie będę gotowy i strzelę do tego cholerstwa... Chociaż... może huk wystraszy to stworzenie? Nie, lepiej nie polegać na takiej płonnej nadziei. Po prostu czekałem, nasłuchiwałem, patrzyłem na to cholerne ptaszysko, aż kula wreszcie doleciała do celu, jakikolwiek on by nie był...
Mimo to, że osoba wyglądała jak mała dziewczynka - Johanes nie zawahał się nawet przez chwilę.
Mężczyzna najprawdopodobniej mógł wycelować w dowolne miejsce tej osoby, była ona wystawiona przed nim niczym ruchoma tarcza strzelecka.
Udało się więc postrzelić ją w prawe ramie dzięki czemu nie była w stanie dokończyć swojego ataku.
Atak Firéne również poskutkował. Co sprawiło, że dziewczyna dostała omamów słuchowych. Padła na ziemię i złapała się za głowę.
Wydawało się, że okropnie ją ona rozbolała. Trzymała się jednak za nią tylko lewą ręką, prawą ciężko było jej poruszać.
Po uderzeniu w serce była zmęczona i ciężko jej się oddychało.
Feliks rzucił się na ptaszynę i połamał jej skrzydła - nigdzie więc już nie poleci.
Ma więc wasza grupa przed sobą połamaną, krwawiącą i chorą psychicznie małą dziewczynkę, która zapłakana siedzi na ziemi.
Sowa zamiast hukać, łka. Nic jednak nie mówiła.
-
To miłe, że chcieliście mnie chronić... - Powiedziała Futo. Feliks stojąc obok niej razem z Firéne mogli ujrzeć wyraz twarzy (http://i.imgur.com/hYsbW1y.png) jak gdyby dziewczyna chciała coś powiedzieć a nie mogła -
Nie wiem czy przypadkiem nie zrobiliście zbyt wiele - Ciężko było stwierdzić czy jej głos wyrażał smutek, gniew czy też może po prostu rozczarowanie? Dziewczyna rozbiła talerz na ziemi, oraz dwa które spadły wcześniej. Po czym po prostu zaczęła odchodzić -
Nie ważne, zostawmy ją i chodźmy dalej. To w końcu tylko youkai. Nie prawda? - Nie wyglądało na to by podobało jej się to co właśnie zaszło.
Księżyc ponownie wychodził zza chmur.
Licznik zbitych talerzy: 4
Moim zdaniem to była gruba przesada, złamanie skrzydeł by w zupełności wystarczyło. Ptak to ptak. Bez skrzydeł to tylko bezradna kupka piór.
- to była przesada, te stworzenie to prawdopodobnie dziecko. Ale... Czyżby ktoś ją wysłał?
Skoczyłem na ranne stworzenie, przybyłem do ziemi i chwyciłem ze szyję.
- Mów co wiesz! Sama byś nie zaatakowała, kto cię wysłał?
Niestety ona była w traumie. Kurumi coś jej zrobiła więcej, nie wiem co ale jest z nią źle.
- Kurumi, zdejmij czar. Potrzebuję jej w lepszym stanie psychicznym.
W każdym razie sprawdziłem czy w oczach widać żal. Jeżeli nie to raczej się nie poprawi. Poproszę Johanesa o dobicie jej. I tak nie przeżyje.
Nie wtrzymałam. Znowu wybuchnęłam śmiechem. Głupota tego stworzenia po prostu była tak nieogarnięta, że aż zabawna. Gdy się trochę uspokoiłam zaczęłąm mówić:
- Po pierwsze, gratuluję hipokryzji. No i wychodzi, kto tutaj jest naprawdę zły i okrutny. Nie, nie wystarczyło pokonanie tego youkai. Trzeba było go jeszcze okaleczyć i uniemożliwić mu zdobywanie pożywienia. - spojrzałam na Feliksa ze złośliwym uśmiechem na ustach. - Nie mam nic przeciwko poznęcaniu się nad swoimi ofiarami, ale skazanie kogoś na powolną śmierć głodową to jest coś, czego nawet ja nie jestem skonna pochwalić.
Oczywiście troszeczkę podkoloryzował sytuację. Nie zależało mi na pełnym wyjaśnieniu sytuacji temu gryfowi, ale na namieszaniu mu trochę w jego małej, tępej główce. Co prawda nie chciałam ryzykować i wykorzystywać w tym celu swoich mocy, ale parę złośliwości słownych na pewno nie zaszkodzi.
Na dalszą część jego wypowiedzi i ideę samego przesłuchania moglam natomiast zrobić tylko jedną, zasłonić dlonią oczy:
(http://i.imgur.com/PWIqcys.jpg)
Nie, to nie było nawet śmieszne. To było tragiczne.
- Gryfie, odpowiedz mi na jedno, bardzo ważne pytanie: Czy ty naprawdę jest tak głupi? - zrobiła małą pauzę. - Czy po prostu naraziłeś już tylu osobom, iż twój strach przed tym, że ktoś mógłby kogoś na ciebie nasłać, nie jest tylko wytworem twojej chorej wyobraźni?
A omamy słuchowe anuluję w momencie, jak ten kocur opuści tylko gardę. Bardzo mnie ciekawiło, czy ta ptaszynka będzie potrafiła się odgryźć.
Wiedziałem. Kurumi chce mi namieszać w głowie, ale jej zapach nie pozostawiał złudzeń. To stworzenie zdecydowanie nie mogło mieć prawdziwej empatii. Wciąż byliśmy wrogami, i żadna sytuacja tego nie zmieni.
- Wiem że mnie nienawidzisz, bowiem jesteśmy naturalnymi wrogami. Ale naprawdę daruj sobie złośliwości. Wiesz że bestia i tak zregeneruje obrażenia. Jednak widocznie, zależy ci na tym bym to ja był uznany za tego złego. Prawda, popełniłem błąd... Jednak ja potrafię żałować tego co zrobiłem, i mimo że chciała mnie zabić jest mi przykro że musiałem tak zareagować. Tak naprawdę, nienawidzę przemocy i zła. Większość życia trwałem w poprzednim świecie, mimo że nie było lekko, wiedziałem czym się kierować. Unikałem złych ludzi, pomagałem dobrym. Teraz naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Ten świat jest jeszcze bardziej okrutny i bezsensowny niż świat zza bariery. Szkoda tylko że musi mi tłumaczyć to demon.
Który choć wiem co ukrywa w sercu, ja głupi nadal mam mam nadzieję że wrócisz na dobrą drogę. Masz rację, jestem idiotą i hipokrytą.
Zrezygnowałem z zamiaru przesłuchania. Ogłuszyłem Youkai, ciosem w szyję. A ja zacząłem płakać.
- Chciałbym po prostu wrócić do domu. Nie dam sobie rady.
Nie widziałem wcześniej dokładnie tego, w co strzelałem. Było szybkie i chciało mnie zabić, to się liczyło. Coś mnie jednak ścisnęło w gardle kiedy zobaczyłem do czego strzelałem. Byłem wściekły. Wściekły na Feliksa, Kurumi, stworzenie, medium, które mnie tu nieumyślnie wysłało. Na starą pannę Silversmith... i na siebie. W duszy części mnie, które do tej pory ledwo uczyły się unosić na whisky wyły, a ja stałem przez pewien czas jak wryty, jakby nieobecny. Kłótnia demona i gryfa nijak mi pomagała, a wręcz gnębiła mój umysł bardziej. Oszalały wściekłością... brawo Kurumi, udało ci się, sprawiłaś że na chwilę moje zdrowie psychiczne się zachwiało. Gratulacje tobie Feliksie, o pogromco zła... Ocknąłem się, względnie uspokoiłem...
- Uciszcie się do jasnej cholery - mój głos był... powolny, cichy, a jednak miał w sobie niepokojącą nutę cichego warknięcia. Potrafię gryźć, nie zmuszajcie mnie, abym to zrobił, zdawał się mówić - Futo-Sama, czy to stworzenie jest w stanie przeżyć? - spytałem, ale już czułem, że odpowiedź będzie brzmiała "nie".
- Zależy o którym stworzeniu mówisz. - Stwierdziła Futo odpowiadając na pytanie Johanesa. Wyjmując z rękawa łuk i celując w stronę Feliksa - Yin w tobie jest zbyt aktywne. Chciałam odejść i dać temu youkai się wyleczyć, ty jednak zaatakowałeś bezbronną i ranną istotę. Jesteś najgorszym typem istot jakie spotykam, grzeczne tylko z pozoru... Przepadnij! - Ostatnie słowo krzyknęła po czym w jej łuku powstała ogromna niebieska strzała - Strzała boskiego smoka! - W tym momencie pocisk poleciał prosto w stronę Feliksa. Nekogryf miałby szanse go uniknąć gdyby nie...
Dziewczyna którą próbował trzymać Feliks nadal miała sprawną lewą rękę. Ponadto po zdjęciu omamów słuchowych lekko się uspokoiła. Chciała krzyczeć lecz nie była w stanie przez ból w szyi. Jedynie zapiszczała i wbiła swoje pazury w brzuch Feliksa - tym samym trzymając go za żebra. Dzięki temu chwytowi strzała musiała trafić nekogryfa przebijając go na wylot.
- Proszę, zostawmy obydwie bestie. Jedna i druga jest agresywna. Teraz mają ze sobą równe szanse. - Chociaż tak na prawdę Feliks nie ma żadnej szansy. Jego rana została spowodowana silnym atakiem magicznym. Nie wyjdzie już tego. Jego kręgosłup złamał się w pół więc stracił już on możliwość ruchu dolnymi kończynami.
Rany na ciele sowy na prawdę nie są aż tak poważne i widać to po przyjrzeniu się. To tylko złamane skrzydła i krwawiąca rana w ramieniu. Niemniej jednak jest to bolesne przez co widać płacz w oczach dziewczyny.
Z jednej strony miała racje, z drugiej - ten gryf mnie uratował, zasługiwał na chociaż najmniejszą sympatię z mojej strony. Wyprostowałem się i wycelowałem w niego Astrid.
- Nie. Cokolwiek o nim myślisz, to stworzenie w pewnym momencie uratowało mi życie. Mam wobec niego dług, a czy przypadkiem powracająca karma nie jest jednym z elementów Twojej religii? - spytałem, po czym obróciłem się ku Feliksowi - Gryfie, masz prawo do ostatniego życzenia. Wypowiedz je, po nim cię dobiję. Uwierz mi, to będzie znacznie lepsze niż powolna śmierć.
Ręka zaczęła mi drgać, ale ton głosu był silny i spokojny. Oczy pozbyły się resztek wściekłości, przenikliwe i czekające wpatrywały się w żałosne pozostałości Feliksa...
Popełniłem wiele błędów. Dlaczego podeszłem siłowo, zamiast kierować się wrażliwością? Było mi wstyd. Użyłem ostatni raz pełnego skupienia. Mogłem tylko złagodzić ból. Zaś ty Johanesie, to ja jestem tobie wdzięczny. Chociaż ty się nade mną pochyliłeś. Jednak nadal miałem sporo na sumieniu. Musiałem to naprawić dopóki miałem czas.
- Niech błogosławieństwo opiekunki, zstąpi na niego. Niech twoja ochrona obejmuje go do końca życia.
Pokryłem Johannesa kocią zbroją. Hehe, naprawdę nieźle wygląda. Jak prawdziwy rycerz!
- Wezwij świętą opiekunkę za każdym razem, gdy będziesz zagrożony, lub będzie zagrożony ktoś inny. Ona pomoże ci za każdym razem, dopóki masz dobre zamiary. Jeżeli chcesz, jak mnie dobijesz, możesz zdjąć moją skórę. Będziesz mógł z niej zrobić coś co ci pomoże. Mną się nie przejmuj.
Miałem jeszcze jedną osobę której byłem coś winny.
- Ptasia panno, jeżeli chcesz żyć, napij się mojej krwi. Ona cię odmieni, ale dzięki temu przeżyjesz.
To już wszystko.
- Johanes, miej otwarty umysł i szacunek do wolności. Ja o nim zapomniałem.
To były moje ostatnie słowa.
Przyglądałam się tej scenie i rozmyślałam sobie. Czy to nie jest ironiczny koniec? Istota, która potępiała zło, właśnie umierała za zło, które popełniła. Tak, jedna chwila słabości przesądziła i doprowadziła do skazania ciebie na, w ludzkim mniemaniu, na najwyższy wymiar kary. Ale nic się nie martw, śmierć fizyczna jest dużo łagodniejszym wyrokiem, niż powolna śmierć rozumu. Możesz mówić więc o łasce od losu, że nie pozwolił ci dłużej badać granic mojej cierpliwoći. A, uwierz mi, mój drogi, demony potrafią być bardzo mściwe i pamiętliwe.
A tak swoją drogą, ta chwila aż się prosi o poruszenie kwestii, na której temat wcześniej się wypowiedziałeś. Że niby Gensokyo jest okrutniejsze i bardziej bezsensowne niż świat zza bariery. Hahahaha, cóż za głupia teoria. Wybacz mój drogi, ale miałam tysiąc lat na poznanie rasy ludzkiej. Ach, chciałabym ci teraz powiedzieć, jak bardzo się myliłeś. Te światy są takie same. Zarówno tutaj, jak i na zewnątrz nikogo nie interesują twoje intencje, liczy sę efekt twoich działań i tylko na jego podstawie będziesz oceniany. Dlatego ja żyję dalej, a ty umierasz. Ty, który rzucałeś się bez zastanowienia na wszystko, co osądziłeś jako złe. Jeżeli nawet nie swoimi pazurami, to swoimi zaklęciami. Nawet ci przez myśl nie przeszło, żeby na pierwszym miejscu postawić swoje przetrwanie. Mimo, że byłeś zwerzęciem, twój mały rozumek przyćmił u ciebie tak bardzo ważny instynkt.
I ostatnia kwestia: uznałeś się samozwańczo za mojego naturalnego wroga. Chyba za bardzo przeceniłeś swoją wartość w moich oczach, irytujący głupcze. Zabrakło ci mądrości i rozsądku, żebym mogła potraktować cię jako prawdziwe zagrożenie.
Chciałabym ci to wszystko powiedzieć w twoich ostatnich chwilach życia, ale po prostu onapawam się twoją agonią. Chwileczkę, czy ja czegoś nie mówiłam o niepotrzebnym okrucieństwie. Wybacz mi, mały gryfie, ale czasem jestem straszną hipokrytką.
Drżenie ręki ustało, ale za to w umyśle zawitała wątpliwość. Zabiłem kiedyś człowieka, ale to było w innych okolicznościach. On strzelał do mnie, ja do niego, to było jak najbardziej uczciwe, tymczasem posłanie kuli w leżącego wydawało mi się... niewłaściwe. Wyświadczałem mu łaskę, ale...
Palce za to po prostu zareagowały za mnie. Wycelowałem Astrid w Feliksa i nacisnąłem spust, przerywając tymczasową ciszę głośnym hukiem wystrzału, który nie wiedzieć czemu przypominał mi trzaśnięcie okładki księgi. Koniec, nie żyje... Ręce jednak postanawiając zrehabilitować swój czyn ściągnęły mój kapelusz z głowy, kiedy w końcu zdołałem się choć trochę otrząsnąć.
- Rest in peace - wypadło z moich ust, kiedy w końcu dotarły do mnie ostatnie słowa Kotogryfa...
Dobre zamiary? Wolność? Wybrałeś złą osobę, dotychczas jedynym co dla mnie się liczyło było kontynuowanie tej mojej marnej egzystencji, która zdawała się przerwą pomiędzy jedną butelką alkoholu a drugą. Powinieneś był to wyczuć, może nie było to zło w czystym słowa znaczeniu, ale i do dobra było mi daleko. Teraz stojąc nad jego zwłokami z tymi dziwnymi świetlistymi płytkami na moim płaszczu próbowałem znów cokolwiek to uporządkować... Gdy przypomniałem sobie jeszcze jedno. Pozwolił mi oskórować jego zwłoki... W pewnym sensie wydawało mi się to barbarzyństwem, chociaż z drugiej strony chciał się na coś przydać po jego śmierci... przyczynić się do czegoś dobrego, jakby to powiedział, ale myśl o tym jakoś miała problemy przejściem przez tą resztkę moralnych barier, które we mnie pozostały. A z resztą, nawet gdyby to nie miałem noża.
- Skóra youkai może być faktycznie dobrym trofeum. - Stwierdziła Futo po śmierci Feliksa. - Wspominał on coś o świętej opiekunce. Jeżeli faktycznie jakaś kami dbała o tego osobnika, jego skóra może stać się go-shintai... A tak swoją drogą, Karma jest domeną buddyzmu. - W czasie gdy Futo to mówiła, sowia youkai zaczęła już konsumpcję wnętrzności Feliksa. Nie był to ładny widok. Mała dziewczynka wyrywała wnętrzności ze środka jeszcze ciepłego, krwawiącego youkai.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. - Powtarzała dziewczynka szczęśliwa, że może teraz w końcu coś zjeść - Od tygodni nic nie jadłam. - Mówiła z ustami pełnymi surowego mięsa i sukienką która teraz była cała pokryta czerwienią. Bardzo szeroko się uśmiechała. Wyglądałaby słodko gdyby nie była cała we krwi i wnętrznościach.
Futo miała bardzo konkretny wyraz twarzy gdy to oglądała. Tak jak by widziała już takie przedstawienie setki razy. Twarz jej wydawała się być zdegustowana lecz spokojna. Opuściła swój łuk.
- Możliwe, ledwo znałem własną wiarę, kiedy jeszcze uznawałem, że zawracanie jakichkolwiek bogów ma sens - powiedziałem do kapłanki.
A więc tak... zachowanie tej skóry więc byłoby czymś najbliższym godnemu pochówkowi, co mógłby otrzymać gryf... Starałem się nie patrzeć na jedzące stworzenie, może nie tyle dlatego, że wywoływało to u mnie mdłości, bo po spędzeniu pewnej części mojego życia w co podlejszych rejonach mojego miasta nie robiło tego, a raczej przez rodzaj wściekłości, który pojawiał się we mnie widząc to. Może nieboszczyk pozwolił jej na to, ale i tak wydawało mi się to... niewłaściwe, zakrawające na kanibalizm. Nadal trzymałem rewolwer w ręce, ale opuściłem go, sprawiając że lufa skierowana była w stronę ziemi.
- Sowo - zwróciłem się w końcu do "dziewczynki" - przynajmniej okaż mu szacunek i zdejmij z niego skórę zgodnie z jego życzeniem. - jakkolwiek dziwne mi się to wydawało zdawało mi się, że jestem mu tyle winny.
Patrzyłam na te widowisko już z lekki znużeniem. Mały gryf wyzionął ducha, a patrzenie na całą tę jatkę nie było zbyt ciekawym zajęciem. Rozumiem, część youkai było tylko prymitywnymi istotami, które, mimo że posiadały rozum, kierowały się tylko i wyłącznie swoim instynktem. Nie mogłam ich za to winić, mimo że ich działania nie leżały w moim interesie. One potrzebowały mięsa martwych ludzi, a ja umysłów żywych i niezbyt lubiłam, jak takie istoty pozbawiały mnie pożywienia. I właśnie dlatego jako swoją siedzibę wybrałam Las Magii zamiast Lasu Youkai.
Odwróciłam się i poprawiłam sobie włosy.
- Wybaczcie mi mój brak taktu w tej sytuacji - mówiłam uprzejmym tonem, aczkolwiek w moim głosie można było wyczuć, że ostatnie wydarzenia nie wywarły na mnie większego wrażenia. - Ale sugerowałabym zakończyć sprawy związane z tą istotą jak najszybciej i ruszać w dalszą drogę.
Następnie zwróciłam się bezpośrednio do Johanesa.
- A jak mniemam, chyba nie masz ochoty podróżować po tym lesie samotnie, człowieku. Zwłaszcza, że na własne oczy widziałeś, jakie niebezpieczeństwo potrafi czaić się w mroku. - odchyliłam głowę do tyłu i uśmiechnęłam się lekko.
- Jasne! - Ucieszyła się dziewczyna, że jej nie atakujecie więcej. Użyła swoich pazurów do usunięcia skóry. Przecięła łapy i odcięła skórę od mięsa tak dokładnie jak gdyby używała do tego specjalnego noża. Na skórze nie zostało niemalże w ogóle mięsa. Rzuciła ona ową skórę w stronę mężczyzny po czym wstała. Podniosła resztki Feliksa jedną ręką i powiedziała - Do zobaczenia mili ludzie. - Pomachała na pożegnanie drugą ręką i zaczęła od was odchodzić. Widać dzięki ciału nekogryfa szybko zregenerowała rany.
- W końcu problem z głowy. - Stwierdziła Futo i po raz kolejny zaczęła odchodzić z miejsca zdarzenia. Księżyc nadal lśnił szarym blaskiem. - Rozchmurzcie się i idziemy, jak będziemy nad rzeką obmyjemy skórę nekogryfa i uświęcę ją by nadawała się do użycia. Uszyć tobie coś z niej? Może kapelusz? - Zastanawiała się dziewczyna co można zrobić ze skórą.
Gdybym powiedziała na do widzenia "smacznego", to pewnie reszta stwierdziłaby, że to dysyć niesmaczny żart, więc się powstrzymałam. Tak samo, jakbym na słowa "rozchmurzcie się" powiedziała, że humor mi raczej dopisuje. Z ludźmi trzeba być czasem ostrożnym i nie mówić wprost tego, co się akurat ma na myśli. Zwłaszcza jak jeden z nich właśnie zademonstrował mi, że, jeśli spróbuję zaatakować go z zaskoczenia, tak jak planowałam, to może się to dla mnie bardzo źle skończyć. Warto się więc zastanowić, czy ryzyko nie jest zbyt wielkie. Po prostu czasem lepiej odejść głodną, ale przynajmniej w jednym kawałku, a ludzie w Gensokyo naprawdę potrafili być bardzo niebezpieczni.
Chwilowo jednak ruszyłąm za Futo. Chwilowo pierwotny plan zarażeniem jej szaleństwem podczas połowu został przeze mnie porzucony. Ten nekogryf jednak się do czegoś przydał. Zademonstrował mi na własnej skórze, jak wygląda gniew taoistki, a mi się nie paliło do podzielenia jego losu. Pozostała jeszcze opcja wycofania się z całej tej wyprawy. Wystarczyłby mi do tego jeden cień i chwila nieuwagi dziewczyny, ale... Nie, ta wycieczka przez Las Youkai okazała się całkiem zabawna. Warto więc się przekonać, czy dalej będzie równie ciekawie. Poza tym, co ja będę robić w domu? Czekać kolejny dzień na jakiegoś klienta?
- Zawsze też może posłużyć jako dywanik przy kominku. - powiedziałam do siebie, jak Futo zaczęła rozprawiać o tym, na co przerobić tę skórę.
- Nawet jeśli, demonie, to nie miałbym się gdzie udać. Jeśli jednak myślisz o żywieniu się na mnie - odradzam, wiesz że coś może ponieść kulę nie tam gdzie trzeba - odpowiedziałem na jej uśmiech moim, wymuszonym.
Słuchając ich dyskusji na temat tego co zrobić ze skórą Feliksa westchnąłem, ale najwidoczniej coś takiego było dla tutejszych ludzi... wróć, rozumnych stworzeń normalne.
- Kapelusz mam - powiedziałem zakładając moją fedorę na głowę, próbowałem jakoś przyłączyć się do tej rozmowy aby skupić na czymś swoje myśli - a żaden inny nie pasowałby mi do płaszcza. Z kolei może i skóra pod kominek byłaby miła, gdybym takowy miał - albo jakikolwiek dach nad głowa, dodałem w myślach... Właściwie to sam się zastanawiałem co zrobić z tą "pamiątką" po gryfie... Spojrzałem na mój rewolwer, może kaburę do niej? W pewnym dziwnym sensie to nawet wydawało się zabawne...
- Tak czy inaczej jak zdecydujesz się co zrobić ze skórą tego zwierzęcia, daj znać. - Futo miała już trochę lepszy humor. Była zdenerwowania poczynaniami Feliksa ale wydawała się szybko o całym zdarzeniu zapomnieć. Czy aby ona aż tak mocno nie przejmowała się losem nekogryfa? Najwyraźniej.
Minęła dłuższa chwila gdy słyszeliście już strumień rzeki.
- Zaraz zrobimy spływ rzeką. Po tym jak upolujemy już rybę której szukam, zaprowadzę cię Johansie do wioski ludzi. - Dziewczynka uśmiechała się szeroko wiedząc, że może komuś pomóc. Najpierw jednak chciała pracować. - Swoją drogą Kurumi, możesz powiedzieć w jakim roku się urodziłaś? Będzie to istotne przy połowie ryb. Ty Johansie również.
Na groźbę człowieka zareagowałam tylko drwiącym śmiechem:
- Obawiasz się, że znowu będziesz strzelał na oślep, człowieku? - zapytałam się złośliwie. - Ale nie martw się, jestem najedzona, i nie mam potrzeby zbytnio ci dokuczać.
Humor mi dopisywał. Noc była wyjątkowo piękna, a spacer przyjemny. Zwłaszcza że nie musiałam się z nikim więcej użerać, a ten człowiek wydawał się mieć na tyle rozsądku, żeby nie zrobić czegoś wyjątkowo głupiego. Był z resztą na naszej łasce, więc w jego interesie leżało nie sprawiania większych kłopotów. I jak dotąd takowych nie sprawiał. Im bardziej nasza trójka zbliżała się rzeki, tym bardziej zastanawiało mnie, co motywowało Futo do tej całej wyprawy. Podejrzewałam, że odpowiedź na to pytanie zapewne leżała w jej pysze i arogancji, ale jednak zdecydowałam się spytać.
- Wybaczysz, pani, że spytam: a dlaczego właściwie chcesz pochwycić tę rybę? - i czy twoja odpowiedź jest w stanie mnie zaskoczyć?
- Weterani mawiali "żołnierz strzela, bogowie kule niosą", a wiem z doświadczenia, że ci raczej mają dziwne kaprysy i jeszcze dziwniejsze poczucie humoru - odpowiedziałem na śmiech - Rozumiem - zapewnienie Kurumi było uspokajające, nawet mimo tego, że nie do końca jej wierzyłem. W końcu kto rozsądny wierzyłby demonowi na słowo?
- To będzie rok 1906. Jak rozumiem nie polujemy na jakąś płotkę? - spytałem kapłanki powoli podążając za nią i "jej" demonicą. Po wszystkim co dzisiaj widziałem spodziewałem się wszystkiego, nawet węża morskiego.
Słysząc datę przedstawienia się Johanesa Futo zareagowała w specyficzny sposób. Zamurowało ją i jedyne co przez sekundę wykrztusiła to: Hę? (http://i.imgur.com/FWVIE69.png)
Zaraz jednak później uznała, że żartujesz. Uśmiechnęła się i stwierdziła: Żartujesz sobie, prawda? Przecież jest tylko 60 lat.
Najprawdopodobniej obydwoje korzystacie z bardzo różnych kalendarzy.
Odpowiadając na wsze pytania. Będzie to polowanie na legendarną rybę Kun! Na pewno już o niej słyszeliście! - Krzyczała stanowczo dziewczyna będąc pewna jak bardzo się zdziwicie gdy tylko usłyszycie imię tego stworzenia. Widzieliście już rzekę która nie była specjalnie szeroka. Może na jakieś dwadzieścia metrów. - Znajoma mojej osoby, Seiga-dono. Twierdziła, że potrzebuje długowiecznej istoty aby przygotować wywar nieśmiertelności! I właśnie ta ryba się nada w tym celu! Niesamowite prawda?! Prawda?! - Bardzo się podekscytowała ponieważ w końcu zadaliście jej pytania na które czekała.
Odpowiedź odnośnie daty urodzenia tego człowieka trochę mnie zakłopotała. Czyżby zdarzył mi się moment roztargnienia i nie zwróciłam uwagi na pytanie Futo? Najwyraźniej. Wypadałoby więc skorzystać z okazji i jej odpowiedzieć:
- Niestety, ale żyję już na tyle długo, iż dokładnej daty nie jestem w stanie wskazać. - powiedziałam ze sztucznym żalem w głosie. - Jednak powstałam jakieś tysiąc lat temu. Mam nadzieję, że ta informacja pomoże tobie, pani.
No i zaskoczyła mnie odpowiedzią na moje pytanie. Naprawdę. Zwłąszcza że wcześniej zapewniała mnie o swojej wiecznej młodości. Co się tutaj nie zgadzało. A może nie chce zdobyć tego eliksiru dla siebie, tylko dla tej ukochanjej osoby? Nie było to teraz istotne. Uśmiechnęłam się szeroko. Tak, jak na początku miałam zamiar zasabotować jej połów, to teraz moje plany były zgoła odwrotne. Zapragnęłam, żeby eliksir o tak bluźnierczej właściwości powstał. Aż się śmiałam w głębi swojej duszy. Przecież ludzie oszaleją, jak się tylko dowiedzą, że spełnienie jednego z trzech największych pragnień człowieka jest na wyciągnięcie ręki! To mogło być zabawne, naprawdę zabawne!
Sama zaś nazwa ryby niewiele mi mówiła. Znałam wprawdzie imiona wielu pradawnych istota czających się w głebinach mórz i jezior, ale imię Kun było dla mnie nowe. Nie wdziwiło mnie to jednak. Przecież Gensokyo powstało w zupełnie innej części świata, niż dotychczas przyszło mi żyć i moja wiedza na temat tego miejsca nie była jeszcze zbyt okazała.
- Zaiste, niesamowita to nowina. I z miłą chęcią pomogę sfinalizować przygotowanie tego wywaru. - chyba pierwszy raz od początku tej wyprawy powiedziałąm coś naprawdę szczerze. Chociaż moje intencje były trochę inne niż tej taoistki.
Westchnąłem. No tak, założenie, że tutaj datują według systemu Anno Domini było aż nazbyt optymistyczne. 60 lat, tak? Ale 60 lat od czego? Może chodziło o panowanie cesarza? Wybudowanie jakiegoś miasta? Tak czy inaczej nie miałem punktu odniesienia...
- Może inaczej... Mam teraz 33 lata, jeśli obecnie tutaj jest rok 60, to wtedy urodziłem się w 27... przy optymistycznym założeniu, że nie nastąpiło w związku z moją osobą przesunięcie w czasie i tu lata trwają tak samo długo.
Kiedy usłyszałem o celu wyprawy zaniemówiłem. Nie miałem zielonego pojęcia co to za ryba, ale perspektywa wiecznego życia... Kiedyś o tym rozmyślałem, ale nie byłem tak entuzjastycznie nastawiony jak większość ludzi. Masz nieskończoną ilość czasu, czym go wypełnisz? Jeśli masz pieniądze, wpływy, władzę łatwo odpowiedzieć na to pytanie, ale w moim przypadku najprawdopodobniej sprowadzałoby się jedynie do tych samych rutynowych czynności jakie wykonywałem dzień w dzień... cóż, aż trafiłem do tego świata.
Coś jednak mnie zaniepokoiło gdy zobaczyłem aż nazbyt entuzjastyczną reakcję demonicy. O ile się nie myliłem stworzenia te były nieśmiertelne tak czy siak, więc czemu ona miała się tym przejmować? Tym bardziej, że jeśli żywiła się strachem to eliksir eliminował ten najbardziej podstawowy, strach przed śmiercią... Wtedy to do mnie dotarło. Tamta skrzydlata panna rzuciła się wtedy na ziemię zachowując się jak obłąkana, ja powoli traciłem kontrolę nad moim umysłem... Tutaj nie chodziło o strach, tu chodziło o szaleństwo, zamęt. A jak zrobić to lepiej, niż pokazać ludziom klucz do życia wiecznego i kazać się o niego bić?
Słysząc słowa demonicy Futo się uśmiechnęła - Naprawdę? Tylko tysiąc? A myślałam, że będziesz starsza ode mnie. Kurumi-shi. - Podśmiechiwała sobie patrząc lekko do góry na wzrost Farkas. Zaraz później przeszła do Johanesa i odpowiedziała na jego pytanie.
- Aktualnie panuje trzeci rok kozy. Jeżeli urodziłeś się trzydzieści trzy lata przed dzień dzisiejszy... - Chwilę się zastanowiła - Znaczy to, że urodziłeś się w ostatnim roku cyklu. Twoim znakiem jest Yin, woda i świnia! - Krzyknęła ponownie niepotrzebnie. - Dobrze, przyda mi się ta wiedza. Szkoda jednak, że nie mogę stwierdzić w ten sposób jakie pierwiastki są za Kurumi... Zastanowiłą się chwilę - Kurumi-shi, nie wiesz przynajmniej jaki jest twój element? Ułatwi nam to połów, zadbałabym o nasze feng shui.
Futo położyła talerz na wodzie który z jakiegoś powodu nie płynął a stał w miejscu - Oto nasza łódź! Gotowi jesteście na spływ rzeką?! Prosto na północ?!
Zaskoczyło mnie to pytanie Futo. i kompletnie nie wiedziałam, co na nie odpowiedzieć. W Europie ludzie nie rozmyślali nad takimi rzecami, lecz tutaj był to najwyraźniej istotny element ich kultury. W dodatku czym są te pierwiastki i elementy? Może to odpowiedniki naszych czterech żywiołów? Woda by się zgadzała, ale ta świnia zbiła mnie z tropu. Nie będę zgadywała i wychodziła na głupca podając jakąś bezsensowną odpowiedź, po prostu postawię sprawę jasno:
- Niestety, lecz tam, skąd pochodzę nie spotkałam się z pojęciem elementów, więc nie nie jestem w stanie ci ich podać. I przyznam, że jest to dla mnie zupełnie nowe pojęcie i nie posiadam na jego temat żadnych informacji. - zrobiłam krótką przerwę. - Byłoby więc miło, gdyś zechciałą mnie oświecić w tej materii. No i nie spodziewałam się, że spotkam kiedyś tak starego człowieka - dodałam faktycznie zaskoczona tym faktem. - Czyżby już kiedyś taki wywar powstał w przeszłości, czy jest jakaś inna przyczyna twojej długowieczności?
Po czym popatrzyłam na nasz środek transportu. Nie powiem, czymś takim jeszcze nigdy nie podróżowałam. Tak szczerze... to rzadko kiedykolwiek korzystałam z jakiegoś środka transportu poza moimi skrzydłami, więc do końca nie ufałam tej łodzi.Ale w razie czego mogę przecieć wzbić się w powietrze. No, ale musiałam zadać jedno, retoryczne pytanie. Tak, żeby troszeczkę podokuczać temu mężczyźnie:
- A czy ta "łódź" na pewno nie zatonie?
Świnia, woda i Yin... Nawet do mnie pasuje. Czyli najwidoczniej Futo funkcjonuje wedle kalendarza chińskiego, albo tutejszego odpowiednika...
- Ja bym się raczej najpierw martwił czy pomieści nas wszystkich - i jak tym cholerstwem się płynie i steruje... To, czym mieliśmy płynąć, było najzwyklejszym talerzem.
Kilka razy w dzieciństwie płynąłem ze stryjem na ryby w łodzi wiosłowej, raz nawet prawie udało mi się ją wywrócić... ale to była łódź, nie malutki kawałeczek ceramiki, na którym, gdybym się postarał, mógłbym ustać na jednej nodze...
Wpatrywałem się w talerzyk czekając na jego przemianę w łódź, powiększenie... stwierdzenie Futo że to tylko dowcip, cokolwiek...
Futo się uśmiechnęła widząc waszą reakcję na łódź po czym klasnęła w dłonie. Wokół talerza na wodzie zrobiła się duża chmurka przy której słyszalny był tylko dźwięk "Pomf =3".
Talerz przepadł a na jego miejscu powstała masywna kamienna łódź z wyrzeźbionym wizerunkiem smoka na dziobie.
Aż dziw, że łódź z kamienia trzyma się na wodzie chociaż tyle dziwnych rzeczy się zdarzało, że nie powinno być to wyjątkowo zaskakujące.
Możemy zasiąść wewnątrz łodzi. - Powiedziała Futo wdrapując się do niej. Łódź pomieściłaby około sześć dorosłych osób.
Dalej jeżeli chodzi o wyjaśnienia Kurumi... - Po wejściu do łódki Futo zaczęła odpowiadać na pytania. - Wu Xing to pięć elementów z których stworzone jest wszystko na świecie. Zależnie od czasu w jakim się urodziła osoba, ma ona przez stworzenie przydzielony do siebie jeden element. Wodę, Ogień, Metal, Drzewo lub Ziemię. Ponad to każdy urodził się w roku jakiegoś zwierzęcia i stoi po stornie Yin lub Yang. - Chwilę się zastanowiła. - Jesteś youkai który wydaje się być nacechowany Yin. Zwierzę jest w sumie dla mnie nie istotne. Teraz pytanie więc tylko jaki żywioł tobie odpowiada. Mam pewien pomysł jak to sprawdzić. Ale będzie wymagał zadania tobie lekkich ran, zgodzisz się na to?
- A jeżeli chodzi o moją długowieczność... Dama nie wyjawia swoich sekretów na temat urody! - Stwierdziła Futo z uśmiechem.
A jednak magia. Po wszystkim co dzisiaj widziałem talerz zamieniający się w łódź nie robił na mnie większego wrażenia - tutaj prawdopodobnie to w miarę normalny widok. Jedyną rzeczą która napawała mnie niepewnością był materiał z którego wykonana była łódź, ale... unosił się. Magia, cholera najpewniej będę się wreszcie musiał przyzwyczaić się do myśli, że większość rzeczy, które tutaj się dzieją mają jedyne wytłumaczenie w magii.
Wysłuchałem w spokoju krótkiego wykładu Futo na temat symboli. Nie miałem zielonego pojęcia, czy to jedynie przesąd związany z jej wiarą, czy może jednak ma to uzasadnienie w tutejszej magi. Z kwestią czarno-białego rozdziału na Yin i Yang się nie zgadzałem, ponieważ w mojej prywatnej opinii jeśli nawet dobro i zło istniały, to każdy człowiek miał oba w sobie... ale prawdopodobnie moja opinia nikogo nie obchodziła. Po prostu usiadłem na trawie i czekałem.
No, ta łódź wygląda już trochę... jak łódź. Tylko materiał trochę nietypowy. Doszły mnie wprawdzie plotki, że pewien król Szwecji zbudował kiedyś statek ze złota, jednak chyba pierwszy rejs nie byłzbyt udany. Jednak tutaj miałam do czynienia z kimś, kto używa magii, więc chyba mogłam zaufać tej łodzi. Zwłaszcza, że i tak nie bałam się utonięcia. Po pierwsze: to tylko rzeka, po drugie: potrafię przecież latać. Chociaż w obecnej sytuacji wolałam jednak skorzystać z rzecznego środka transportu. Na pewno wygodniejsze jest to niż poruszanie się o własnych siłach, a wygodami nie mam zamiaru gardzić.
Weszłam za Futo na pokładł i usiadłam na burcie, zakładając nogę na nogę i zaczęłam słuchać wyjaśnień Futo.
- Aha. Czyli niewiele się myliłam zakłądając, że chodzi o koncepcję stworzenia świata z żywiołów. Jednak sama ich liczba, jak i dobór trochę mnie zaskoczył. - poprawiłam sobie włosy. - Znana mi koncepcja operuje na czterech elementach: powietrzu, ogniu, ziemi i wodzie.
Chętnie porozmawiałabym jeszcze trochę, ale do dłuższych dyskusji przydatne jest czerwone wino i wacisze mojego zamku. Przejdę więc do konkretów.
- Jednak nie mamy chyba czasu na prowadzenie dysput na temat genezy powstania. Przejdźmy więc do konkretów. - oparłam podbródek na prawej dłoni. - Może bym się zgodziła na próbę sprawdzenia mojego pierwiasta. Zanim to jednak zrobię, chciałabym dowiedzieć się więcej szczegółów na temat tego, co chcesz mi zrobić, pani. Ponieważ dama nie chce, żeby ktoś oszpecił jej urodę bliznami. - celowo sparafrazowałam odpowieć Futo na temat jej długowieczności.
Futo siedząc już w łodzi odwrócona w kierunku Firene złożyła ręce jak gdyby chrześcijanin się modlił i powiedziała: Znak Tao "Wu Xing"
Była to karta dzięki której wokół Firene zaczęło unosić się pięć talerzy.
W jednym znajdował się popiół, spalone drewno.
W drugim ziemia.
W trzecim olej do lamp.
W czwartym była woda.
Zaś w ostatnim opiłki żelaza.
- To uświęcone przeze mnie żywioły. Jeden z nich powinien wyjątkowo cię odstraszać lub parzyć. Każdy jeden żywioł zwalcza inny. Woda, ogień. Ogień metal. Metal drewno. Drewno ziemię. Ziemia wodę.
Test był prosty. Jeden z żywiołów który cię zrani lub odstraszy - zwalcza żywioł który jest przypisany dla twojej osoby.
Johans-dono. Jesteś nowy w gensokyo więc jeżeli masz jakieś pytania lub stwierdzenia to mów śmiało. - Wstała i uśmiechnęła się Futo w stronę mężczyzny wyciągając rękę aby pomóc wejść na pokład.
Aha... czyli na tym ma polegać ten test. No dobrze, nawet mi to odpowiada. Skoro moje ciało ma zareagować z przeciwnym mi elementem, to zapewne uda się to zweryfikować bez potrzeby ranienia się. Głupotą by było wsadzać przecież do tych naczyń rękę, skoro można spróbować na przykład z pojedyńczym włosem. Bardziej bolesnych metod weryfikacji użyję, gdy ten sposób nie poskutkuje. Wyrwałam więc sobie jednego włosa i zaczęłam po kolei kłaść na poszczególnych elementach sprawdzając, czy z którymś reaguje.
Wsiadłem do łodzi korzystając z pomocy Futo przyglądając się naczyniom.
- Więc jeśli na przykład ja włożyłbym rękę w ziemię powinienem się oparzyć? - spytałem próbując ukryć kpinę w moim głosie - Jakoś cały czas chodzę po Ziemi i nie nabawiłem się nic poważniejszego od odcisku, czym tak właściwie są przyzwane przez ciebie rzeczy? Manifestacją idei, czy czymś podobnym? - spytałem gdy Kurumi zaczęła swoją próbę z włosem. Przez pewien czas byłem cicho czekając na efekt...
Pierwszą rzucającą się w oczy rzeczą przy wrzucaniu włosów było to, że olej niemal natychmiast się podpalił -
Broni się. Twoim żywiołem więc musi być woda. Ale sprawdź jeszcze ziemię. - Gdy to Futo mówiła, Firene już działała. Włos w ziemi po prostu się rozpadł. -
Dobrze więc, obydwoje posiadacie żywioł Yin i wody. Będę potrzebowała czegoś co to wyrówna. - Latające talerze podleciały do Futo. Ułożyły się jeden nad drugim. Dziewczyna wzięła je i obok łodzi rozpiła jednym uderzeniem. Od góry do dołu. -
Nie będą już potrzebne.-
Nie oparzyłbyś się. Owe talerze stworzone były jako broń przeciw youkai. Na ciebie nie zadziałałyby. - Powiedziała dziewczyna jak gdyby tłumaczyła najbardziej podstawową rzecz jaką zna -
W świecie tym panuje zasada zwana kartami zaklęć. Jeżeli jest w tobie trochę magii, sam powinieneś być w stanie wytworzyć jedną lub dwie. Karty zaklęć są czymś w rodzaju umowy powstałej między ludźmi i youkai by zaistniały równe szanse na wygraną. - Chwilę się zastanowiła i dodała -
Wymyśl jakąś... jak to się mówi teraz... "chłodną" nazwę i wymów ją głośno! Winnyś w ten sposób wykorzystać zaklęcie. - Stwierdziła lekko zakłopotana nie wiedząc czy dobrze się wysłowiła.
-
Nie musisz tego robić teraz ale jak wpadniesz na coś ciekawego to spróbuj. - Stwierdziła dając tobie czas na przemyślenia.
Dziewczyna wskoczyła na dziób łodzi i ustała na nim pokazując ręką kierunek do przodu -
Płyń! - Krzyknęła... I łódź zaczęła spływać wraz z prądem. Nie było to specjalnie szybkie tempo.
Łączna liczba zbitych talerzy: 10
Czyli użycie włosów wystarczyło i obyło się bez bólu. Wprawdzie mogłabym momentalnie zaleczyć wizualne skutki takich ran, ale bólu by to nie załagodziło. Byłam więc zadowolona z przejścia próby bez zbędnych nieprzyjemności.
W dyskusji między tym człowiekiem i Futo nie chciało mi się uczestniczyć, więc wyjęłam książkę i wróciłam do czytania, w czym taistka mi wcześniej przeszkodziła. Noc była ciągle piękna, a ja byłam najeszona, więc z przyjemnością zatopiłam się ponownie w lekturze.
"Na zimno" poprawiłem ją w myślach, ale postanowiłem nie wytykać jej tego...
- Nie jestem pewien czy mam w sobie choć odrobinę magii... a poza tym nawet jeśli to próba skorzystania z tego pośrodku wody w łodzi wydaje się nierozsądna, gdyż równie dobrze efektem mogłoby być wybicie dziury - stwierdziłem - Istnieje jakikolwiek... nieinwazyjny sposób testu na potencjał magiczny, czy coś takiego?
Wyciągnąłem z papierośnicy kolejną zwitkę... nie paliłem dużo, ale mętlik w głowie spowodowany tym miejscem sprawiał, że jakoś musiałem się uspokoić. Szaleńcza galopada myśli mojego umysłu, która zaczęła się odkąd tu trafiłem, zamieniła się na utrzymywaną z trudem jedną myśl, której celem było dowiedzenie się jak najwięcej o tym miejscu, chyba jeszcze tylko dlatego nie oszalałem.
- Można prosić jeszcze raz o ogień? - spytałem kapłanki.
- Ciężko jest testować magię. Magia jest dziwna. Rozumiesz? - Stwierdziła Futo rzecz oczywistą. - W gensokyo ciężko jest w ogóle odróżnić co jest magią a co nią nie jest. Powinieneś to czuć sam... chyba. Nie wiem. Sama nie znam magii. - To stwierdzenie już zabrzmiało dość niewiarygodnie ponieważ zaraz po nim Futo zeskoczyła z dziobu i wyjęła z rękawa kolejny talerz który położyła na środku łodzi. Talerz był wypełniony wodą.
Kolejno Mononobe wyjęła drewnianą wędkę którą zaczęła machać przed twarzą Kurumi - Kurumi-Shi! Widzę, że nic nie robisz. Złów jedzenie! - Była rozpromieniona. W końcu możecie zacząć łowić chociaż może nie był to łatwe płynąc rzeką. Nawet jeżeli płynęliście ślimaczym tempem.
Wędka była długa na dwa metry, oraz posiadała zarówno żyłkę jak i haczyk. Chociaż nie miała spławika ani przynęty.
Z niezadowoleniem spojrzałam na wędkę. Dziewczyno, dałabyś mi poczytać, zanim dopłyniemy na miejsce. Szkoda, że jesteś taka odporna na moje moce, a w dodatku na tyle niebezpieczna, że nie warto podejmować przy tobie zbędnego ryzyka. Niestety, muszę chwilowo akceptować cię jako moją tymczasową panią, chociaż w chwilach taka, jak ta, niezbyt mi to pasuje. Ogólnie całą ta wyprawa składała się z momentów, kiedy cieszyłąm się, że poszłą z Futo (śmierć tego gryfa), oraz takich, kiedy trochę tego żałowałam (na przykład teraz). Nie, nigdy nie łowiłam i nie widziałam w tym nic interesującego. Rozumiałam, że ludzie zajmowali się tym w celu zdobycia pożywienia, ale jaki cel miał w tym demon.
Przyjęłam wędkę, chociaż czuć było ode mnie, że nie jest to mój ulubiony sposób na spędzanie wolnego czasu.
- Jak pani rozkaże - mimo wszystko użyłam uprzejmego tony. - Pragnęłabym jednak od razu zaznaczyć, że jeszcze nigdy nie łowiła ryb.
Niestety, domyślałam się odpowiedzi. Będzie to coś w stylu: "Masz okazję nabrać wprawy, przed naszym głównym celem." Zaakceptowałam więc swój los i próbowałam zarzucić wędką za burtę, jak to robili ludzie.
Westchnąłem. "Powinieneś to jakoś czuć" istniało prawdopodobieństwo, że czułem, ale jedyne nowe uczucia jakie mi towarzyszyły w tym nowym świecie to rozkojarzenie, zdziwienie i ogólny strach, jaki on we mnie wzbudzał. Przynajmniej jedyne, jakie wybijały się spod multum innych. Na brak reakcji na prośbę o ogień po prostu schowałem papierosa na powrót do papierośnicy.
- Przyjmijmy jednak że mam jakiś potencjał. Jak z niego korzystać... jak nauczyć się go kontrolować i, co chyba najważniejsze, jakie są na niego nałożone ograniczenia? - spytałem kapłanki. Może to jej wyciąganie talerzy znikąd nie wydawało się szczególnie skomplikowane, ale miałem przeczucie, że cała ta magia tak prosta nie jest.
Firene przyjęła wędkę po czym stwierdziła, że nigdy nie łowiła ryb. W tym momencie Futo wyrwała jej wędkę z ręki i zrobiła wyraz twarzy jak gdyby się zdenerwowała - Znowu okazujesz się bezużyteczna. - Odwróciła się w stronę Johanesa i dodała - Johans-dono będziesz łowić! Moja shikigami nie umie. A jeżeli chodzi o magię to wszystko w swoim czasie! Magia istoty każdej się różni więc potrzebujesz samodzielnie odkryć swe zdolności! - Zrobiła chwilę przerwy i dodała: - Również chętnie skorzystałabym z twych ziół, mogłabym więc prosić byś podarował mi sztukę?
O, takiej reakcji się nie spodziwałam, ale to i lepiej. Będę miała chwilę spokoju. Na czym to więc się otworzył tomik? Poematy miłosne? Może być. A im bardziej tragiczna i nieszczęśliwa miłość, tym lepiej. Nie miałam najmniejszych problemów z wyobrażeniem sobie, co działo się w głowach pechowych kochanków. No i ludzie to naprawdę przewrotne istoty. Widzieć piękno w cierpieniu swoich pobratymców...
Ech, może jednak się wtrącę do tej dyskusji na temat magii. Dużo na tym nie stracę, a przynajmniej nie będę wysłuchiwać różnych, dziwnych teorii.
- Jeżeli uznamy magię, jako wrodzone zdolności, to trzeba byłoby nazwać wróżki magami, a nie każdemu by się to spodobało
- mówiłam lekko znudzonym głosem. - Dlatego też magię zawęziłabym do dziedziny wiedzy, która umożliwia magowi korzystanie z mocy, których on sam nie posiada.
Podniosłam wzrok znad książki.
- Tak więc, człowieku, mogłeś otrzymać moc poprzez wpływ działania magii, aczkolwiek wątpię, żebyś mógł używać magii, chociaż ta magia mogła w tobie obudzić, lub zaszczepić ci jakąś moc.
- Problem polega na tym "mogłeś" - stwierdziłem. Miałem dziwne przeczucie, że brak możliwości korzystania z tej cholernej magii oznacza w tym świecie szybką i pewną śmierć... a ja zawsze chciałem umrzeć ze starości.
Wziąłem wędkę, spojrzałem na nią. Haczyk był pusty...
- Zdarzało mi się chodzić na ryby kilka razy, ale nie obiecuję złapania czegokolwiek. Zwłaszcza, że cały czas się poruszamy i nie mam przynęty. Masz może chleb lub kukurydzę? - spytałem kapłanki.
Jej pytanie o "zioła" mnie zatkało... może i twierdziła, że ma ponad tysiąc lat ale wyglądała jak mała dziewczynka i najpewniej miała taką fizjologię... Mimo to otworzyłem papierośnicę i przysunąłem ją jej pod nos.
- Proszę, ale raczej byłbym sceptyczny na temat ich leczniczych właściwości... Niemcy nawet twierdzą, że wywołują choroby płuc - mówiłem starając się jej obrzydzić owe "zioła".
Futo z zaciekawieniem słuchała tego co Firene mówiła o magii. Miała typowy dla zaciekawionej osoby blask w oczach - Więc to tak jest z tą magią! Nie do końca rozumiem, ale brzmi ciekawie!
Gdybym miała jedzenie, nie potrzebowalibyśmy ryb. - Futo stwierdziła oczywiste odpowiadając Johanesowi na pytanie odnośnie przynęty. - Musisz coś złowić, wierzę w ciebie. Inaczej umrzesz z głodu. - Ponownie stwierdziła oczywiste. Trzymała za ciebie kciuki.
Nie wiem skąd niemi mieliby to wiedzieć. Wszystkie zioła mają swoje plusy i minusy. - Powiedziała biorąc jednego papierosa i wkładając sobie do ust. Podpaliła go pstryknięciem palców po czym porządnie się zaciągnęła. Zaraz później wypuściła dym i w ogóle nie krztusząc się powiedziała: - Jeszcze nigdy nie próbowałam takiego suszu. Dziękuję. - Jej uśmiechniętą twarz przysłaniała lekka chmura dymu.
To, co powiedziałam na temat magii, było dla mnie dość oczywiste, lecz najwyraźniej moja tymczasowa "pani" nie orientowała się za dobrze w tych zagadnieniach. Mogłam ją co prawda zignorować, jednak niezbyt często mam okazję z kimś podyskutować. Mój zamek jest rzadko odwiedzany, a ja sama niezbyt dbam o kontakty towarzyskie, więc większość czasu spędzam w samotności. Poza tym, sama Futo odpowiedziała na wszystkie moje pytania. Kontynuowałam więc, patrząc cały czas w książkę.
- Dużo tu nie ma do rozumienia. - mój ton odrobinę się ożywił. - Magia umożliwia korzystać z mocy osobom, które same jej nie posiadają. A w przypadku osób, które z takową mocą się urodziły, lub nabyły ją w inny soosób, pozwala poszerzyć horyzonty i wyjść poza ramy swoich własnych zdolności.
Przerzuciłam kartkę w książce, po czym spojrzałam na Futo opierając przy tym podbródek na dłoni.
- Innymi słowy, magia umożliwia nam wyjście poza nasze zdolności, ale chyba ten człowiek aż tak daleko nie celuje. - popatrzyłam się w stronę Johanesa z lekko drwiącym uśmiechen.
- Zaraz zaraz... rozumiem w takim razie, że magia odnosi się według ciebie do jakiegoś szczególnego zjawiska, a nie wszelkich nadnaturalnych zdolności... - westchnąłem i wyjąłem z papierośnicy zwitek z tytoniem. Ułamałem go i umieściłem na haczyku. Słyszałem kiedyś, że ktoś łowił na tytoń, szkoda tylko, że nie wiedziałem jaki był tego skutek... - A poza tym mam dziwne wrażenie, że aby przetrwać w tym świecie trzeba właśnie celować aż tak wysoko... - dodałem bardziej do siebie niż do demonicy zarzucając wędkę.
Usiadłem w łodzi i nic już więcej nie mówiłem... Nie byłem specjalnie głodny co prawda, strach zapełniał mój żołądek bez pomocy jedzenia, ale łowienie ryb kiedyś mnie uspokajało... Zabawne, zacząłem się zastanawiać czemu w ogóle z tego zrezygnowałem. Ile minęło od mojej ostatniej wyprawy, pięć lat? Dawniej, chyba to jeszcze było na studiach... wtedy z Anną. Westchnąłem pod nosem, powinienem się skupić na obserwowaniu spławika, nie na starych, gorzkich wspomnieniach.
Bez spławika i w ruchu ciężkie wydawało się być łowienie ryb. Jednakże spora gromada łososi chyba starała się dostać na szczyt góry. Płynęły one pod prąd i były zarówno mniejsze jak i większe osobniki. Momentami nawet wyskakiwały z wody. W pewnym momencie jedna z ryb spróbowała ugryźć duży tytoniowy obiekt - tym samym chwyciła haczyk.
- Magia pozwala wyjść poza własne zdolności... - Zamyśliła się Futo - To trochę bez sensu. Taoizm pozwala zwiększyć własne zdolności na tyle by całkowicie pozbyć się słabości ale nie wykracza poza ludzkie umiejętności. Wolę więc swoją sztukę niż magię. Wykraczanie poza ludzkie zdolności sprawiłoby, że przestałabym być człowiekiem. - Zdecydowała. Magia nie jest dla niej - magia jest czymś czego pewnie nawet nie udałoby się jej zrozumieć. Mimo, że sztuki magiczne są zbliżone do zdolności jakimi posługują się pustelnicy.
Na horyzoncie było widać wschodzące powoli słońce - Potrzebujecie się przespać? - Zapytała Futo z lekko zmartwionym wyrazem twarzy. - Ja nie potrzebuję więc w razie czego mogę trzymać wartę i prowadzić łódź. - Dodała.
Nadnaturalne dla człowieka, pomyślałam sobie, jak usłyszałam odpowiedź Johanesa. Dla mnie, jako demona, noe było noc nadnaturalnego w zdolności wywoływania szaleństwa. Z podobnego założeniaxc wychodziły zapewne youkai. Nie będę jednak zarzucała ignorancji człowiekowi ze świata zewnętrznego. Byłoby to hipokryzją z mojej strony, gdyż dla mnie samej Gensokyo skrywało w sobie jeszcze zbyt dużo niewiadomych. Sam zaś temat uznałam za zamknięty, gdyż wdawanie się w bardziej szczegółowe tłumaczenie byłoby męczące.
Ziewnęłam więc ostentacyjnie i spojrzałam w stronę wschodzącego słońca.
- Jaka szkoda, że tak piękna noc musiała dobiec końca... - po czym odpowiedziałam Futo. - Demony nie potrzebują tyle odpoczynku, co zwykli ludzie, ale dziękuję za troskę.
W moich podziękowaniach było więcej kurtuazji niż szczerości. Sama zaś czekałam na to, co wyniknie z tej pogoni za eliksirem nieśmiertelności i miałam szczerą nadzieję, że będzie to coś zabawnego. Oczywiście z mojego punktu widzenia. Uśmiechnęłam się do siebie.
Powoli, poczekać aż złapie... I wyłowić. Ryba złapana na papieros, tytoń faktyczne zabija... Ogłuszyłem rybę o burtę statku aby przestała się wiercić i pokazałem zdobycz pozostałym pasażerom.
- Proszę, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu złapała. Kto zajmie się przygotowaniem? - zapytałem, ale z jakiegoś powodu czułem, że to też spadnie na mnie...
- Ech, jakkolwiek to nazwać... chodzi o wykraczanie poza prawa fizyki, natury i tym podobne historie. Chociażby twoje dziwne materializowanie talerzy. To nie jest coś, co by miało prawo funkcjonować w normalnym, logicznym świecie - mówiłem... ale po pewnym czasie zrezygnowałem. Po prostu, tego było jak na razie dla mnie za dużo na raz - Ja raczej nie dam rady zasnąć... za dużo się dzisiaj wydarzyło, więc równie dobrze ja mogę wartować - odpowiedziałem na propozycję kapłanki.
Gdy Johanes ogłuszył rybę Futo szybko wstała i rzuciła się w jego kierunku wyrywając mu rybę z rąk - Aaaa! Szybko! Szybko! - Krzyczała. Gdy już wyrwała mężczyźnie rybę szybko włożyła ją do talerza z wodą znajdującego się na środku łodzi. - Żyj! Żyj! - Krzyczała do ryby która zaraz zaczęła oddychać w wodzie. - Huh... Całe szczęście. - Odsapnęła i odwróciła się w stronę Johanesa z wyrzutem w oczach - Ryba powinna być zjedzona na chwilę przed śmiercią. Pozwól, że ja ją przygotuję. Najpierw niech oswoi się z małym pojemnikiem. Kiedy już będzie gotowa by umrzeć, my będziemy mogli ją zjeść. Umrze w lepszym nastroju więc będzie lepiej smakować. - Stwierdziła.
Po upływie około dwóch minut wyjęła z rękawa nóż i kolejny talerz. Odpowiedziała wtedy na pytanie - To nie tak, że me talerze pojawiają się magicznie. Są one potrzebne to rytuałów więc nie może ich zabraknąć! - Raczej nie przyjmie do wiadomości tego, że może to podchodzić pod magię.
Szybkim ruchem dłoni chwyciła rybę. Nad talerzem z wodą ucięła jej głowę. Trzymając ją za ogon, dwoma ruchami noża pozbyła się jej łusek. Kolejno przecięła jej brzuch i pozbyła się wnętrzności które pływały teraz w misce z wodą. Na koniec kolejnym błyskawicznym ruchem pozbyła się kręgosłupa ryby i jadalne mięsiwo położyła w pustym talerzu na którym zostało ono pocięte, na jadalne plastry. W przeciągu kilku sekund - sushi było gotowe.
- Proszę! - Powiedziała podnosząc talerz i wskazując nim w stronę Johanesa - W sumie jedzenie jest tylko dla ciebie. Kurumi jest najedzona a ja ostatnimi czasy nie żywię się niczym tak ciężkim.
Żadne z was nie będzie spać tak zdecydowaliście. Jednak nie wiadomo jak długa będzie jeszcze droga tą rzeką.
Nie zwracałam szczególnej uwagi na sposób, w jaki Futo obrabiała rybę. Nie interesowało mnie to za specjalnie. Cały czas czytając zastanawiałam się, ile ta podróż potrwa. Gensokyo nie było zbyt rozległe i wnet powinniśmy dotrzeć do Góry Youkai.
- Proszę pani, że pytam, ale byłaś już kiedyś na jeziorze, do którego zmierzamy?
- Dziękuję - powiedziałem przysuwając sobie talerz... W sumie od dobrego dnia nic nie jadłem, właściwie cała sprawa jaką do tej pory prowadziłem zostawiła moje ciało wyczerpanym. Tylko snu dawałem sobie dość... Zmusiłem się do zjedzenia jednego kawałka... i tyle wystarczyło, aby wreszcie głód wygnał z żołądka strach. Byłem gotowy rzucić się na posiłek, ale postanowiłem chociaż zachować pozory cywilizowania. Oddałem pusty talerz Futo... jednak miałem dziwne przeczucie, że ten zaraz będzie pobity.
- Jeziora? - Zapytała Futo retorycznie - Płyniemy nad bezkresny ocean północy! - Dodała mówiąc głośno.
- Nigdy tam nie byłam, ale podobno każda rzeka prowadzi do oceanu! - Czyli nie. Nie wiecie gdzie płyniecie i ile to zajmie. Grunt przynamniej, że wszyscy byli syci.
Podsumujmy. Płyniemy w kamiennej, magicznej łódce na "ocean północy", bez odpowiednich ubrań, wody pitnej, jedzenia, czy jakichkolwiek innych zasobów. Po prostu świetnie...
- Wszystkie rzeki prowadzą do oceanu? Może, ale problem jest taki, że niestety jedne wpadają po ledwie po kilkudziesięciu kilometrach, a inne po wpłynięciu w wiele innych i do tego jeszcze do innego oceanu, jeśli geografia tego świata przypomina choć trochę to co znam z mojego - stwierdziłem gorzko.
Chwila, ocean? A tak, teraz sobie przypomniałam, że od początku mówiła o oceanie. Jednak absurd tamtej wypowiedzi sprawił, że jakoś do mnie ta informacja nie dotarła (no i wtedy miałam trochę inne cele). No i nie byłam do końca pewna, ale... czy Gensokyo sięgało aż do oceanu? A jeżeli nie, to czy ona chce wypłynąć poza barierę? Nie, nie wyczuwałam w niej obłędu, ale ten cały plan był conajmniej szalony. A może po prostu ekstremalnie głupi. Tak, istniała i taka możliwość. No, chyba, że ona wie coś, o czym ja nie wiem. Ale... nie nie miałam nawet najmniejszej chęci o to pytać, a komentować tym bardziej.
Może jednak odpocznę?
-
Kilkadziesiąt kilometrów... Ile to będzie li? - Zapytała Futo o przełożenie na inną jednostkę miary. -
Jeżeli ciekawi cię kiedy dopłyniemy to mogę powróżyć. W sumie możemy tylko się domyślać ile czasu nam to zajmie, a wróżba pokaże nam fakty! - Stwierdziła rozbijając jeden z wcześniej używanych talerzy o brzeg łodzi. Następnie talerz w którym znajdowały się rybie wnętrzności przysunęła do siebie. Zaczęła przewracać i oglądać to co wyleciało z ryby - leżące w rdzawo czerwonej wodzie. -
Nie przejmuj się, nawet jeżeli zajmie to dużo czasu. W końcu trafimy gdzie chcemy. Jedzenia i wody masz pod dostatkiem. - W końcu w rzece woda jest zdatna do picia, a ryby możecie łowić cały czas.
Liczba zbitych talerzy: 11
Jeżeli osoba, która żyła ponad 100 lat, mówi "dużo czasu", to to naprawdę będzie oznaczało dużo czasu. Długowieczność sprawia, że inaczej traktuje się czas niż w przypadku osób, które rzadko dużywają jednego stulecia. Nie była to dla mnie dobra informacja. Ten człowiek się wyżywi, natomiast nie uśmiecha mi się dręczyć w kółko tę samą osobę, jeżeli poczuję głód. Zwłaszcza, że od razu będzie wiedział, jakie jest źródło jego obłedu. To było problematyczne. I to bardzo. Ech... najwyżej nie będzie miał zbyt miłych wspomnień z pierwszych dni spędzonych w Gensokyo, a Futo raczej nie będzie miała nic przeciwko, jak będę miała potrzebę zaspokoić swój głód.
Oby tylko ta wyprawa okazała się warta poświęconego na nią czasu.
Problem jednak z zaspokajaniem głodu przez demonicę polegał również na tym, że facet na którym mogła żerować był nerwowy i miał broń. Stawanie przeciwko demonowi mogło być durne, ale chyba lepsze to niż z obłędu wskoczenie do oceanu...
Wyciągnąłem z kieszeni szmatkę i zająłem się oczyszczaniem kolby mojej Astrid, głównie po to aby moje ręce nie leżały bezczynnie. Obserwowałem niebo, rzekę i otaczający mnie świat... jednak ta cisza, która przez jakiś czas panowała była dla mnie niepokojąca...
- Ta... Pani o której wspominał Feliks... kim ona może być? Jakimś lokalnym bóstwem? - zapytałem wreszcie, głównie aby prócz odgłosów lasu i rzeki pojawił się chociaż jeszcze jakiś nowy dźwięk.
-
O! - Krzyknęła Futo gdy tylko się Johanes odezwał jednocześnie wstając z pozycji siedzącej. -
Świetnie, że przypomniałeś! Zdecydowałeś się już co mogłabym uszyć tobie z tej skóry?! - Zapytała bardziej entuzjastycznie niż by ktokolwiek oczekiwał -
Oczywiście, że ta pani musi być po prostu duchem stróżem tego kota! Nic ponad to! Nie wiem jednak czy przez tę haniebną śmierć jakiej zaznał, opiekunka go nie opuściła... Aczkolwiek jeżeli została, to skóra ta może mieć niezwykłe właściwości ochronne. - Skończyła wypowiedź dziewczyna, lecz zaraz później dodała:
Skończyłam również ichtiomancję! Sądząc po stanie w jakim znajdowała się zjedzona przez Johans-dono ryba... Do oceanu powinniśmy dotrzeć jutrzejszej nocy. - To będzie długa droga. Futo na zewnątrz łodzi zbiła talerz po poprzednim wylaniu brudnej wody z rybimi wnętrznościami.
-
Kurumi-shi, potrafisz może przygotowywać kadzidła z roślin? Albo może umiesz pisać bądź malować? - Zapytała taoistka.
Liczba zbitych talerzy: 12
I znowu moja tymczasowa "pani" czegoś ode mnie chce. Niestety, godząc się na odgrywanie roli jej shikigami, musiałam taki scenariusz wziąć pod uwagę i zaakceptować jej kaprysy.
- Na temat kadzideł nie mam najmniejszego pojęcia. - odpowiedziałam szczerze. - Moje malarstwo będzie podobnej natury, co wzory na moich skrzydłach. Natomiast co do pisania... dużo czytam i z nudów czasem coś tworzę.
No dobrze, jak ma mnie już o coś prosić, to niech będzie to coś związanego z literaturą. Może nie znałam jeszcze dobrze języka pisanego tej krainy (ludzie tutaj są wyjątkowo dziwni, komplikować sobie tak życią tak dużą ilością znaków. Łaciński alfabet jest dużo wygodniejszy), ale z podstawowymi alfabetami powinna dać sobie radę. Nie ukrywam, była to moja dziedzina sztuki. Bardzo pobudzała wyobraźnię i człowiek sam tworzył różne, dziwne obrazy w swoim umyśle. Wystarczyło pchnąć jego fantazję tylko odrobinę dalej...
Ech, znów powraca temat tej nieszczęsnej skóry... Było w nim sporo groteski, co winno być zrobione ze skóry istoty, która uratowała mi życie. Stan mojego umysłu jednak był na tyle dziwny, że docenił ten dowcip i sprawił, że moją twarz wykrzywił dziwny uśmiech. Uratował moje życie, a zwykle robiły to ostrożne słowa, lub broń, cóż...
- Ja... chyba najlepiej będzie zrobić kaburę dla mojej broni... może z resztek skóry krawat? - powiedziałem... jednak zdałem sobie sprawę, że wyciągnięta najpewniej z epoki walczących królestw kapłanka raczej nie będzie znała tych pojęć - Kabura... to tak jakby pochwa dopasowana do mojej broni - to mówiąc pokazałem ją moją Astrid - z kolei krawat to rodzaj... naszyjnika noszonego przez mężczyzn... ale dość nietypowego. Otóż... to odpowiednio skrojony, zwężający się pasek materiału, który wiąże się na szyi... wygląda to mniej więcej tak... - ukląkłem na jednej nodze i zacząłem rozrysowywać kształt z odpowiednimi wymiarami na pokładzie statku.
- Nie wykonam z tego dwóch rzeczy. Nie dzieli się go-shinai na dwie części. - Odpowiedziała lekko naburmuszona - Wiem również co to jest ta twoja broń. Mówisz mi tak jak gdybym nigdy młotka nie widziała. Oczywiście, że mogę uszyć na niego... kaburę. - Ostatnie słowo wypowiedziała trochę niepewnie. - Z reszty skóry wykonam pasek do którego będzie to przyczepione. Tworzyć więc będą jedną całość. - Podała swoją propozycję co zrobi z resztą skóry.
- Za to ty, moja droga. - Uśmiechnęła się szeroko w stronę Firene - Malowanie takich wzorków jak na twoich skrzydłach będzie idealne! - Stwierdziła głośno i zaczęła wyciągać z rękawa talerze. Układała jeden na drugim. Talerze były sporych rozmiarów i stojąc jeden na drugim stworzyły w miarę wysoką wierzę która składała się z dwudziestu talerzy. - Pomaluj je wszystkie. Jakich barw potrzebujesz? - Chyba koniec z czytaniem książek.
Westchnąłem... Astrid, właśnie zostałaś młotkiem. Nie miałem jednak siły tłumaczyć kapłance całej zasady działania mojej broni... a może nawet lepiej że nie wie?
- Zgoda, więc kabura i pasek. - stwierdziłem, po czym usiadłem na pokładzie i obserwowałem to demonicę, to kapłankę...
Więc do celu pozostało kilka godzin, tak? Równie dobrze mogłem wrócić do czyszczenia mojej broni. Źle się czułem kiedy moje ręce nie miały co robić, zwykle zajmując je właśnie czyszczeniem rewolweru, lub odruchowo bawiąc się swoimi włosami. Na ich końcach nawet pojawiły się charakterystyczne pierścienie będące efektem tego dziwnego przyzwyczajenia...
- Czerń i biel - odpowiedziała z nutą niezadowolenia w głosie. Nie byłam szczęśliwa z tego wyboru. - Cienie powstają, gdy światło natrafi na swojej drodze obiekty, które je załamują, lecz nie są też kompletną ciemnocią. Są czymś pomiędzy. Dlatego można je otrzymać poprzez zmieszanie tych dwóch elementów.
Dlatego też moja magia była bardzo słaba w kompletnej ciemności, jak również gdy nic nie potrafiło przeciwstawić się światłu, dodałam w myślach. Nie wypowiedziałam tego na głos, gdyż głupotą jest zdradzać swoje słabości. Nawet sojusznikom.
- Czerń i biel! Niczym Yin i Yang! Dobrze! Wykorzystywanie równowagi dwóch kolorów będzie idealne! - Powiedziała Futo wyjmując czarny tusz i pędzel. - Do pisania zawsze je ze sobą noszę. Potrzebować będziesz białej farby, czy wystarczy to iż talerze są białe? - Z jakiegoś powodu nie wyjęła od razu białej farby.
- Johans-dono. Mógłbyś złowić więcej ryb? Czy jednak wolisz polerować swój młotek? - Stwierdziła widząc czyszczenie rewolweru.
- Mieszanie ze sobą dwóch farb na pewno ułatwiłoby mi pracę i umożliwiło uzyskać lepsz efekt. - taki, że osoba o słabej woli zastanowi się nad swoją poczytalnością patrząc na te wzory. - Jednak może uda mi się bez niej obyć.
Już dawno zauażyłam, że we wezystko, co tworzę, przelewam trochę obłędu. Czyniłam to w sposób tak naturalny, że czyniłam to nawet o tym nie myśląc. Oczywiście moje dzieła nie miały w sobie ani magii, ani mojej mocy, jednak były powiązane z moim jestestwem.
- Pani, skoro mamy trochę czasu, to miałabym jedną prośbę. - zwróciłam się do Futo. - Tanten gryf uszkodził mi wcześniej suknię. Czy mogłabyś rzucić na to okiem? W normalnych okolicznościach sama bym się tym zajęła, jednak jako dama czułabym wielki dyskibfort obnażając się przy tym mężczyźnie.
- Mógłbym, ale moja papierośnica to bardzo ograniczony zasób... jeśli papierosy się skończą, to szanse na złapanie ryby też - powiedziałem, chowając mój rewolwer.
Chwyciłem znów za prostą wędkę, nabiłem na nią kolejny fragment papierosa i zarzuciłem ją po raz kolejny w odmęty rzeki, wątpiąc jednak czy będę miał tyle szczęścia ile za pierwszym razem. Może powinienem zejść na brzeg i poszukać lepszej przynęty? Nie, jakoś nie uśmiechało mi się chodzić po tamtym lesie po raz kolejny, a z resztą nie za bardzo wiedziałem co mogę tam znaleźć. Założenie, że magiczna flora będzie podobna do naszej było zbyt optymistyczne.
Futo wyjęła zza elementu jej ubrania okrywającego klatkę piersiową mały zestaw do szycia. Nic specjalnego, kilka nitek i igła. - Chętnie się tym zajmę. W tym czasie maluj a ja zaszyję tobie suknię. - Stwierdziła zbliżając się do Firene. Nie wyjęła białej farby więc widać musiała być poza jej zasięgiem. - Johans-dono, możesz podać mi tę skórę? Też się nią od razu zajmę. - Zapytała Futo.
Gdy tylko dziewczyna zaczęła zbliżać się do Firene łódź w coś uderzyła i się zatrzymała. Góra talerzy się rozpadła i leżały one teraz na powierzchni całej łodzi. Żaden z talerzy się jednak nie rozbił, są dość twarde. Futo uderzyła głową w kant łodzi lecz szybko powstała i udawała, że nic się nie stało.
Stanęliście w miejscu. Dziewczynka z zaczerwienionym czołem lecz pełną powagą na twarzy mówiła - Emm... Jakiś plan? Możliwe, że wpadliśmy na mieliznę.
Co się u licha dzieje? Pomyślałam zaraz po uderzeniu. Sama zaś poleciałam do przodu i niewiele by brakło, a wylądowałambym na talerzach. Żegluga po rzecze tym był jednak głupi pomysł. Nie pierwszy i nie ostani.
Wstałam z ziemi i otrzepałam sukienkę.
W sumie mogłabym poczekać, aż reszta rozezna się w aytuacji, ale chyba rozprostowanie skrzydeł będzie lepszym zajęciem niż malowanie talerzy.
- Za pozwoleniem, pani, zobaczę, co się stało.
Nie czekając na zgodę wzbiłam się w powietrze i poleciałam przed łódź, żeby zobaczyć na co wpłynęliśmy. Jeżeli to zaś sprawka jakieś istoty... No cóż, nie będzie mi przeszkadzało najeść się na zaś.
Podniosłem skórę yokunai nadal trzymając wędkę... gdy uderzyliśmy o coś. Rzuciłem skórę na pokład i złapałem się burty tym samym utrzymując równowagę.
- Znasz tę rzekę, kapłanko? - zapytałem kiedy demonica wzbiła się w powietrze - jak często zdarzają się tu płycizny?
Przeczucie jednak podpowiadało mi, że to mogła być jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza, wizyta Futo na tej rzece. Po prostu siedziałem i czekałem, aż "Kurumi" sprawdzi co się tak właściwie stało.
- Pierwszy raz tędy płynę. Póki mamy postój możesz łowić dalej, lub pójść poszukać nowej przynęty. - Stwierdziła spokojnie Futo. - Jak tam Kurumi! Co znalazłaś?! - Krzyknęła dziewczyna będąc odwrócona plecami, układając talerze z powrotem na swoje miejsce.
Kurumi zauważyła, że faktycznie była teraz płycizna. Jednakże łódź byłaby w stanie jakoś przepłynąć gdyby nie to, że zatrzymała się na jakiejś żywej istocie. Kamienna łódka uderzyła w brzuch pół-rybę pół-kobietę która była teraz dość przygnieciona.
Wydawało się, że dziewczyna pod łodzią odpłynęła myślami.
Ech, spodziewałem się tego... nic to, równie dobrze mogę poszukać czegoś na brzegu - byłoby miło, gdybym jednak nie musiał zużywać moich papierosów, zwłaszcza, że to mogą być ostatnie jakie wypalę.
- To ja chyba zejdę na chwilę na brzeg...- powiedziałem podając kapłance skórę i wędkę - Miałabyś może jakąś miskę, w którą mógłbym pozbierać przynętę? I trzymaj wędkę, jakby coś złapało szarpnij do góry.
Mówi się, że leżącego się nie kopie... no cóż, mi tam to nie przeszkadzało, ale demony mają trochę inne spojrzenie na kwestie moralności. Nie widzę jednak sensu w podejmowaniu działąń, które nie przyniosłyby mi wymiernych korzyści w postaci zapewnienia mi pożywienia. Innymi słowy: ta osoba zdawa się być niezbyt przytomna, więc pożytku mieć z niej nie będę. W dodatku Futo chyba nie przepadała za nadmiernym pastwieniem się nad osobami, które nie mogą się nawet bronić. Zostawiłem więc ten dość zabawny widok za sobą, wróciła na łódź i powiedziałam:
- Moja pani, jeżeli nikt nie ma ochoty na sushi z youkai, to proponuję odpłynąć trochę do tyłu. - uśmiechnęłam złośliwie. - Bo wpłynęliśmy chyba na syrenę, czy inne podobne jej stworzenie.
Futo wzięła wędkę po czym powiedziała Johanesowi - Stare Chińskie przysłowie mówi... Nie ucz ojca dzieci robić! - Siedziała naburmuszona z wędką i zaczęła łowić.
Nic nie mówiła o misce ale przecież obok niej leży teraz 20 głębokich talerzy. Również któryś z nich się nada.
- Syrenę? Może być niebezpieczna. Syreny zwabiają marynarzy na mieliznę! - Powiedziała mając łódź na mieliźnie. - Nie mam wioseł, ktoś musi popchnąć łódź i usunąć z drogi syrenę... Ja jej nie dotknę, może mnie zaatakować! - Cóż, ta jedna dziewczyna do harowania na pewno się nie weźmie. Skupiła się na łowieniu ryb.
Wziąłem jeden z talerzy i zeskoczyłem na brzeg, poszukując robaków, lub jakichś roślin, które mogłyby zwabić ryby. Nie traciłem z oczu jednak łodzi.
- Przepędź ją, ześlij wizję... może się najesz na zapas, a i jej się pozbędziemy - przez pewien czas po prostu szlajałem się po brzegu i zbierałem przynętę... ale widząc, że nikt nie kwapi się do pchnięcia statku przełożyłem rewolwer do kieszeni spodni, zdjąłem płaszcz, buty, podciągnąłem spodnie i wziąłem zdjęte elementy ubrania, po czym wrzuciłem je na statek. Próbowałem wtedy przepchnąć łódź ciężarem mojego ciała.
Uśmiechnęłam się niewinnie.
- Ta raczej wygląda na taką, która raczej nie chciałaby widzieć statku na tej mieliźnie. - po chwili dodałam. - No, i bliżej jest jej chyba do wyzionięcia ducha pod ciężarem łodzi niż do zaatakowania kogokolwiek.
Niespecjalnie mi się chciało samemu rozwiązywać ten problem. Fakt, nie przepadałam za bezsensownym zabijaniem osób, którymi mogłabym się pożywić, ale wynikało to z mojego pragmatycznego podejścia dożycia, a nie litości i w tej chwili bardziej zależało mi na lekki podroczeniu się z Futo niż na faktycznej pomocy. Chociaż im dłużej będziemy tu stały, ty bardziej przeciągnie się ta sama wyprawa.
- Niestety, moją domeną nie jest przenoszenie dużych i ciężkich obiektów, więc raczej nie jestem w stanie jej pomóc, ani też ruszyć łodzi na przód. A tak długo, jak ona tam jest, nie będziemy w stanie ruszyć dalej.
Innymi słowy, zademonstruj mi swoją potęgę, którą tak bardzo się chełpiłaś i pokaż, jak sobie poradzisz z tą przeszkodą. Oczywiście mogłabym spróbować użyć swojej magii i spróbować wciągnąć syrenę za sobą do cienia, ale uczynię tak tylko i wyłącznie, gdy będę do tego zmuszona.
Johanesowi idzie dość topornie przesuwanie łodzi. Nie dość, że sama łódź jest ciężka to jeszcze pchnie się ją pod prąd. Wychodzi jednak na to, że trzeba ruszyć jakoś nieprzytomną syrenę. Jednakże jest przygnieciona do podłoża i nieprzytomna.
- O złowiłam coś! - Krzyknęła Futo podnosząc łososia który zaraz puścił haczyk i wrócił do wody. Dziewczyna z rozweselonej zmieniła wyraz twarzy na zdesperowaną i wróciła do łowienia.
Ech... nie słucha mnie. A ten człowiek prędzej zejdzie na zawał serca niż coś osiągnie pchając tę łódź w górę rzeki. Niestety, chyba zostałam zmuszona, żeby coś z tym zrobić, lub pójść i stracić okazję do dobrej zabawy z eliksirem nieśmiertelności. Podeszłam więc do jednego z cieni, które rzucało poranne słońce, zdjęłam buty, podwinęła sukienkę i korzystając z niego przeniosłam się przed dziób łodzi. Spojrzałam na syzyfową pracę człowieka i rzuciłam złośliwie:
- Tylko się nie spoć, człowieku. - po czym podeszłam do syreny. - Powiedz, jak się zmęczysz, lub gdy zdasz sobie sprawę, że ten sposób nie należy do najlepszych.
Ale nim zacznę dzialać, mogę się jeszcze trochę podroczyć.
- Nie mam magii, to jedyny sposób jaki mam, demonie - powiedziałem zdyszany, ale bez pretensji w głosie. Ona miałaby z tego satysfakcji - byłbym wdzieczny za wszelką pomoc, o potężna przedwieczna istoto - w głosie nie było ironii... ale jednak coś w oczach mówiło coś zupełnie innego.
Po prostu podpierałem łódź aby jeszcze bardziej nie przygniotła syreny.
Syrena zaczęła się budzić. Zaczęła mówić: Zdejmijcie... To... ARgh! - Wydawała się zdenerwowana chociaż ciężko było jej mówić.
Futo siedziała i łowiła. Nie przejmowała się tym problemem, może czekała aż sam się rozwiąże.
Swobodnie podróżowałam między cieniami, ale przenoszenie innych... to może być trochę męczące, ale nie powinno być niemożliwe. Zbliżyłam się do łodzi i zaczęłam mówić.
- Daruj sobie podobne tytuły, człowieku. - zaczęłam mówić. - My, demony, może jesteśmy próżne, ale potrafimy odróżnić dobry smak od groteski.
Przyrzałam się miejscu, w któym leżała syrena. Niestety, słońce niedawno wyłoniło się zza horyzontu, więc cień rzucany przez łódź nie byłzbyt okazały. Za parę godzin byłaby lepsza pora na wykorzystanie mojej magii, nie chciałam już tego zbytnio przeciągać.
Spojrzałam jeszcze raz na człowieka.
- Jeżeli się schylę, na pewno zamoczę sobie suknię, a tego bym nie chciała. Złap mnie więc za rękę, a następnie złap syrenę. - zrobiłam chwile przerwy, żeby się skoncentrować. - I staraj się potraktować to, co się zaraz wydarzy, jak coś zupełnie normalnego. Skoro nie jesteś świadomy, jaka moc się w tobie obudziła, wolałabym uniknąć w sytuacji, gdy aktywuje się ona jako reakcja obronna na moją magię. Najlepiej zamknij oczy i pomyśl, że to twój najzwyklejszy dzień.
Nie chciałam ryzykować, że Johanes zrobi coś przez przypadek. On był tutaj nowy i urodziłsię w czasach, kiedy magię i istoty, takie jak ja, wsadziło się między bajki i traktowało się jako coś, co nigdy nie istniało. Nie musiałam nawet zgadywać, co dzieje się w jego umyśle, a były to rzeczy naprawdę bardzo zabawne. Ale teraz oczekiwałam od niego spokoju.
Jeżeli Johanes postąpi tak, jak go poinstruowałam, powiększę cień, który rzuca łódź, żeby obiął nas wszystkich, po czym postaram się wykorzystać go do przeniesienia naszej trójki pod drzewa na wschodnił brzegu rzeki. O tej porze dnia powinny doskonale przysłaniać słońce.
Zrobiłem jak demonica kazała, głównie z ciekawości. Chwyciłem jej rękę i ogon syreny, po czym zamknąłem oczy, powracając do mojego niewielkiego biura w Chicago. Schludny, tylko z powodu tego, że poza biurkiem, krzesłem, popielniczką, tanim telefonem i kilkoma butelkami nic się tam nie znajdowało, powoli przyjmował wilgoć z deszczu, który kapał za oknem. Ja sam siedziałem z kapeluszem zasuniętym na oczy, nogami na blacie i ręką na szklance wsłuchując się w ten dźwięk. Uwielbiałem go, był niesamowicie uspokajający. Powoli leniwa ręka zeszła na butelkę, odkręciła ją i nalała do szklanki, po czym ją powoli podniosła do ust. Pierwszy łyk nigdy nie był łapczywy, to raczej smakowanie... dopiero wtedy szklanka się przechyla stając się pustą, a ja odpalam pierwszego papierosa wdychając dym i starając się nie myśleć. Ot skupić się na dźwiękach miasta, deszczu, trzymać niebezpieczne myśli i gorzkie wspomnienia z dala ode mnie...
Ciągnąc w ten sposób udało się odblokować rzekę. Zaraz bo wyciągnięciu z pod łodzi ogona syreny, wyślizgnęła się ona jednak z ręki Johanesa. Mężczyzna był zbyt słaby by utrzymać rybi ogon tak dużych rozmiarów.
"Ryba" wylądowała obok łodzi która zaczęła ponownie spływać rzeką. Futo odwrócona do was plecami nadal łowiła ryby. Znaleźliście się przy drzewie.
Łódź odpływała w zadziwiająco szybkim tempie. Płycizna skończyła się po przepłynięciu jakiś dwóch metrów.
Jeżeli chcecie płynąć dalej, najprawdopodobniej powinniście gonić łódź.
Cholera, z moim szczęściem mogłem się spodziewać czegoś podobnego... Wyskoczyłem z płycizny na brzeg i zacząłem biec za łodzią.
- Zatrzymaj to cholerstwo - wrzeszczałem do kapłanki.
Biegłem wzdłóż brzegu starając się wskoczyć do łodzi jeśli znalazłbym się blisko niej.
Zabawny jest ten człowiek, gdy goni za łodzią. No cóż, ja też powinnam się dostać na nią jak najszybciej. Rozkładam więc skrzydła i lecę w jej kierunku. Szybszy, mniej męczący sposób, żeby znaleźć się na pokładzie. W dodatku bardziej dostojny.
Zastanawiałam się też nad jedną sprawą: czemu ten człowiek tak siłował się z tą łodzią, skoro wystarczyło wyciągnąć spod niej syrenę? Miałby mniejszy problem z dogonieniem statku. A czemu ja tego nie sprawdziłam? A po co miałam zamoczyć sobie sukienkę?
Łódź płynie trochę szybciej niż Johanes biegnie. Prędzej się zmęczy niż do niej dobiegnie.
Firene za to dogoniła łódź - Przyprowadź tu Johansa-dono. Kurumi-shi. - Stwierdziła Futo będąc nadal odwrócona plecami i łowiąc ryby.
Korciło mnie, żeby zostawić człowieka własnemu losowi i jeszcze pomachać mu na do widzenia, ale jak go nie przyprowadzę to będę musiałą się użerać później z moją tymczasową panią. Ale jak go do niej przyprowadzę? Nawet jakbym chciała z nim polecieć (implikowanie, żebym chciała wysilać się do zwykłego śmiertelnika), to i tak nie mam tyle siły, żeby mi się to udało. Innymi słowy, musiałabym użyć w tym celu magii.
Pojawiał się tutaj zasadniczy problem, on biegł, a łódź się poruszała, więc wymagałoby to ode mnie olbrzymiej koncentracji i chirurgicznej dokłądności. Jeżeli się pomylę, mogę sama wyłączyć się z tej wyprawy... I to jest dobre pytanie: czy chcę się poświęcać dla tego człowieka? Odpowiedź jest chyba oczywista. Jeszcze nie oszalałam przez tę taoistkę. A czy chcę wejść w konflikt z Futo? Jest odporna na obłęd i dosyć impulsywna, więc też nie.
Trzeba więc ograniczyć te ryzyko do minimum, lub całkowicie je wyeliminować. A tym celu trzeba jednak liczyć na to, że Futo przerwie łowienie ryb i skupi się na tym, co mam jej do powiedzenia. Na wszelki wypadek skupiam się równolegle na wdrożenie w życie planu awaryjnego.
- Obawiam się, że w obecnej sytuacji będzie to trudne. - użyłam swojego standardowego, lekko złośliwego tonu. - Gdyż pan Johanes został na brzegu, a łódź płynie trochę szybciej, niż on potrafi biegać. Oczywiście, mogę po niego pójść, ale niewykluczone, że będę miałą spore problemy z powrotem na okręt.
Przy okazji przygotowywuję się do wdrożenia planu awaryjnego, na który się składa:
- rozłożenie sporej liczby cieni na pokładzie okrętu, aby ułatwić sobie drogę powrotną,
- stworzenie łuku z cienia w celu ewentualnego wystrzelenia w stronę tego człowieka. Nie mogę sobie pozwolić na to, że mnie po prostu stratuje, jak będę próbowała go przenieść na łódź, więc będę musiała go chwilowo wprowadzić w stan katatoniczny, aby go unieruchomić
- wyliczenie prędkości łodzi, aby ponownie się na nią dostać z tym człowiekiem za pomocą cieni.
Sam plan zakłada chwilowe obezwładnienie człowieka, podlecenie do niego i przetransportowanie się razem z nim poprzez cienie z powrotem na łódź.
Jedyne na co czekam, to odpowiedź Futo.
- Jak nie dasz radę to nie... Sam nas też dogoni. - Stwierdziła Futo wyciągając żyłkę z wody. Złapała małego łososia.
Spojrzała na rybę po czym zdjęła z haczyka i wpuściła na powrót do rzeki. - Młode ryby muszą dorosnąć nim będą do czegoś zdatne. - Powiedziała po czym łowiła dalej. Była absolutnie spokojna.
Johanes biegł lecz ciężko było stwierdzić czy sobie w ten sposób poradzi.
Doprawdy, wielka jest twoja wiara w szybkość tego człowieka, ale pasuje mi to. Nie cofam wprawdzie swoich przygotowań, jakby mojej pani się odwidziało, ale też nie podejmuję na razie żadbej akcji.
Staję przy burcie i obserwuję, jak tam Johanesowi idzie gonienie łodzi i uśmiecham się szyderczo. Futo postanowiła nie korzystać z moich mocy, więc jest on zdany jedynie na siebie. Zastanawia mnie tylko, czy sytuacja ekstremalna, w jakiej się teraz znajduje, będzie aktywatorem jego zdolności, o ile jakiekolwiek posiadł. Do Futo zaś mówię tylko:
- Jak pani uważa. - i dalej czerpię przyjemność ze śledzenia tej beznadziwjnej gonitwy.
Miałem pewne doświadczenie w bieganiu - gdy słowa i broń zawiodły odpowiednio szybka praca nóg była jedyną ucieczką... Jednak wtedy dochodziła również znajomość terenu, a zwłaszcza skrótów, teraz na nieznanym terenie jedyne co mogłem, to biec wzdłuż rzeki... Widząc coraz mniejszą i mniejszą łódkę zmuszałem swoje nogi do coraz większego wysiłku.
-Zatrzymajcie... tą... cholerną... łódź! - wrzeszczałem, licząc że kapłanka postanowi zamienić talerz w kotwicę lub staniemy na kolejnej mieliźnie..
Futo przerwała łowienie. Wyjęła wędkę którą schowała do rękawa i odwróciła się w stronę Johanesa - Podlecisz tu albo zostajesz w lesie! -
Miała zmarszczone czoło jak gdyby była lekko zdenerwowana lub mocno zamyślona.
Kolejno odwróciła się do Firene - A ty weź się do pracy! Ani jeden talerz nie jest jeszcze pomalowany! - Wskazała na kupkę dwudziestu, pędzel i kałamarz wypełniony czarną cieczą. Najprawdopodobniej atramentem lub innego rodzaju barwnikiem.
Powiedziałam do siebie z wyraźną nutą ironii w głosie:
- Och, czyli na tym opierało się przekonanie, że uda mu się dostać na łódź. - uśmiechnęłam się w stronę biegnącego Johanesa. - Niestety, ale ludzie zza bariery nie opanowali jeszcze sztuki latania w takiej formie, jakiej znamy ją w Gensokyo.
Po słowach Futo humor mi się trochę pogorszył i spojrzałam z dezaprobatą na stos talerzy. Ech, znoszenie jej dziwnych pomysłów robi się męczące, zwłaszcza że widok biegnącego człowieka był całkiem zabawny. Anulowałam jednak całe moje przygotowania, zasiadłam od niechcenia przy stosie talerzy i zaczęłam je powoli malować. Nie robiłam jednak tego w ciszy, gdyż miałam zamiar trochę podrażnić się z Futo.
- No cóż, chyba panu Johanesowi nie uda się wrócić na pokład. Ciekawe, jak człowiek zza bariery, gdzie na codzień nie spotyka się youkai, magii ani też wszelakich nadnaturalnych mocy, poradzi sobie w lesie, gdzie pewnie parę istot będzie miało ochotę go pożreć - o, ten wzór wyszedł mi całkiem ciekawie, pomyślałam sobie patrząc na pierwszy talerz. - Jakbym mogła wyrazić swoją opinię, to pozostawienie go samego sobie na brzegu można uznać za czym dosyć okrutny, czyż nie.
Mówiąc ostatnie słowa spojrzałam na Futo zza ramienia.
- Lecieć?! - zaśmiałbym się, gdyby nie to, że zmęczenie powoli zaczęło wpływać na pracę moich płuc...
Biegłem po prostu dalej w nadziei, że pływ po prostu zwolni, bądź statek znów trafi na mieliznę. Drzewa zaczęły zbliżać się do koryta rzeki, wystające korzenie zagradzały mi drogę, a moja gonitwa zaczęła przypominać bieg przez płotki. Lecieć, też mi coś. Samoloty i Zeppeliny były dość młodym wynalazkiem, a zanim ludzie sami z siebie będą mogli latać sporo czasu jeszcze upłynie. Dlaczego więc ona mówiła to z taką oczywistością w głosie? Czyżby tutaj w tym wymiarze przesyconym magią to było coś aż tak oczywistego? Przeskoczyłem kolejny korzeń...
- Gdybym przejmowała się życiem każdego napotkanego człowieka, już dawno bym zwariowała. - Stwierdziła Futo w kierunku Firene. - A poza tym, skoro znalazł się on w gensokyo w dziwnych okolicznościach... Musi być w nim magia. - Była całkowicie tego pewna.
Dziewczyna odwróciła się w stronę Johanesa - Jak nie zaczniesz latać, umrzesz! - Krzyknęła. Zaczęła sama się unosić i lecieć nad łodzią - No popatrz! To łatwe!
Praca Firene szła dość dobrze. Talerze nabierały dokładnie takiego wyglądu jaki chciała osiągać.
Co jak co, ale motywować ona umiała, psiakrew. Choć nie twierdziłem, że mi się uda i że będzie to "łatwe" postanowiłem spróbować. Problem polega na tym, że nie wiedziałem jak. Próbowałem wybić się skacząc, kląć pod nosem, próbować koncentrować się na chęci lotu... Cała ta farsa z jakiegoś powodu przypomniała mi się ta stara książka dla dzieci Barriego...
Kątem oka przyglądałam się tej całej scenie. Cóż, posiadanie jakieś tam mocy nie implikuje tego, że ktoś będzie potrafił latać, więc szanse, że ten człowiek nagle pofrunie oceniłam jako marne. Niemniej zabawnie było obserwować, jak się stara. Sama zaś ograniczyłam się do rzucenia złośliwego komantarza:
- Może akurat tak się szczęśliwie złożyło dla tego człowieka i jakimś cudem dostał mo latania. - uśmiechnęłam się niemiło. - Bo w przeciwnym razie sam fakt posiadania mocy raczej za wiele mu nie da.
No dobrze, tu trochę przyciemnię i nałożę parę jaśniejszyg smug w tym miejscu... a tak, teraz to wygląda dobrze.
Spojrzałam jeszcze raz na Johanesa próbującego wzlecieć i... no dobra, niech zna moją łąskę. Trochę mu pomogę. Oczywiście nie mam zamiaru podejmować wysiłku w celu sprowadzenia go na pokład. Ograniczę się do bardziej subtelnej metody, z której i ja będę miała lekką korzyść. Człowiek myślący racjonalnie, żyjący ponadto w świecie, w którym zapomniano o siłach niedostępnych dla przeciętnego człowieka, sam z siebie nie poleci. Powód jest tego prosty: kłóci się to z logiką jego małego i ograniczonego świata sprowadzonego do sztywnych praw i założeń. Świata, w którym nie ma miejsca dla rzeczy nadprzyrodzonych. I nawet trafienie w sam środek Gensokyo nie sprawi, że ten mur racjonalizmu nagle runie. Jedynie szalony umysł jest w stanie zaakceptować coś, co dotąd wydawało się całkowicie niemożliwe. Tak, w taki sposób mogę pomóc, zwłaszcza że niezbyt lubiłam tracić potencjalnych żywicieli. Używając więc cieni drzew jako medium próbuję zasiać w umyśle tego człowieka obłąkańczą myśl, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Resztę zaś pozostawiam jemu samemu. I lepiej niech będzie wdzięczny za tę formę pomocy, jaką byłam mu skłonna zaoferować!
Johanes zaczął się unosić po niewielu próbach i wręcz szaleńczej chęci wzlecenia wywołanej przez Firene. Futo wtedy opuściła łódź na moment i podleciała do mężczyzny - Potęga wiary w tym świecie daje niesamowite możliwości! - Powiedziała mając podniesione ręce do góry jak gdyby chciała krzyknąć "Hurra udało ci się!".
Dziewczynka złapała mężczyznę za rękę i lecąc zaczęła prowadzić go z powrotem na łódź. Mógł się on wtedy trochę oswoić z kierowaniem kierunkiem lotu.
- Wznoszenie to dobry początek do opanowania swej mocy. - Dodała, delikatnie lądując na łodzi.
Jak widać do nauki latania wystarczyła silna motywacja i wiara... I to nie tylko wiara w siebie, gdyż Futo zdecydowanie wierzyła w zdolności Johanesa. Ułamek wiary również mężczyzna dostał od Firene która myśląc, iż jej pomoc w motywowaniu na prawdę sprawi, że mężczyzna ma szansę wzlecieć.
Futo była zadowolona, uśmiechała się szeroko chociaż z zamkniętymi ustami. Po chwili się odezwała - Mówiłam, że się uda! Mówiłam! - Krzyknęła na Firene.
W końcu z tyłu głowy pojawił się po raz kolejny głos zachęcający, właściwie domagający się lotu. Kazał mi skoczyć śmiało w stronę rzeki by się unieść. Tak też zrobiłem, ze zdumieniem odkrywając, że wzniosłem się ponad ziemię. Głos zachęcał mnie do podjęcia lotu, kazał wznieść się wyżej, dalej, jednak w porę zostałem złapany za rękę przez kapłankę, zanim jako niewprawny lotnik nie spadłem w rzekę. Wylądowałem na pokładzie statku i... wtedy głos ustąpił, ale mimo to czułem się pewniej. Mimo to w tym co mnie kierowało było coś dziwnego, to nie był ten sam głos który kazał mi trzymać dodatkową broń pod biurkiem, czy pomagał moim przeczuciom. Wydawał się dzikszy, bardziej stanowczy...
Ubrałem w końcu resztę moich rzeczy i spojrzałem na talerz z przynętą, którą udało mi się zebrać przed ową przygodą z syreną... przez pewien czas nie odzywałem się, myślałem.
Wiara sprawia cuda... pomyślałam z lekką drwiną. No pewnie, że czyni cuda, zwłaszcza jak się domiesza do niej trochę szaleństwa i zarazi tą obłąkańczą myślą liczne rzesze ludzi. Tak, wtedy wiara naprawdę działa, lecz efekty nie do końca można przewidzieć. Na przykłąd wiara w demony sprawiła, że narodziły się demony. W tym przypadku natomiast uważałam, że wiara, w połączeniu z szaleństwem mogła faktycznie być katalizatorem, jednak sam fakt latania wynikał ze zdolności, jakie nabył Johanes, bąć też z samego fakty ich posiadania. Nie było to jednak istotne i bardziej ciekawiła mnie natura jego mocy, a ta chwilowo stanowiła tajemnicę.
Jak łatwo było zgadnąć, nie podzielałąm entuzjazmu Futo i jej słowa skwitowałam lakonicznym:
- Tak, miała pani rację - po czym zabrałam się do malowania kolejnego talerza.
Sytuacja była spokojna. Przez kolejno długi czas.
Każde z was miało co robić.
Firene zajmowała się malowaniem. Futo z Johanesem mogli przygotowywać pożywienie.
Ponad to taoistka skończyła przerabiać skórę na pas i kaburę - Mężczyzna mógł śmiało odebrać nowy sprzęt.
Talerze były już pomalowane - dziewczynka schowała je wszystkie do swojego magicznego rękawa.
Dalej sytuacja była co najmniej nudna.
<Opiszcie czym zajmowaliście się w międzyczasie>
Dochodziło do godziny około osiemnastej. Słońce powoli zachodziło lecz minie jeszcze kilka godzin nim to nastąpi.
Spływając cały czas w dół rzeki zaczęliście widzieć teraz w oddali zbiornik do którego ona prowadzi. Niestety przez drzewa wszędzie wokół ciężko określić wymiary tego zbiornika.
Dalej rzeka płynie już cały czas prosto - jakieś trzy kilometry.
Po spożyciu ryb Futo zbiła talerz w którym się wcześniej znajdowały. Powiedziała teraz również:
-
Zbliżamy się do celu naszej podróży. Jesteście gotowi na starcie z wielkim oceanem? - Zapytała mając dumny wyraz twarzy jak generał wielkiej armii prowadzący na wojnę.
Liczba zbitych talerzy: 13
Przez większość czasu po prostu starałem się łowić ryby i uspokoić swój umysł, bez spektakularnych sukcesów ani w jednej, ani w drugiej materii. Kiedy Kapłanka skończyła kaburę podszedłem do niej, podziękowałem i założyłem, chowając do niej broń.
-Nie, ale czy to ma jakieś znaczenie?- odpowiedziałem.
Skończone. Mam tylko nadzieję, że moja tymczasowa "pani" poszanuje trochę bardziej pomalowane przeze mnie talerze, a nie potłucze ich przy najbliższej okazji... No i jak Futo uporała się z szyciem, to przypomniałam jej o swojej sukni. Nie chcę przecież marnować sił na trzymaniu jej w całości za pomocą magii, a przeszycie jednego sznurka to przecież chwila.
Ja zaś sama przez większość podróży czytałam, a przy okazji obserwowałam Johanesa. Skoro udało mu się ubudzić w sobie swoje nowo nabyte moce, to znaczy, że mogą się one uaktywnić w każdej chwili, nawet częściowo bezwiednie. Dlatego warto mieć go na oku. Mogłabym się go co prawda bezpośrednio zapytać, lecz wątpię, czy byłby mi w stanie odpowiedzieć.
Gdy zbliżaliśmy się do celu, wyjrzałam znudzona za burtę i obserwowałam taflę wody. Przez całą drogę brakowało mi jednej rzeczy, która umilała mi samotne dni spędzone w mojej posiadłości.
- Czemu nie zabrałam z domu chociaż jednej butelki wina? - z powodu lekkiego roztargnienia i znużenia podróżą tę jedną myśl powiedziałam na głos.
Po chwili dotarło do mnie pytanie Futo.
- Ależ, oczywiście, moja pani. - odpowiedziałam uprzejmie. W końcu zbliża się koniec tej całej wyprawy. Teraz tylko trzeba pomóc przy złapaniu tej legendarnej ryby i doprowadzić do stworzenia tego eliksiru.
Suknia Firene została zaszyta przy najwcześniejszej okazji. Dziewczyna więc nie musiała się już tym przejmować.
- Wina się napijemy jak już będziemy na łowisku. Taka tradycja. - Uśmiechnęła się dziewczynka.
Gdy już dopływaliście do ujścia rzeki, Futo wbiegła na dziób łodzi i zaczęła krzyczeć: - Patrzcie! Patrzcie!
Widok był faktycznie powalający - to na prawdę był ocean.
Zazwyczaj miejsca do których można dotrzeć w gensokyo są dość ograniczone, ale jak widać teraz można było dotrzeć i nad ocean... Lub morze. Ciężko stwierdzić.
Zabrakło jakieś sto metrów by dopłynąć do końca rzeki aż nagle łódź się zatrzymała. Chociaż może raczej nie tyle łódź co woda w rzece przestała płynąć.
Dziesięć metrów przed wami wynurzyła się dziewczyna. Wyglądała na jakieś 20 lat. Była dość dojrzała i szczupła.
Ostre rysy twarzy bardzo pasowały do jej zgrabnej sylwetki.
Niebieskie loki długie do ramion cały czas falowały, niczym woda którą mogliście oglądać daleko za nią.
- Nie macie tu czego szukać, odejdźcie. - Powiedziała na wstępie nawet się nie witając. Wyglądała na niebezpieczną osobę.
Tradycja... bardziej tradycyjnie jest chyba wznieśść toast po udanym połowie. Taki zwyczaj przynajmniej panowałw Europie. Tutaj pewnie jest inaczej. Nie miałąm jednak ochoty na wdawanie się w dyskusje o różnicach kulturowych, po prostu przyjęłam to do wiadomości.
- Z miłą chęcią się wtedy napiję - odpowiedziałąm Futo. - Niestety, nie będę mogła zaoferować żadnej butelki z mojej piwnicy, bo wszystkie zostały w domu.
Dodałam z lekką nutą melancholii w głosie. Lubiłam od czasu do czasu się napić, zwłaszcza jak w okolicy nie działo się nic ciekawego i cały dzień przesiadywałam w domu. A wychodząc poprzedniej nocy nie myślałam, że czeka mnie dłuższa podróż w stronę ocenanu. W przeciwnym wypadku trochę lepiej bym się przygotowała. Ale tak już to bywa. Bez względu, jak długo żyjesz, zawsze jest w stanie cię coś zaskoczyć.
Nie miałam jednak zbyt wiele czasu na rozmyślanie, gdyż drzewa już przestały przysłaniać wielki zbiornik wody. Widok był wprost imponujący. W tym momencie nie byłm zaskoczona, iż wielu ludzi dawało się porwać szaleństwu, wsiąść na okręt i ruszyć w szaleńczą podróż ku nieznanemu. Ocean naprawdę był w stanie pobudzić wyobraźnię i doprowadzić umysł człowieka do tego stanu, iż zaczyna zadawać sobie pytania o to, co znajduje się za tą wielką wodą. Sama myśl o tym sprawiła, że uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Niestety, ten widok został zakłócony się przez pojawienie się pewnej osoby. Na twojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nie miałąm zamiaru jednak wysuwać się przed szereg i podejmować pochopnych akcji. Potanowiłam poczekać na to, co zrobi reszta. Pakowanie się w otwarty konflikt z nieznanym przeciwnikiem nie należało do najrozsądniejszych rzeczy, zwłaszcza że nie wiedziałam z kim mam do czynienia. Spojrzałąm tylko w stronę Futo. Co teraz uczynisz, moja pani? Jak sobie poradzisz z tą przeszkodą? Mam tylko nadzieję, że nie usłyszę zaraz: "Kurumi! Zajmij się nią!", bo to by było zbyt problematyczne.
Napijemy się... ech zabiłbym za butelkę dobrej whisky. Ostatni raz piłem jeszcze zanim podjąłem się tego feralnego zlecenia. Kasy mi brakowało, a zanosiło się, że będę musiał zwrócić zaliczkę, więc niestety pogrążałem się w trzeźwości... Tak, świat wyglądał wyraźniej przez denko od butelki, a ten wymagał chyba co najmniej stanu permanentnego upojenia aby go nie kwestionować... Uśmiechnąłem się jedynie lekko wyciągając wędkę i odkładając ją na bok.
Świetnie, kolejna młoda dziewczyna najpewniej używająca magii. Moja ręka powędrowała na rękojeść rewolweru, druga poprawiła kapelusz. Nie zaatakowała nas jeszcze, to jak na standardy tego wymiaru rokowało całkiem nieźle, ale o niczym nie przesądzało. Po prostu wyprostowałem się i neutralnym głosem zapytałem - Dlaczego?
- Zwę się Krina Akenia. Strażniczka tych wód... - Przedstawiło się dziewczę - Władca północnego oceanu dzisiejszej nocy będzie przechodził cykliczną przemianę. Żadne stworzenie lądowe nie będzie mu w tym przeszkadzać! - Dziewczyna machnęła ręką. W jednej chwili woda z rzeki zaczęła płynąć w przeciwnym kierunku niż powinna. Zaczęliście się cofać.
- Opuścić statek! - Krzyknęła Futo wylatując z łodzi. - O istoto z głębi oceanów, dzisiejszego dnia będziesz musiała ugiąć się przed nieokiełznaną potęgą sekretnej sztuki klanu Mononobe! Klęknij przede mną i pozwól nam iść dalej! Inaczej czeka cię zguba!
- Chyba sobie kpisz... Dziecko... - Odparła kobieta, po czym spod jej stup (stała ona na tafli rzeki) wystrzeliło w stronę Futo kilka pocisków stworzonych z wody. Dziewczynka łatwo je zablokowała wypuszczając z rękawa pięć talerzy które wirowały wokół jej ciała jednocześnie blokując pociski.
- Jeżeli odejdziecie to was oszczędzę. - Dodała Krina.
Wygląda na to, że to starcie będzie nieuniknione.
Nie trzeba być geniuszem, żeby zdać sobie sprawę, iż woda jest jej domeną i, póki stoi ona na rzece, to ona dyktuje warunki walki. Nawet w sytuacji, kiedy to my mieliśmy liczebną przewagę. Więc, jak tylko łódź zaczęłą cofać, rozłożyłam swoje skrzydła i szybko poleciałam w stronę suchego lądu. Całe szczęście, że moja tymczasowa "pani" poprzez swoją arogancję skupiłą na sobie uwagę tej całej Kriny. Dawało mi to chwilę spokoju, żeby dobrze zaplanać swój ruch. Co prawda nie lubiłam angażować się w konflikty, ale ta istoty wyraźnie stała nam na drodze i uniemożliwiała zdobycie składnika niezbędnego do stworzenia eliksiru nieśmiertelności. Pora więc usunąć tę przeszkodę z drogi.
Korzystając więc z okazji, że pierwszy atak był wymierzoy w Futo, uformowałam z cieni muszkiet. Fakt, nie jestem w stanie za pomocą swojej magii zranić jej, ale na jej nieszczęście nie taki był mój cel. Zdaje się być ona rozumną istotą, więc może być podatna na szaleństwo. Dlatego też wypaliła w jej stronę chcąc ją zarazić panicznym strachem przed wodą. Oczywiście jej natura może ją obronić przed taką manipulacją jej poczytalnością, ale jeśli się uda, to będę w stanie przenieść walkę na mniej korzystny dla niej grunt.
Reakcja była natychmiastowa - moje ciało zapoznane z nowymi sztuczkami za mnie zarządziło skok na ląd wspomagany wznoszeniem się. Dobyłem swojego rewolweru z nowej kabury.
- Na prawdę nie dało rady iść na ryby innego dnia? - syknąłem w stronę Futo.
Oczy zaczęły się rozglądać za jakąkolwiek osłoną, jeśliby ją znalazły plan był prosty - wskoczyć za nią i przycelować rewolwer. Czekać na odpowiedni moment, gdy najmniej spodziewa się strzału, i gdy nie weszłoby to oczywiście chociażby w drogę atakom Kapłanki, bądź Demonicy, i oddać strzał w ramię.
Plan Firene się po części powiódł. Udało się jej trafić przeciwniczkę lecz chorobliwy lęk przed wodą jaki chciała wywołać był w tym przypadku niemożliwy.
- Dla kogoś kto widział głębiny oceanu, takie wizje jakie próbujesz mi zaszczepić demonie... są niczym. - Stwierdziła pewna siebie. Teraz na pewno będzie lepiej się bronić przed atakami Firene, gdyż mniej więcej dowiedziała się jak moc Farkas działa.
- Właśnie z tego powodu o którym mówi ta bestia, musimy być tam DZISIAJ! - Odkrzyknęła Futo w kierunku Johanesa.
Taoistka wykonała ruch dłonią wskazując dwoma palcami w górę. W tym momencie kamienna łódź zaczęła unosić się w powietrzu. Wzniosła się wzwyż na wysokość dziesięciu metrów - tam woda z rzeki nie powinna jej sięgnąć.
Z miejsc jakie może Johanes wybrać do strzału możliwa jest owa łódź - lub któreś z drzew znajdujących się po bokach rzeki.
- Rozlanie rzeki "Uwolnić Krakena" - Stwierdziła Krina, w jej ręku pojawiło się coś na wzór niebieskiej karty którą uderzyła w taflę wody. Wnet rzeka wylała się wszędzie na boki zalewając wszystko na nieokreślonym terenie.
Teraz drzewa wystawały z głębokiej na około trzy metry wody.
Nie zależnie od miejsca które Johanes wybrał aby móc wycelować - trafił on w ramie dziewczyny w momencie gdy aktywowała ona swe zaklęcie. Była to najlepsza okazja do strzału - pewny strzał. Jednakże nie wydawało się by ten pocisk zadał jakieś znaczące obrażenia.
Futo na razie nie atakowała. Pięć talerzy cały czas unosiło się obok niej. Wyglądała na lekko zamyśloną. Może myślała nad planem?
No tak, czyli zmuszenie jej do postępowania wbrew jej naturze nie powiodło się. Miałam jednak pewność, że jest podatna na moje moce. To była dobra wiadomość.
Niestety, jej karta zaklęć na pewno ułatwi ją dalszą walkę. Na szczęście nie zatopiła drzew, więc nadal mam sporo cienia. Sama zaś wzleciałam do góry unikając wody. Nie chcę przecież zamoczyć sukienki.
- Zaprawdę, nie spodziewałam się, że jesteś w ostanie oprzeć się moim mocom - skłamałam, bo brałam taki scenariusz pod uwagę. Jednak pochlebstwa zawsze mogą osłabić jej gardę, a ja straciłam element zaskoczenia. - Jednakże...
Nie dokończyłam zdania i zaczęłam strzelać w jej stronę. Trafienie jej nie było jednak moim piorytetem. Bardziej chciałam zmusić ją do zbliżenia się do cienia, jaki rzucała łódź. Może moje wizje jej nie wystraszyły, lecz omamy słuchowe na pewno utrudnią jej walkę. Jeżeli jednak uda mi się trafić to zarażę ją nimi bez potrzeby kontynupwania obstrzału. A jak się okaże, że zablokuje moje ataki jakimś czarem obronnym, to też nie będę marnowała sił na dalsze atakowanie przeciwniczki.
Niech mnie cholera, trafiłem, ale nie wydawała się zbyt tym wzruszona. Tamtej skrzydlatej rozwaliłem ramię! Schowałem głowę pod łódź zaraz po strzale, aby uniknąć ewentualnego ognia zwrotnego. Gdy Demonica zbliżyła się do łódki syknąłem:
- Niech mnie cholera, moja broń jest wobec niej bezużyteczna. Jakiś plan? - spytałem
Sam zaś szybko zacząłem się rozglądać za czymś, co mogłoby mi posłużyć za alternatywną broń... Szybko, co Futo mówiła o żywiołach? Ziemia zwalcza wodę... Nie, ona jest grubo ponad 10 jardów ode mnie, może bym i dorzucił, ale najpewniej garść ziemi by się rozsypała. Może bryła gliny, kamienie? Starałem się znaleźć cokolwiek podobnego w zasięgu moich dłoni...
Futo jeden z talerzy rzuciła na w górę. Znajdował się ze dwadzieścia metrów nad przeciwniczką. Resztę czterech talerzy rozrzuciła w równych odstępach od tego który znalazł się wysoko.
Dziewczyna znajdowała się zaraz obok łodzi więc odpowiedziała na pytanie Johanesa tak aby przeciwniczka nie słyszała - Odwróć jej uwagę Johans-dono, ale niech nie rusza się z miejsca. - Szepnęła.
W międzyczasie, Krina złożyła ręce jak gdyby się modliła. Z wody zaczęły wychodzić długie i grube macki. Stworzone były oczywiście z wody którą dziewczyna wylała wcześniej wokoło.
Trzy macki wokół Kiriny zablokowały atak Firene. Po czym po prostu wirowały one wokół dziewczyny.
Kolejne trzy macki wydłużyły się aż do łodzi i zaczęły ciągnąć ją w dół. Dwie z prawej strony, jedna z lewej.
Następne trzy zaczęły gonić Firene, najprawdopodobniej by ją pochwycić.
Jedna macka zaczęła lecieć w kierunku Futo.
- Dziękuję za pochwały... A teraz pochłonie was ocean! - Krzyknęła.
Czyli zdecydowała się zablokować... Nie było więc dalszego sensu korzystania z muszkiety, więc rozpłynął się w powietrzu.
- Oho, czyli potwór zrodzony z chorej wyobraźni żeglarzy, nie znalazł się w nazwie tego czaru przez przypadek. - powiedziałam w stronę rzeciwniczki w momencie, gdy macki zaczęły wychodzić z wody.
Gdyzaś zaczęły mnie atakować, starałam się odlecieć od goniących mnie macek posiłkując się przy tym paroma nagłymi zmianami toru lotu, aby utrudnić im pogoń. Jeżeli okażą się dla mnie za szybkie, będę zmuszona użyć karty zaklęć Sztuka Cieni: Widmowa postać. Niemniej miałam to zrobić tylko i wyłącznie wtedy, gdy nie będzie innej możliwości uniku.
Jeżeli tylko znajdę chwilę wytchnienia, to postaram się wykorzystać cienie rzucane przez macki wirujące wokół dziewczyny jako medium do zarażenia jej omamami słuchowymi. Może i po części wie, na czym polega mniej więcej moja moc, ale nie zna wszystkich moich sposobów na zarażenie jej szaleństwem. Szansę na powodzenie widziałam głównie w tym, iż przeciwniczka nie będzie się spodziewała, że jestem w stanie wykorzystać jej obronę przeciwko niej. Aż powiedziałąm cicho do siebie - Mam nadzieję, że bardzo wierzysz w skuteczność swojej obrony. Aż szkoda byłoby nie wykorzystać tkwiącej w niej dziury.
Oczywiście nie zrobię tego, jeśli będzie to wymagało ode mnie niepotrzebnego wykorzystania karty zaklęć, lub narazi mnie na pochwycenie przez mackę.
Świetnie, osłony nie mam, pistolet bezużyteczny. Odwrócić uwagę... Jeśli to dobrze bym rozegrał byłbym również w stanie wyprowadzić naszego przeciwnika z równowagi, tym samym zdobywając nad nią istotną przewagę. Schowałem Astrid na miejsce i chwyciłem dwa najbliższe kamienie, ciskając je w potwora i wrogą dziewczynę. Odskok, chwycenie kolejnych kamieni...
- Ejże rybo, z mackami na dziewczyny? Spróbuj się ze mną, jak bogowie dopomogą może nawet we mnie trafisz- Kolejny pocisk został rzucony, znów wzniosłem się w skoku - Chyba, że twój strach pozwala ci atakować jedynie dzieci.
Plan był prosty - ściągać na siebie uwagę kamieniami i szybko przemieszczać się skokami wspomaganymi lataniem - nierównomiernie, chaotycznie. Tak aby moich ruchów nie można było przewidzieć.
Szybkość niestety nie była mocną stronę Firene. Nie było szans aby mogła uciec przed tym atakiem.
Z tego powodu, dziewczyna użyła karty zaklęć "Sztuka Cieni: Widmowa postać". Stała się nietykalna.
Również zaraziła kobietę omamami słuchowymi.
Johanes spróbował za to po prostu wyzywać się na dziewczynę jednocześnie w nią strzelając.
Omamy słuchowe Firene spotęgowały efekt denerwowania głosem. Krina dostała szału. Dosłownie.
Machnęła obydwoma rękoma na boki krzycząc -
Dosyć tego! - Już chciała wykonać kolejny atak kiedy... Futo znalazła się pod nią.
Wschodząca góra! - Krzyknęła Futo tworząc gigantyczny kamienny filar na którym sama ustała. Filar uderzył Krine wybijając ją wysoko w niebo. Futo uderzyła głową w cześniej przygotowany talerz znajdujący się wysoko nad dziewczyną. Ten talerz służył jako znacznik gdzie ma pojawić się góra.
(http://i.imgur.com/y0MPl2a.png)
Teraz siedziała na górze, z uśmiechem na twarzy i czterema talerzami wokół niej.
Krine Akenia nie miała teraz kontaktu z wodą, zdezorientowana znajdowała się siedem metrów nad taflą - to mogła być okazja aby skończyć walkę.
Doskonale! Uśmiechnęłam się do siebie widok podbitej przeciwniczki do góry. Wprawdzie byłam niezadowolona z faktu, iż zostałam zmuszona do użycia karty zaklęć, ale lepszy było to, niż zostać złapaną przez te macki. No dobrze, teraz trzeba wykorzystać chwilową przewagę nad przeciwniczką. W tej formie jestem szybsza, ale czy zdołam dostać się do dziewczyny, zanim ta ponownie wyląduje na wodzie? Próbuję to sobie dobrze wyliczyć i jeżeli:
a) uda mi się do niej dostać, to zaatakuję ją za pomocą halabardy stworzonej z cienia w celu osłabieniu jej,
b) jeżeli jednak będzie za daleko, stworzę z cienia łuk i będę próbowała trafić ją w serce.
Oczywiście obcja pierwsza jest pewniejsza, ale zarazem dużo bardziej ryzykowna. Na szczęście po aktywacji karty zaklęć nie jestem aż tak bardzo narażona na ewentualny kontratak, a trzeba jak najbardziej ją wymęczyć zanim ponownie wróci na wodę. Więc poza atakowaniem jej, warto byłoby również jej przeszkodzić w powrocie na jej domenę. A te zadanie może wykonać ten człowiek. Krzyknęłam więc do niego:
- Człowieku, nie dopuść, aby ponownie stanęła na tafli wody!
Świetnie, nasza przeciwniczka jest z dala od źródła swojej mocy, zirytowana i zdezorientowana. Jeśli odpowiednio poprowadzimy resztę starcia to już po niej.
- Jak uważasz demonie - powiedziałem ciskając kolejny kamień w stronę wroga - Dalej, złap mnie jeśli potrafisz, niebieska wiedźmo!
Dobyłem ponownie mojej broni i posłałem w jej stronę dwa strzały, w bębenku zostało pięć pocisków. Kto wie, może z dala od wody zrobią jej nieco więcej niż wtedy? Zacząłem ponownie moje skoki, unikając jej ewentualnych ataków przez ciągły ruch i jednocześnie prowokując ją, aby jej dystans pomiędzy wodą się zwiększył, a demonem zmniejszył. Czasem podnosiłem kamień podczas lądowania i rzucałem po raz kolejny w stronę Krine, by podtrzymać zainteresowanie.
Dziewczyna była za daleko by się do niej szybko dostać. Szczególnie z powodu wcześniejszej ucieczki od macek.
Jednakże udało się dla Firene zbliżyć na tyle by móc strzelić z łuku. Kontrola cieni pozwalała na wycelowanie dość dokładnie.
Nie udało się dalsze prowokowanie dziewczyny przez Johanesa - była zbyt zdezorientowana by się przejąć mężczyzną.
Jednakże mimo wszystko zarówno strzały Johanesa jak i Firene trafiły ją. Pociski mężczyzny wydały się sprawić jej ból jednakże rany nie były głębokie.
Jedynie jęknęła i wpadła do wody. Rzeka zaczęła się cofać na swoje pierwotne miejsce.
Wydawało się, że przeciwniczka została pokonana -
Dobra robota! Wracamy na łódź! - W tym momencie panowała cisza - nie licząc głośnych fal na oceanie.
Wasza łódź nadal unosiła się w powietrzu. Cztery przygotowane wcześniej talerze, dziewczyna schowała w rękawach.
Liczba zbitych talerzy: 14
Anulowałam kartę zaklęć i wylądowałam na łodzi. Byłam z siebie zadowolona, chociaż zużyłam więcej energii, niż miałam zamiar.
- No to problem z głowy, moja pani - powiedziałam z satysfakcją. - Trochę jej zajmie, zanim dojdzie do siebie.
Nie anulowałam omamów, jakie na nią rzuciłam. One i tak nie będą jej męczyły zbyt długo, a, skoro nas zaatakowała, to niech przynajmniej wracanie do sił upłynie jej pod znakiem ciekawych doznań.
Odwróciłam się w stronę człowieka.
- A tobie radzę nauczyć się korzystania ze swojej mocy, bo rzucanie kamieniami to nie jest najlepszy sposób walki - powiedziałam nie kryjąc złośliwości.
Usiadłam na burcie i spojrzałam w stronę oceanu. Oby cel tej wyprawy był warty tego całego zachodu. I oby nie było podobnych przeszkód na naszej drodze, gdyż nie lubiłam być zmuszana do podejmowania walki.
Westchnąłem słysząc komentarz Demonicy.
- Zakładając, że mam jakąś poza tą lewitacją... - powiedziałem jedynie gorzko, wskakując na łódkę.
Faktem jednak było, że rewolwer okazał się nieefektywny w starciu z "wiedźmą", chyba przydałaby mi się jakaś alternatywna broń... Nic to, usadowiłem się gdzieś na statku i ponownie uzupełniłem kule w rewolwerze, wolałem być przygotowany, bo miałem dziwne przeczucie że ocean nie będzie w niczym bezpieczniejszy od lasu.
- Jak głęboko wypływamy? Czy nie wypadałoby zabrać nieco pitnej wody na nasz połów? - zapytałem kapłanki
- Oczywiście, że masz więcej mocy! - Stwierdziła Futo z zakrwawioną twarzą (i odłamkami talerza w głowie) lądując na łodzi. Łódź także zaczęła lądować na wodzie.
- Woda pitna?! - Wstrząsnęła się Futo - Ona będzie nam potrzebna by leczyć jutrzejszą chorobę! Haha! - Zaśmiała się dziewczyna wyjmując z rękawa półtoralitrową butelkę z narysowanym kanji oznaczającym sake - Opijmy zwycięstwo i przybycie tutaj! - Stwierdziła dziewczynka odkorkowując butelkę i podając ją w waszym kierunku by któreś z was chwyciło za nią pierwsze.
Johanes najprawdopodobniej po raz pierwszy w życiu znalazł się w sytuacji w której będzie mógł pić z dwoma dziewczynami wyglądającymi na wyjątkowo nieletnie.
- Będziemy płynąć tylko chwilę, za dosłownie dziesięć minut bierzemy się za połów! - Dodała.
Wasza przeciwnicza nie wychodzi z wody, najprawdopodobniej przez atak Firene nie była w stanie już was gonić.
Nozdrza podchwyciły zapach alkoholu. Ten podany mojemu mózgowi sprawił, że niemalże nie postanowiłem wyrwać tej butelki. Jednak resztki adrenaliny zmotywowały części mojego umysłu odpowiedzialnego za rozsądek, aby się pohamować.
- Nie powinniśmy najpierw złapać tej ryby? Wolałbym pić gdzieś, gdzie jest mniejsze prawdopodobieństwo spotkania czegoś, co chce nas zabić... - powiedziałem, jednak wahanie mojego głosu zdradzał to, że jednak tutaj rozsądek toczył walkę z nałogiem.
Jak już wspominałem, świat wydawał się wyraźniejszy przez denko butelki, jednak zanim ja zwykle zobaczyłem dno odpowiedniej butelki, zwykle kilka innych musiało polec. Niby to miała być zwykła ryżówka, raczej o mocy wina niż bimbru, ale jednak znając siebie podejrzewam, że na jednej butelce się nie skończy... Ale uciszyłbym tą galopadę myśli... najpewniej na zawsze, dając się zabić jakiemuś wężu morskiemu. Przecież tylko jedną... Jedna za dużo, dwie za mało, przecież dokładnie o tym wiem.
Widząc wahanie Johanesa, wzięłam butelkę jako pierwsza. W drugiej zaś ręce uformowałam kieliszek z cieni.
- Z reguły pijam inne gatunki alkoholi - czyli czerwone, półwytrawne wino. Caniłam sobie szczególnie węgierskie szczepy. - Jednak z chęcią zdegustuję sake.
Mówiąc to, nalałam sobie wina do kieliszka i oddałam butelkę Futo. Po czym zwróciłam się do człowieka.
- Twój wybór, zostanie więcej dla nas. - uśmiechnęłam się złośliwie widząc jego wewnętrzną walkę. Również z jej powodu piłam bardzo powoli, delektując się każdym łyczkiem sake.[/b]
10 minut... dobrze, najwyższa pora kończyć tę całą wyprawę, a później tylko obserwować efekty.
Futo po otrzymaniu z butelki na powrót wyjęła z rękawa drewniane pudełko. Było to naczynie na alkohol trochę inne od kieliszka, większe.
Wlała sobie do niego trochę po czym położyła butelkę przed Johanesem. Dziewczyny miały różne kieliszki a mężczyzna został z butelką. Każdy miał swoje.
- No dalej, ze mną się nie napijesz? - Zapytała Futo przekornie. - Toast za udaną wyprawę! - Krzyknęła dziewczyna po czym zaczęła powoli opróżniać "kieliszek".
Kolejno usiadła na brzegu łodzi i powiedziała - Jak dokończymy butelkę, rozpoczynam połów. - Wzięła kolejny łyk alkoholu.
Dopiłam kieliszek i napełniłam go ponownie. Skoro opróżnienie butelki miało oznaczać rozpoczęcie połowu, to chciałam się odpowiednio nacieszyć tą krótką chwilą. Spojrzałam ponownie na Johanesa i uśmiechnęłam się do niego.
- No właśnie człowieku, nie napijesz się z damami?
Siedziałem przez pewien czas, tempo wpatrując się w daną mi butelkę. Woń jej zawartości i irytująca, egzaltowana degustacja Demonicy wcale nie pomagały mojemu umysłowi zwalczyć chęci napicia się... Nie chodziło o to z kim piłem, wszak najczęściej robiłem to "do lustra", często i jakiejś taniej, okropnej siwuchy, jeśli pieniędzy brakło... Na prawdę nie chciało mi się pić, tak długo, jak nie byłem w jakimś bezpiecznym mieście, jednak bezwolny głód alkoholu nasilał się. Przegrałem, przystawiłem sobie butelkę do ust i pociągnąłem spory łyk bez słowa. Twarz przyjęła posępny wyraz, zdawałoby się coraz bardziej ponury z każdą kroplą alkoholu, jaką pochłaniałem. Dopicie butelki nie zajęło mi długo, po prostu odstawiłem ją bez słowa...
-
I to jest zawodnik! - Krzyknęła uśmiechnięta Futo widząc jak szybko alkohol za pomocą Johanesa się skończył. -
No, to teraz jesteśmy gotowi. - Powiedziała dziewczynka stając na dziobie łodzi i kończąc picie.
Taka dawka alkoholu była przyjemna dla was wszystkich. Sprawiała przyjemny szmer w głowie i może nawet zwiększała lekko skupienie.
-
Wyjawię wam jak złowić największą rybę... Po pierwsze przynęta! - Dziewczyna wyjęła dwanaście talerzy które wcześniej malowała Firene. Przy użyciu dość silnego wiatru rozłożyła je w równych odległościach od siebie wokół łodzi.
Złożyła ręce i powiedziała -
Sha "Ofiara z dwunastu" - była to najprawdopodobniej karta zaklęć stworzona specjalnie na tą okazję, ponieważ bez mocy Firene przelanej w te talerze ciężko byłoby tego użyć.
Wszystkie talerze pękły a na ich miejscu pojawiły się wróżko-podobne istoty. Wszystkie były czarne niczym cienie i znajdowały się na nich groteskowe wzory przypominające te ze skrzydeł Firene.
-
Są to Sha. Istoty pożerające Chi. Wydaj im rozkaz Kurumi. Coś w rodzaju "Ja Kurumi, rozkazuję wam znaleźć największą rybę w tej wodzie i dać się jej pożreć. Jedna po drugiej jak po sznurku ma doprowadzić rybę na powierzchnię!", Taki rozkaz przyprowadzi do nas Kun'a, ta ryba na pewno skusi się by zjeść Sha. Nie dla smaku, a dla chęci zniszczenia takiego bytu. - Skończyła mówić Futo wyjawiając swój plan na to jak wywabić rybę na powierzchnię.
Liczba zbitych talerzy: 26
Zawsze upijałem się na ponuro, nawet jeszcze wtedy gdy nie towarzyszył mi przez cały czas pesymizm. Teraz jednak do starych wspomnień, które zawsze do mnie powracały po wypiciu kropli alkoholu walczył ze mną wciąż nienasycony głód. Udało mi się go jakoś wytłumić, ale sprawiało mi to trudność. Wyciągnąłem po prostu kolejnego papierosa i włożyłem go do ust, zwalczając nałóg nałogiem.
- Można prosić o ogień? - spytałem kapłanki.
Obserwowałem rytuał z pewnym zainteresowaniem, próbując skupić całą moją uwagę na nim. Magia, oczywiście. Niby w jaki inny sposób moglibyśmy złapać magiczną rybę niż za pomocą tej chaotycznej sztuki? Cały czas pewne części mózgu nie chciały akceptować jej istnienia, ale te bardziej praktyczne nauczyły się wierzyć świadectwom zmysłów. Złówmy już tą rybę i opuśćmy to miejsce, przeczucie podpowiadało mi, że i tu coś ma ochotę nas dopaść...
Czyli taki był plan Futo na złapanie tej ryby. Wygodne i mam nadzieję, że zadziała. Oszczędzi nam to sporo wysiłków związanych z szukaniem tej istoty. Stanęłam więc i wyciągnęłam więc rękę we władczym geście przed siebie. Jeżeli na tym ma polegać moja rola podczas połowu, to jak najbardziej mi to odpowiada. Mam nadzieję tylko, iż ten czar nie kryje w sobie pewnej pułapki i nie będę musiała zdradzać swojej prawdziwej tożsamości. Zaczęłam więc mówić donośnym i władczym głosem.
- Sha, bądźcie posłuszne mojej woli! Rozkazuję wam znaleźć największą rybę żyjącą w tych wodach i nakarmić ją swoimi własnymi ciałami! Zrobicie to po kolei, jedna po drugiej, wabiąc tę istotę na powierzchnię, prosto w nasze sidła!
Odetchnęłam i zaczęłam obserwować, co się dzieje. Mój rozkaz był trochę zbyt pompatyczny, ale nie brzmiał źle. Ciekawe, czy te istoty mnie posłuchają tak, jak to sobie Futo wyobrażała. Bo ja, na ich miejscu, nie byłabym skłonna wypełnić takie polecenia. Co jak co, ale swoje życie bardzo szanowałam.
Futo pstryknięciem palców zapaliła papierosa Johanesa - Proszę - Powiedziała dziewczyna.
...
Niestety zgodnie z przewidywaniami Firene, nie było tak łatwo - Kim jesteś aby nam rozkazywać? - Zapytały wszystkie sha jednocześnie. Wydawały się wpatrywać prosto w Firene. Od ich głosu, Johanesowi aż przeszły ciarki na plecach. Głos wróżko-podobnych istot brzmiał jak głosy demonów z czeluści piekieł. Wywoływały one bardzo nieprzyjemne uczucie samym znajdowaniem się blisko.
- Nietypowe... - Powiedziała Futo - Zostały stworzone z połączenia twej mocy, powinny więc cię znać... - Powiedziała dziewczynka łapiąc się za podbródek. Zastanawiała się czemu nie wyszło.
A więc tak stawiacie sprawę... No dobrze, skoro macie w sobie część mojej mocy, to same posłużycie mi za medium. Rozłożyłam swoje skrzydła, na których cienie zaczęły poruszać się szybciej niż zazwyczaj. Tak samo chciałam wpłynąć na cienie na ciałach shi.
Planowałam użyć na nich kontrolowanych omamów słuchowych, aby przekazać im informacje przeznaczonych tylko dla ich uszu. A przekaz miał zabrzmieć.
- Jam jest Firéne Farkas, demon stworzony z wiary zabobonnych ludzi. Pani szaleństwa. Lecz nie ważcie się wymawiać mojego imienia. Jak chcecie się do mnie zwracać, tytułujcie mnie Kurumi. A teraz wypełnijcie moją wolę!
Zaciągnąłem się papierosem obserwując całą scenkę bez słowa. Kontrast jaki tworzył wygląd i głos tych stworzeń był na tyle groteskowy, że wywołał nerwowy uśmiech na mojej twarzy. Obserwowałem uważnie Demonicę i jej "czary", być może owe stworzenia miały naturę podobnie niepokorną do demonów opisywanych w naszym świecie? Trzeba było zastosować kręgi obronne, pieczęcie, lub coś podobnego?
Użycie mocy przez Firene było samo w sobie jak znak dla tych istot kim ona jest. Nawet słowa nie były potrzebne, chociaż dzięki nim na pewno było to bardziej efektowne.
Stworzenia pokiwały głową i dały nura do wody.
- Teraz tylko czekać... - Powiedziała Futo - Etap pierwszy przynęta, etap drugi zarzucić wędkę, etap trzeci to czekanie i patrzenie na spławik. - Uśmiechnęła się dziewczyna. - Nim jednak ryba chwyci przynętę opowiem jeszcze czym dokładnie są istoty które właśnie widzieliście... - Futo uznała, że przydadzą się wyjaśnienia - Sha są zwykle niematerialną emanacją pożerającą chi. Przy użyciu mego feng shui stworzyłam sha, zaś dzięki mocy Kurumi nadałam im formę... Są emanacjami naturalnymi więc nie ma co się dziwić, że trochę przypominają wróżki. - Mimo, że to mówiła to Johanes jeszcze nigdy w życiu nie widział wróżek. Te były jego pierwszymi.
Usiadłem na burcie i obserwowałem ruch owych istot. Więc tutejsze wróżki wyglądały bardziej jak te baśniowe, niż celtyckie Faerie? Widocznie moi przodkowie się mylili co do niektórych elementów świata nadprzyrodzonego.
- Jak rozumiem to cacuszko nie wystarczy - powiedziałem wznosząc naszą prymitywną wędkę - Nawet jeśli magiczne stworzenie można złowić zwykłą wędką, to ta nie ma spławika...
A więc słowa to było za mało, te istoty potrzebowały poznać mnie po mocy. Interesujące. Chyba trochę zapędziłam się, zdradzając im swoją tożsamość, lecz, skoro i tak mają iść na zatracenie, to ta informacja powinna przepaść razem z nimi.
A tak swoją drogą, to wygodnie by było umieć przywoływać takie istoty samej. Nie mosiałabym wstawać z fotela, żeby wziąć z barku kolejną butelkę wina, albo mogłyby mi rónież zaparzyć kawy. Z drugiej jednak strony... nie, zbytnio bym się rozleniwiła. Odwróciłam się od dziobu łodzi i wróciłam na swoje miejsce.
- Zgaduję, pani, że chi jest pewną formą energii. - odpowiedziałam na wykłąd Futo. - Niemniej ta terminologia nie jest mi dobrze znana, więc prosiłabym o dokłądniejsze wyjaśnienie.
Skoro teraz trzeba będzie czekać, aż ryba zostanie tu zwabiona, to można sobie trochę umilić czas rozmową. Zwłaszcza że bardzo lubiłąm rozmawiać przy alkoholu, jak i po jego spożyciu.
- Chi nie jest formą energii. Chi jest energią która płynie we wszystkim. Absolutnie wszystkim. Jej składowymi są pierwiastki Yin i Yang. Zaś sama Chi tworzy pięć żywiołów. Przykładem chi możesz być ty która żywisz się ludzkimi emocjami. Gdy się karmisz nimi, karmisz się chi. Również człowiek pijąc wodę karmi się chi owej wody. To dzięki chi można żyć - gdy twe chi się rozproszy, umierasz. - Tu zrobiła dziewczyna przerwę. Po czym zwróciła się w stronę Johanesa.
- Jeżeli chodzi o wędkę... - Zamknęła oczy - Sha są przynętą... - Woda wszędzie wokoło zaczęła się robić ciemna - Fale są spławikiem. - Ocean się wzburzył - A my jesteśmy haczykiem. - Dziewczyna otworzyła oczy i wszyscy mogliście ujrzeć ogromną paszczę ryby w której wnętrzu się już znajdowaliście.
Wydawało się, że sama paszcza ma rozmiar kilkudziesięciu kilometrów. I zaatakowała dokładnie spod waszej grupy. Nie było opcji na ucieczkę.
- Schylcie się i trzymajcie mocno - Powiedziała z uśmiechem Futo bez cienia strachu w oczach.
Słysząc komentarz na temat haczyka wyrwałem się z moich rozmyślań - You wha... - nie dokończyłem, ponieważ w tym właśnie momencie zostaliśmy połknięci.
Świetnie, rybak stał się zwierzyną. Gdy po raz pierwszy usłyszałem o pójściu na ryby nie tak je sobie wyobrażałem... ale faktem było, że mogłem się tego spodziewać. Jeszcze nieco odurzony dziwnością sytuacji po prostu wykonywałem bezwiednie polecenia kapłanki.
Każda inna istota mogłaby w tym momencie nazwać Futo szaloną. Ja niestety nie miałam tego konfortu, więc musiałam znaleźć inne słowa na opisanie tego, co kierowało moją tymczasową panią. Chyba głupota połączona z absolutną pewnością siebie.
Nie było czasu na próbę opuszczenia łodzi, więc chcąc czy nie chcą musiałam wykonywać polecenia Futo. Ech... obym tylko wyszła cało z tej sytuacji. I żeby nic się nie stało mojej sukni, bardzo ją lubiłam...
Obydwoje posłuchaliście polecenia co wyszło oczywiście na dobre.
Futo wyjęła talerz który rozbiła tworząc kolejną kamienną łódź jednakże odwróconą. Łódź idealnie przylegała do poprzedniej łodzi można więc powiedzieć, że wasza grupa zmieniła się w kapsułkę połkniętą przez rybę.
Rzucało wami mocno lecz kapsuła była zbyt twarda by się rozbiła.
Trzymając się siedzeń można było nawet zbyt mocno się nie poobijać - chociaż drobne stłuczenia na całym ciele wystąpią.
Futo nawet się niczego nie chwyciła, latała po łodzi z miejsca na miejsce odbijając się zarówno od ścian łodzi jak i od was. "Szła z prądem". Była nadzwyczaj lekka więc było to jedynie trochę irytujące.
W końcu usłyszeliście tylko "plum" i hałas powstały na wskutek wody wszędzie ustał. Przestało także wami rzucać - najprawdopodobniej znajdujecie się gdzieś w żołądku.
Panowała absolutna ciemność.
Liczba zbitych talerzy: 27
Uhh... Za takie atrakcje, to ja podziękuję. I czy ta idiotka nie może się czegoś złapać? Starałam się jej jakoś unikać, lecz było to trudne w absolutnej ciemności.
Na szczęście ta cała podróż dobiegła końca. Rozmasowałam obolałe miejsca i powiedziałam zgryźliwie.
- Doskonale! Ryba połknęła haczyk. Teraz przydałaby się wędka, która wyciągnęłaby naszą zdobycz na brzeg.
Mogłam ironizować, ale ta cała sytuacja bardzo mi się nie podobała. Absolutna ciemność sprawiała, że nie mogłam korzystać z cieni, a bez nich czułam się bezbronna. Może i jestem tysiącletnim demonem, lecz ciało ma słabe i delikatne i bardzo nie lubiłam znajdować się w sytuacji, gdy nie mogłam stosować swojej magii do obrony.
Sińce mi nie przeszkadzał. Biorąc pod uwagę w jakiej sytuacji się znalazłem były one najnormalniejszym jej aspektem. Starałem się nie obserwować kapłanki i jej lotu, jednak każdy dźwięk odbicia się sprawiał, że stłuczenia jakby bolały mnie mocniej...
-Najlepiej zanim soki trawienne nas dopadną...- powiedziałem uzupełniając wypowiedź demonicy.
- Wędka? - Zapytała dziewczynka o niewiadomym wyrazie twarzy. Było nazbyt ciemno by ujrzeć chociażby czubek własnego nosa. - Gdy ryba połknie haczyk, jest na straconej pozycji. - Skończyła wypowiedź biorąc się za zdjęcie górnej części łodzi. Gdy już to zrobiła poczuliście ładny zapach. Niczym miód prosto z kwitnących kwiatów. Zdecydowanie nie zalatywało sokami trawiennymi. Czuć jedynie było słoną wodę i kwiaty.
- Jakieś pytania odnośnie sytuacji? Czy mam przejść do tego jak pokonamy Kun'a? - Nie ustawała jej pewność siebie choćby na moment.
Jakoś specjalnie mi nie zależało, żeby usłyszeć wyjaśnienia odnośnie tej całej sytuacji. A ten zapach wcale mi się nie podobał.
- Pani, wolałabym raczej od razu usłyszeć, jaki masz plan. - tak, im szybciej to załątwimy, tym lepiej.
Kwiaty, niepokojące... Soki trawienne dodałyby miejscu nieco więcej... przewidywalności, a tak...
- Jak rozumiem to wyjaśnienie sprowadzałoby się w skrócie do "to wszystko przez magię", chyba jednak najlepiej będzie się stąd wydostać - może jeszcze niewiele wiedziałem o tutejszych siłach nadprzyrodzonych. Jedno jednak było pewne - nie ufałem magii. Jej chaotyczna natura w pewien sposób mnie przerażała...
Otóż nie! Johans-dono! - Mogliście usłyszeć, że dziewczyna staje na nogach. - Nie ma tu nic magicznego. - Stwierdziła rzecz nieoczywistą.
Między waszą trójką zapaliło się światło. Był to talerz czarnego koloru inny od tych które malowała Firene. Wypełniony był jasną i czerwoną substancją przypominającą magmę.
Kun żyje w symbiozie z dziesięcioma tysiącami istnień. - Można to było chyba uznać za liczbę umowną - Tutejszy system oparty jest na roślinach i zwierzętach. Kun jest jak ziemia która daje im miejsce do życia, one w zamian rozkładają dla niego wodę, a po śmierci wracają do niego jak ludzie do ziemi. To daje mu życie... - Brzmiało to tak jak gdyby żywe organizmy zastępowały soki trawienne, czemu nie ma co się dziwić. Tak duży organizm potrzebuje organizmów symbiotycznych.
Naszym zadaniem będzie przejęcie kontroli nad tym ekosystemem. Teraz dla Kun'a jesteśmy tylko podrzędnymi istotami. Ale jeżeli zapanujemy nad jego żołądkiem i zaprowadzimy tu nasze rządy, jego życie będzie w naszych rękach. - tu zrobiła przerwę dla nadania dramatyzmu końcowego stwierdzenia. - Wtedy będziemy mogli mu rozkazywać. Trafimy go przez żołądek do serca! ... Jakieś pytania? - Tak, nadal się uśmiechała. Ciężko ją nazwać trzeźwo myślącą.
Pojawienie się światła ucieszyło mnie. Znowu poczułąm się pewniem i mogłam używać magii. Może nie było takiej potrzeby, ale kto wie, co mogłoby się tutaj wydarzyć? Wnętrze ryby robiło wrażenie. Jak żyję, to nie widziałam jeszcze czegoś takiego. A zaskoczenie czymś 1000-letniego demona to niemały wyczyn. Aż szkoda, że taka istota pójdzie na ofiarę potrzebną do stworzenia eliksiru. Jednak nie będę się tym zbyt przesadnie przejmować.
Bardziej mnie interesuje, jak Futo ma zamiar przejąć kontrolę nad tym wszystkim.
- Jedno, moja pani. W jaki sposób masz zamiar przejąć kontrolę nad tymi wszystkimi istnieniami?
A więc jedynie bardzo skomplikowana forma symbiozy, intrygujące. Podejrzewałem jednak, że bez pomocy specyficznych oddziaływań magicznych jakie zachodziły w tym dziwnym świecie. Nie zmienia to jednak faktu, że chciałem się stąd jak najszybciej wydostać.
- Zakładamy partię Narodowo-Socjalistyczną, czy zależy nam na czasie i po prostu bawimy się w rewolucję proletariatu - muszę dopisać dowcip polityczny do listy rzeczy, która mi nie wychodzi...
Narodopro... Co? - Odparła dziewczyna mając niezrozumienie wypisane na twarzy.
Oczywiście, że przejmiemy kontrolę siłą! - po chwili powiedziała - Po pierwsze przejmiemy powierzchnię, są tu chyba tylko rośliny więc to będzie proste jak bułka z masłem! Później woda, a na końcu cały świat! - trochę się zagalopowała.
Więc po pierwsze, aby użyć kontroli smoczych żył i pokazać swą potęgę, muszę poznać trzy wymiary tego pomieszczenia... Macie jakiś pomysł jak to zrobić? - zapytała z zamyślonym wyrazem twarzy.
Zastanowiłam się, o jakie trzy wymiary chodzi Futou. Słyszałąm kiedyś o wymiarach przestrzennych, ale czy o to może jej chodzić? W średniowieczu istniało również pojęcie wymiarów, ale tyczyłsię on sfery duchowej, czyli sacrum, oraz cielesnej, czyli profanum. Najlepiej będzie zapytać Futo.
- Pani, czy mogłabyś sprecyzować, o jakie trzy wymiary dokładnie ci chodzi? - zapytałam z ciekawością. - Gdyż spotkałąm się z paroma interpretacjami tego pojęcia i nie wiem, na poznaniu którego z nich ci zależy.
Już nie komentowałam nawet samego planu. To nie miało sensu. Już dawno zauważyłam, że czasem po prostu lepiej nie wnikać w to, co głupiemu może przyjść do głowy. Aż samokrytycznie zaczęłam się zastanawiać, kto jest większym głupcem? Głupiec, czy ten, co za głupcem podąża. Mam nadzieję, że będę mogła nad tym dłużej pomyśleć w zaciszu swojego zamku.
Długość, szerokość, wysokość. - Futo powiedziała przeciągając sylaby i gestykulując rękoma jak gdyby odmierzała bryłę przestrzenną. Jednocześnie spojrzała na Firene jak na głupka.
Westchnąłem jedynie. Cokolwiek chciała zrobić kapłanka wydawało się nad wyraz nielogiczne, nawet jak na moje standardy. Nawet wyraz twarzy demonicy zdradzał, że cokolwiek planuje kapłanka wydaje jej się idiotyczne... tyle, że niestety nie miałem innego wyboru jak jej pomóc aby się stąd wydostać.
-Mamy cokolwiek czego miarę znamy dokładnie? Sznurek, talerz... jakiś konkretny obiekt? - Zapytałem.
Futo szybko odpowiedziała Johanesowi. - Trzy moje talerze to około jeden sążeń. - ciężko będzie o lepszą miarę.
Kolejna odpowiedź, kolejne westchnięcie.
- Więc wygląda na to, że nie będziemy mieli lepszego sposobu, niż rozrzucenie twoich talerzy po całym tym miejscu. - stwierdziłem. Nie wiem na co liczyłem, raczej nikt nie zabiera miary na ryby, zabawa z trójkątami odpadała...
Aha, czyli chodziło jej o wymiary przestrzenne...
- Myślę, że dałabym radę zmierzyć dwa z tych wymiarów... Gorzej z głebokością. Potrzebowałabym jednak trochę więcej światła. I dobrze było, pani, jakbyś położyła trzy talerze obok siebie jako miarę.
Mój plan polegał na stworzeniu lin z cienia i posłaniach ich w taki sposób, aby na podstawie ich długości można było obliczyć rozmiary żołądka tej bestii. Problem był tylko z głębokością, bo tam światło może być zbyt słabe. Następnie przyciągnę liny z powrotem, nie zmieniając ich długości i przymierzę je do talerzy, czyli do najpewniejszej miarki, jaką posiadamy.
Futo wyjęła dwa dodatkowe talerze. Wszystkie ułożyła obok siebie w powietrzu. Dwa nowe czarne talerze wypełnione były olejem który po podpaleniu dawał sporo światła. Niestety niewystarczająco aby sięgnęło do ścianek żołądka. Gdziekolwiek by one nie były.
Głębokość nie będzie potrzebna. Wodę zwojujemy jak już zdobędziemy powierzchnię... Wystarczy wysokość od wody do sufitu.
Nadal nie ma dobrych warunków...
- Pani, widziałam wcześniej, że talerze potrafią lewitować, więc czy mogłabyś póścić je najpierw w lewo i w prawo w taki sposób, żeby ich światło się ze sobą zlewało, ale żeby oświetliło jak największy obszar żołądka? - ciekawe, jak wielki może być brzuch tej bestii. - Bo, jak mówiłam wcześniej, moja moc potrzebuje światła, żeby działać i bez jego źródła jej bezużyteczna.
Rozejrzałąm się dookoła siebie.
- ADlatego też potrzebuję odpowiedniego rozłożenia jego źródeł, aby zasięg moje magii był jak największy.
Futo wyjęła jeszcze trzy takie same talerze. Każdy wypełniony płonącą cieczą.
- Oświetlić przenosząc talerze w odległe miejsca... To pierwszy dobry pomysł! W sumie nawet nie będziesz musiała używać cieni. - Powiedziała zadowolona dziewczyna. Jakoś nie wydawała się w tym momencie mocno władcza, ba! Nawet słuchała poleceń.
Cztery talerze poleciały w czterech kierunkach świata. Jeden został z wami. Jeden Poleciał w górę.
Znajdowaliście się mniej-więcej lecz nie do końca na środku żołądka. W każdą stronę do ścian żołądka mieliście odległość około pół kilometra. I około stu metrów do góry.
Mogliście ujrzeć teraz dość niezwykłą osobliwość. Ściany pokryte były białym mchem na którym rosły różne kwiaty. Od nich musiał pochodzić zapach tego miejsca. Szczególnie niezwykłe były sporych rozmiarów żółte kwiaty - każdy z nich był ze dwa razy większy od Johanesa... I wydawały się mieć szczęki w środku kwiatu. Możliwe iż mieliście szczęście, że nie postanowiliście sprawdzać rozmiarów pomieszczenia poprzez dopływanie łodzią ku ścianom żołądka.
- A więc mamy ze dwie li średnicy i jakieś... 41-42 ren wysokości... - Zastanawiała się dziewczyna patrząc na odległość jedynie "na oko" - Ostatnia rzecz której się muszę dowiedzieć to z której strony wypada wejście od ust do żołądka ryby. Powinno być gdzieś u góry ale to... Duży teren do przeszukania. Macie jakiś pomysł jak sprawdzić to szybko? - Zapytała dziewczyna.
Pomyślmy. Kiedy ryba nas połknęła dziób naszej łodzi był zwrócony w stronę żołądka. Nie obróciliśmy się, cały czas "płynęliśmy" prosto. Gdy spadliśmy i przyryliśmy mogliśmy się przesunąć... Tak, i chyba wiem w jaką stronę. Podszedłem do łodzi, znalazłem dziób. Zacząłem sobie przypominać każdy jeden ruch naszego transportu odkąd wpadliśmy do ust. Raczej nie powinienem mieć z tym większych problemów, każdy siniec mi o nich całkiem nieźle przypominał. W końcu orientując się przez położenie dzioba mogłem wydać werdykt.
- Oświetl sufit stąd, gdzie stoję w tamtą stronę - powiedziałem wskazując palcem kierunek, z którego najpewniej wypadliśmy.
Nawet dobrze, że nie będę musiała używać swojej mocy. Tylko ciekawe, na ile ten pomiar na oko jest dokładny... No dobra, zaufam mojej tymczasowej pani, może akurat teraz wie, co robi. Usiadłam więc na burcie i obserwowałam wnętrze. Było naprawdę malownicze, a część z tutejszej roślinności wyglądało jak żywcem wyjęte z jakiegoś koszmaru. Ciekawe, jak bardzo musiałby być chory umysł, żeby wyobrazić sobie wnętrze żoładka tej ryby. Trzeba będzie kiedyś to sprawdzić, na jakieś przypadkowej ofiarze.
Te widoki sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie postarać się bardziej i nie wprowadzić takich atrakcji do mojego zamku strachów. Może to by przyciągnęło większą ilość klientów.
- Człowieku - zwróciłą się do Johanesa. - Gdybyś ujrzał takie rośliny w trochę innych warunkach i w bardziej szkarłatnych barwach. Na przykłąd w domu strachu, to czy taka atrakcja byłaby odpowiednio przerażająca?
W sumie nie wiem, dlaczego zaczęłam teraz o tym myśleć, może po prostu to miejsce było bardzo inspirujące?
Dziewczyna zrobiła dokładnie to o co prosił Johanes, i ujrzeliście dzięki światłu kolejnego (siódmego) talerza otwór gardłowy stworzenia - Dobrze pomyślane przyjacielu. - Dziewczynka aż klasnęła dłońmi. Była bardzo zadowolona ze zmysłu dedukcji Johanesa.
- Możemy więc przystąpić do zdobywania powierzchni. Pierwszym co zrobię będzie stworzenie źródła światła które opanuje cały ten teren. Do tego muszę rozstawić jeszcze ze cztery talerze by określić osiem filarów świata... - Tu dziewczyna zrobiła krótką przerwę - Muszę opuścić łódź, wzlecicie ze mną w górę czy zostaniecie na niej i zaczekacie? - Zapytała zaczynając unosić się nad łodzią.
- Może, ale po wszystkim co dzisiaj widziałem, one są co najwyżej groteskowe... Może dodając im zmienne, jaskrawe barwy i zmuszając je do obłąkańczego śmiechu... - brak wiary w to co widzę powoli przeradzał się w pewien dystans do tego nowego świata, zaczynałem go akceptować, ale jakoś nie wyobrażałem siebie jako jego części... prawdopodobnie dlatego te kwiaty nie robiły na mnie teraz żadnego wrażenia. Poza tym były w oddali, więc wyglądało na to, że na razie nam nie zagrażały.
- Jeśli sądzisz, że mogę się na cokolwiek przydać, mogę lecieć - odpowiedziałem kapłance.
Ech, ten człowiek nie byĺ sensownym partnerem do rozmowy. Popatrzyłam więc na niego z dezaprobatą, po czym rozłożyłam swoje skrzydła i bez słowa ruszyłam za Futo.
-
Dobrze więc. - Zgodziła się Futo na wasz lot za nią. Ruszyliście czym prędzej.
Aby nie zgubić łodzi, Futo stworzyła jeszcze jeden oświetlony talerz przy niej. I razem z waszym poprzednim źródłem światła polecieliście jakieś 30-40 metrów nad wodę.
Ujrzeliście wtedy, że wasza łódź została rozszarpana. Dziwnie wyglądające ryby z ogromnymi szczękami i "lampką" wiszącą przed głową, rozszarpały statek na kawałeczki w ciągu kilkudziesięciu sekund.
Nie ma co zapominać, że łódź była wykonana z kamienia.
-
Huh... - Westchnęła Futo jednak nic nie mówiła. Może przez chwilę się zastanowiła nad tym, że proponowała wam zostać na łodzi.
-
No nic! Do roboty! - Rozrzuciła cztery talerze które leciały w kolejne cztery strony świata.
Kolejno złożyła ręce i powiedziała:
Święta Dziewczyna "Poświęcenie Bogini Słońca" (https://www.youtube.com/watch?v=tbWGGEncXaE) - Aktywowała zaklęcie.
Wcześniej stworzone talerze pękły, wszystkie. A w górnej części całego żołądka pojawił się ogromny wzór ze świecących pocisków układających się w obracający się kwiat.
"Kwiat" ten przy okazji zniszczył połowę flory znajdującej się w brzuchu bestii.
-
Hahahaha! Powierzchnia jest nasza. - Śmiała się Futo niczym zdobywca który właśnie podbił kraj. Wy za to widzieliście ogromne ilości roślinności wpadające do wody. Cały teren nad wodą był oświetlony lecz nie było tu niczego poza ogromnymi kwiatami spadającymi w dół - niektóre również spadały na was, lecz nie było ich wiele.
Liczba zbitych talerzy: 39
O, czyli polecenie za Futo było całkiem rozsądnym posunięciem. Lepiej było obserwować z góry, jak przedstawiciel tutejszej fauny rozprawia się z łodzią, niż musieć z niej czym prędzej uciekać. Jak widać, muszę być tutaj bardzo czujna, gdyż niewiadomo, jakie jeszcze inne pestie żyją w czeluściach tego żołądka.
Potem patrzyłam na to, co robi moja tymczasowa "pani". Rozbawiło mnie to. SPodziewałam się wszystkiego, ale nie tego. Myśłałam, że w jakiś magiczny sposób będzie chciałą przejąć kontrolę nad tymi istnieniami, a ona je tak po prostu niszczy. Było to na swój sposób groteskowe. Aż musiałam to skomentować.
- Moja pani, trochę inaczej wyobrażałam sobie ten podbój - w moim głosie nie było ironii, raczej pewien rodzaj satysfakcji. - Niemniej nie mam nic przeciwko takim metodom.
A kwiaty, które leciały w moją stronę, starałam się wyminąć. Może były martwe, ale na wszelki wypadek wolałam nie ufać ich paszczom.
Ilekroć upadł na mnie kwiat, tylekroć natychmiast z siebie go zrzucałem. Przez pewien czas po prostu unosiłem się i obserwowałem niepokojąco regularny ruch talerzy, aby dodać jeszcze sytuacji nieco więcej groteski, układający się w kwiat. Skoro na powierzchni nic nie chciało się nam już sprzeciwiać zostały tylko głębiny. Nie widziałem w ciemnej wodzie nic, ale to nie oznaczało że nic tam nie było - w tym świecie mogłem się spodziewać wszystkiego. Po prostu czekałem na dalsze polecenia....
- A co, wyobrażałaś sobie podbój bez ofiar? W jakim świecie ty żyjesz. - Zaśmiała się Futo.
- Spójrzcie no na te rośliny! - Krzyknęła dziewczynka patrząc w górę. - Już widzą kto tu rządzi! - Była jedna niepokojąca rzecz w tych kwiatach jak i jedna pozytywna. Regenerowały się one bowiem z zawrotną prędkością, rośliny odrastały w ciągu kilku sekund jednakże... Żadna z nich nie próbowała nawet odrastać w centrum gdzie znajdował się kwiat Futo. - Widzą, że nie mają w tym polu najmniejszych szans, nie są głupie. - Chwaliła chwasty jednocześnie im ubliżając.
Prawdę mówiąc teraz, nie jestem w stanie podbić otchłani pod nami, nie znam jej rozmiarów... - Po kilku falach śmiechu w końcu znowu zadumała się dziewczyna. - Jeżeli nie wymyślimy sposobu na zbadanie tej wody, trzeba będzie tam wejść. - Zaletą jest to, że znacie szerokości tego żołądka jednakże nie wiecie jaką ma on głębokość.
Wejść? Nieznana jest nie tylko głębokość tej wody, ale również to, co się w niej znajduje. Skoro na górze pozbywaliśmy się chwastów, być może zaadaptowanych przez ten organizm do przeżuwania, na dole mogliśmy spotkać to, co służyło do trawienia, a to mi się zupełnie nie uśmiechało.
- Twoje liny działają jedynie jeśli dochodzi do nich źródło światła, tak... Gdyby udało się oświetlić dno moglibyśmy zawiązać węzły na twojej linie... - powiedziałem do demona. Problem polegał na tym, że oliwa paląca się w talerzach raczej miałaby problem z oświetlaniem tego, co pod wodą.
Jako demon mający wpływ na umysły innych, podbój sobie wyobrażałam w sposób bardziej subtelny. Na przykład poprzez narzucenie swojej woli niższym istotom. Nie powiedziałam jednak tego głośno. Nie było sensu, niech się Futo napawas swoim zwycięstwem. Nadal do końca nie rozumiałąm, w jaki sposób ma to dać toistce kontrolę nad rybą, ale nie miałąm ochoty o to pytać.
No dobra, najłatwiejsza część zadania za nami, teraz trzeba zbadać tę głębinę. Skoro żyło tam coś, co było w stanie pożreć kamienną łódź, to nie miałąm ochoty tam wchodzić. No i zamoczyłąbym swoją sukienkę. Zostawanie samej też mi się nie uśmiechało. Porpozycja Johanesa byłabt dobra, gdyby nie fakt, że trzeba byłoby oświetlić wodę aż po samo dno. Ale w takim wypadku Futo znowu by zmierzyła tę odległość na oko.
- Wątpię, człowieku, żeby moja magia tutaj pomogła - zaczęłam mówić. - A nawet jeśli udałoby się rozświetlić wodę, to przecież moja pani mogłaby na oko ocenić jej głębokość.
Ale fakt trzeba coś wymyślić, zanim trzeba będzie tam zanurkować.
- Pani, może każesz swoim nowym poddanym zbadać głębokość tego żołądka? - rzuciłam lekko ironicznie.
-
Prawdę mówiąc, oświetlenie tej wody jest celem. Jest to kolejny etap podboju. Zrobić pod wodą to samo co nad nią... Do tego jednak trzeba rozstawić układ energii na określonym terenie... - Zdradziła dziewczyna kolejny etap planu. Koniecznym więc było zmierzenie tego żołądka nim się rozświetli teren, gdyż żadne z was nie może tego dokonać od tak.
-
Nowym poddanym? - Zapytała Futo nie wiedząc co Firene ma na myśli. -
Ah! Sha! - Zrozumiała po chwili.
-
To jest prawdziwie właściwa myśl! - Powiedziała Futo wyjmując całą resztę - osiem talerzy przepełnionych energią Firene.
-
Nie wszystkie mogą wrócić do nas żywe. Kurumi-shi rozkaż im wszystkim poznać głębokość dna! - Dała znać dziewczynka.
-
Ja w tym czasie przejdę do dalszej części przygotowań.Dalsze przygotowania obejmowały stworzenie kolejno jeszcze trzech talerzy wokół Futo. Talerze te różniły się od tych tworzonych poprzednim razem. Nadal były wypełnione czerwoną substancją jednakże teraz były również czerwonego koloru.
Dziewczyna także usiadła w jednym większym talerzu tego samego koloru, zamknęła oczy i wygląda jak gdyby zaczęła medytować.
Czekała.
Liczba zbitych talerzy: 47
- Wierz mi lub nie, ale jakoś mi ich nie szkoda... - odpowiedziałem. Dla mnie to były tylko i wyłącznie iluzoryczne stworzenia zrobione z tej przeklętej, chaotycznej magii. Fakt, osobliwe i prawdopodobnie wymagające sporych umiejętności do ich przyzwania, ale jednak...
Jako, że sama kapłanka postanowiła czekać ja sam usadowiłem się gdzieś w bezpiecznej odległości, obserwując tą jamę...
Chodziło mi o roślinność w żołądku... Niemniej nie będę wyprowadzać teraz Futo z błędu, bo to nie ma już sensu. Skoro przyzwała sha, to można je wykorzystać. Tym razem jednak wiem, iż muszę użyć na nich swojej mocy, żeby posłuchały moich poleceń. Przejmuję więc kontrolę nad cieniami, które poruszają się po ich ciałach i zaczynam mówić.
- Rozkazuję wam zanurzyć się w głębinach żołądka tej gigantycznej ryby i zbadać, jaką ma on głębokość! Później macie wrócić z tą informacją do nas! - zarówno mój ton głosu, jak i postawa jest dumna i władcza. Muszę przyznać, że zaczyna mi się podobać te wydawanie rozkazów.
Ciężko stwierdzić co działo się pod wodą gdy Sha tam wleciały.
Wiele gatunków ryb zaczęło wypływać z wody brzuchami do góry. Od małych rybek o rozmiarze prawie niezauważalnym aż po olbrzymy długie na dwa metry. Wielorybów jednak tam nie było. Wszelakich stworzeń wypływało na tyle dużo jak gdyby ktoś wrzucił do wody ładunek wybuchowy.
Spora część ryb miała również ślady po zębach lub wręcz gryzły je inne ryby. Wyglądało na to, że zaczęły agresywnie walczyć między sobą.
Cokolwiek Sha tam robiły. Wprowadzały wśród zwierząt morskich ogromny zamęt.
Futo cały czas siedziała w ciszy. Nie otworzyła oczu nawet gdy rozpoczął się dziwny zabieg w żołądku Kuna.
Albowiem ściany żołądka zaczęły się przemieszczać. W niektórych miejscach robił się węższy w innych grubszy.
Trwało to około dwóch minut a na końcu - zaklęcie oświetlające Futo przestało działać.
Jej Fengshui przestało działać na terenie który zmienił swoje kształty.
Nastała cisza i kompletna ciemność - nie licząc czterech latających wokół Futo talerzy przepełnionych ogniem.
Sha nadal nie wracają.
- Myślę, że za chwilę umrzecie. - Powiedział głos dobiegający kilkadziesiąt metrów pod wami. Był to znany już wam kobiecy ton. Szybko rozpoznaliście, że była to niedawno przez was obezwładniona Krine.
- Nastała ciemność, techniki pustelniczki przestały działać, jesteście w miejscu wypełnionym moim żywiołem... - Kontynuowała wypowiedź - Kurumi... To twoje imię dziewczyno o ile mnie pamięć nie myli. Jesteś youkai więc nawet cię nie zjem... Czy wiesz jak wartościowym jest dla nas pożarcie ciała pustelnika? Dopomóżmy sobie nawzajem a przeżyjesz opuszczenie tego miejsca, no i sowicie się najesz. - Zaproponowała demonicy.
- Blefujesz, jesteśmy wśród twojego żywiołu, na twoim terenie. Czemu miałabyś zawierać układy z którymkolwiek z nas? - powiedziałem wyciągając moją broń, gotowy do wzniesienia się ponad wodę i strzelenia, czy to w morską wiedźmę, czy w demonicę - Jakkolwiek pożywnym nie byłoby ciało pustelnika wątpię, aby było daniem smaczniejszym niż zemsta... Boisz się czegoś i dlatego chcesz zdobyć tymczasowego sojusznika, ale będziesz jednak chciała mu się odpłacić za to, co zrobił ci na brzegu. Czyż nie, wiedźmo? - zaakcentowałem to ostatnie słowo po to, aby wiedziała do kogo należy głos. Byłem gotowy na to, że będę pierwszym celem. Z poprzedniej walki zapamiętałem jednak jedno - bardzo łatwo ją wyprowadzić z równowagi, a kiedy się to zrobi traci rozsądek. Wściekły przeciwnik może bywa groźny, ale działa głupio...
Zaczęlam się śmiać nie ukrywając drwiny.
- Musisz naprawdę bardzo pewna swojej przewagi, skoro poponujesz mi pójście na układy z tobą, zamiast po prostu nas zabić - tak, sytuacja mocno się skomplikowała i nie wyglądałą najlepiej. Mimo wszystko pozwalałam sobie na drwinę wiedząc, iż nasza przeciwniczka łączyć będzie w sobie dosyć ciekawą mieszaninę arogancji, urażonej dumy, chęci wziecia odwegu i obawy po przedniej porażce.
Co zaś się tyczy jej propozycji współpracy: tutaj miałam sprawę jasną: ona jest podatna na moją moc, za to Futo nie udało mi się złamać. Dlatego też rozsądniejszą opcją było pozostanie przy taoistce. Fakt, w teorii to tamta miałą przewagę, lecz wszelka próba zdrady może skupić cały gniew mojej tymczasowej "pani" na mnie, a to nie wróżyło mi zbyt dobrze.
Nie czekając na jej odpowiedź kontynuowałam.
- No i muszę wyprowadzić cię z błędu, ale... źle zinterpretowałaś moją natunę, ale nie mam zamiaru zagłębiać się w szczegóły. - no tak, youkai żywiły się ludźmi i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Mi jednak taka strawa nic by nie dała, gdyż moim pokarmem były obłąkane umysły i tak na prawdę nie potrzebowałam innego pokarmy. Co nie znaczy, że takowego nie spożywałam, ale tylko i wyłącznie dla walorów smakowych. A surowe, ludzkie mięso na pewno nie brzmi tak apetycznie jak ciastka korzenne z filiżanką kawy.
Przez chwilę Krine nic nie odpowiadała jednak zaraz później usłyszeliście jej głos - Jak śmiecie... Lądowe śmiecie... - Słychać było w jej głoście poważne zdenerwowanie - I tak nie dam wam skrzywdzić Kuna! Ochronię go! - Widocznie zrezygnowała z ataku. Chciała jedynie sprowokować Firene do pomocy licząc na odezwanie się do jej natury youkai. Nie wyszło.
- Góra Lodowa "Niezatapialny okręt" - Wypowiedziała nazwę karty zaklęć. Poczuliście natychmiastowy chód. Temperatura powietrza spadła do bliska zera stopni Celsjusza.
Z powodu ciemności nie widzicie jednak co dzieje pod wami.
- Zajmijcie się nią we dwójkę. Nie mogę zaprzestać przygotowań. - Odezwała się Futo. Jak zwykle nie traciła spokoju, było to widać po jej twarzy jak i czuło się w jej głosie.
Może nie widziałem, ale jeśli to zaklęcie było choć trochę podobne do poprzedniego mogłem spodziewać się co się stanie. Woda zamarznie, a z niej wypiętrzy się lodowiec, bądź lodowy okręt. Byłem gotowy do uniku i zakomenderowania tego samego innym jeśli bym zaczął przeczuwać, że coś się wypiętrza.
- Śmiało wiedźmo, jeśli będziesz go bronić tak samo dobrze, jak wtedy na brzegu już możemy świętować zwycięstwo - powiedziałem... i zamilkłem na pewien czas nasłuchując.
Podsumujmy: podczas gdy czerpie energię z wody jest niewrażliwa na moje pociski. Wedle teorii Futo wodę pokonuje ziemia, ale tej tutaj nie uświadczę. Chociaż... być może rośliny, te kwiaty, które porastały ścianki żołądka mogły być powiązane z ziemią, w końcu podobnie jak ziemia piją wodę... Prowokowanie jej dalej powinno ją wyprowadzić z równowagi, a przy odrobinie szczęścia...
- Sprawmy by znalazła się blisko szczękokwiatów, gdy tylko się wynurzy - szepnąłem do demonicy. Biorąc pod uwagę, że moja broń nie była zbyt skuteczna, a magia Demona nie oddziaływała bezpośrednio na fizyczność wydawało mi się to najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Zajmiciw się nią... Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Na pewno nie chciałam oddalać się od źródła światła, bo bez niego za wiele nie zdziałam.
Na razie stworzyłam sobie halabardę i czekałam na to, co się wydarzy.
- Nie sądzę, żeby się wynurzyła, lecz będzie chciała atakować nas spod wody. - ponadto nie widziałam sensu z planie Johanesa. - Poza tym nie sądzę, żeby tutejsza flora i fauna była dla niej wroga.
- Ty ludzkisynu! - Krzyknęła dziewczyna słysząc słowa Johanesa.
- Spokojnie Krine oddychaj... wdech... wydech... wdech... aahhhhh - Mówiła do siebie powoli zwalniając.
Następnie zamilkła. Temperatura spadała co raz bardziej.
Futo stworzyła kolejne trzy talerze. Szóstka mis połączyła się ognistymi wiązaniami przypominającymi liny. Powstała z tego gwiazda w której centrum siedziała dziewczynka.
- Obawiam się, że koniecznością jest byście tę dziewczynę pokonali lub przynajmniej przerwali jej czar... Obniżyła ciepło powietrza więc na pewno zamroziła najmniej wierzchnie wody... Sha nie mogą wrócić. - Taoistka jest zajęta swoim rytuałem, nie może dopomóc w tej jednej walce.
Och tak, muzyka dla moich uszu. Z mojego gardła wydarł się przytłumiony, chrapliwy chichot. Ta obelga była dla mnie niemal jak pochwała. Dalej, obrażaj mnie, wrzeszcz. Każde twoje słówko osłabia cię. Tracisz panowanie...
- Więc na jakiej podstawie twierdzisz, że tym razem ci się uda? Ostatnio zalałaś dobry kawał lasu tą swoją przeklętą, śmierdzącą wodą, a mimo to skopaliśmy te twoje zgrabne cztery litery, wiedźmo. - mógłbym się przyzwyczaić do tego, jej nerwy niesamowicie mnie bawiły.
Mój ton powoli stawał się coraz bardziej arogancki, ale mimo to nie przestałem nasłuchiwać i obserwować. Byłem gotowy na atak z jej strony, liczyłem na to, że się na mnie rzuci, ale byłem przygotowany również na jej magię...
No tak, ale jak ją pokonać, kiedy siedzi sobie schowana pod lodem, a źródeł światła jest niewiele. Używanie więc na niej moich mocy nie wchodziło na razie w grę, a ten człowiek na razie tylko ją prowokuje. No dobrze, może uda mu się ją na chwilę wytrącić z rónowagi. Tylko jak przerwać jej atak? Przydałoby się przebić przez tę warstwę lodu, która skuła powierzchnię. Ja sama tego nie zrobię, ale może uda mi się coś wymyślić.
- Człowieku, ile masz jeszcze prochu? - jeżeli nic się nie zmieniło w świecie zewnętrznym, to nadal do broni palnej ludzie wykorzystywali pewną wybuchową substancję.
Mój plan był prosty: skoro nie posiadam mocy umożliwiającej mi powstrzymanie tego ataku, a Johanes potrafiłna razie tylko lewitować, to trzeba było wykorzystać konwencjonalne metody. A małą eksplozja na tafli lodu do nich należała. Nie wiem tylko, czy ten człowiek ma na tyle prochu, żeby skruszyć skorupę, która utworzyła się na powierzchni. Z odpaleniem nie powinno być większych problemów, mamy przecież talerze z olejem, od którego będzie można podpalić proch.
- Pani, czy będzie to problem, jeżeli wykorzystam jeden z talerzy z olejem w celu uporania się z tym zaklęciem? - zapytaam jeszcze dla pewności Futo, aby moje działąnia nie pokrzyżowały jej planów.
- Miałam ochotę zafundować ukojenie w chłodnej śmierci... - Stwierdziła dziewczyna pod wami - Ale jednak po prostu cię zamorduję! - Nie wytrzymała. Widać miała w planach nie ruszanie się z dołu i teraz się rozmyśliła.
Usłyszeliście silne tupnięcie - odbiła się od tafli lodu i poleciała prosto w kierunku Johanesa.
Znalazła się po chwili w zasięgu światła tworzonego przez Futo. Zbliża się z dużą prędkością i pierwszy moment kiedy ją zobaczyliście to gdy znalazła się jakieś pięć metrów pod Johanesem.
Z każdej jej ręki wyrastały macki stworzone z lodu. Po pięć. Prawą ręką brała zamach i teraz stara się ona przebić nimi Johanesa.
- Giń robaku! - Krzyknęła przed uderzeniem.
Nie zdążyłem odpowiedzieć demonicy, ale jeśli nawet to najpewniej nie na wiele by się moja odpowiedź przydała... Duch morza zaatakował mnie niemal natychmiast, jednak z najbardziej oczywistego miejsca. Miast zajść mnie wykorzystując przewagę z ciemności przyszła z najbardziej oczywistej strony, jeszcze dodatkowo krzycząc jakby sama chciała mi dać do zrozumienia skąd i kiedy atakuje. Spodziewałem się tego i byłem gotowy wzbić się podczas wykonywania uniku. Jeśli by mi się udało plan był prosty - samemu przejść w ciemność i nieregularnym ruchem znaleźć się pod nią.
- To wszystko na co cię stać? - miałbym powiedzieć niewzruszony mniej więcej w połowie mojej drogi.
Z dołu chciałem oddać strzał w jej stronę, jednak moim głównym celem było zwrócenie jej uwagi w tamtą stronę i zawiśnięcie w ciemności nad nią, by wykorzystując grawitację spaść na "wiedźmę" i zrzucić ją na lód. Gdyby jednak uniknęła - próbowałbym wyhamować...
Bardzo lubię, gdy czyjaś głupota i arogancja ułątwiają mi życie. Mój plan z przebiciem się przez taflę lodu już nie będzie potrzebny, bo nasza przeciwniczka sama do nas przyszła. Dodatkowo atakuje bez żadnej taktyki, co również ułątwia mi sprawę.
- Teraz cię mam - powiedziałam do siebie nie kryjąc zadowolonenia z takiego obrotu spraw.
Jest skupiona na Johanesie, więc nakłądam na niego cienie w taki sposób, żeby on sam ich nie widział. Następnie zaś za ich pośrednictwem staram się wywołać u Krine omamy wzrokowe w celu zdekoncentrowania jej. Gdy plan się powiedzie, mam zamiar zaatakować ją halabardą od tyłu. Ale tylko w sytuacji, gdy taki manewr będzie ezpiecznym posunięciem.
W odwodzie miałam jeszcze karty zaklęć, ale chwilowo nie chciałam ich używać.
Johanes nie był w stanie zdążyć odlecieć. Nie strzelanie natychmiast było największym błędem jaki mógł teraz popełnić.
Z powodu omamów wzrokowych które nałożyła Firene na dziewczynę nie trafiła ona swoimi lodowymi mackami w żadne ważniejsze organy mężczyzny. Trzy macki chybiły zaś jedna z nich przebiła mężczyźnie piszczel w prawej nodze. Powstała dziura na grubość czterech centrymetrów.
Kolejno wyrwała ona lodowe pnącza i oddaliła się dwa metry do tyłu.
- Ha, jeden z głowy. - Powiedziała będąc pewna, że mężczyzna zginął. Można było się domyślać czego doświadczyła w trakcie omamów.
Kolejno ruszyła w kierunku Futo - Teraz twoja kolej! - Wykonała atak z obrotu dzięki któremu trafi taoistkę wszystkimi dziesięcioma pnączami - jeżeli nikt jej nie obroni.
Była szybsza niż myślałem... noga bolała mnie jak cholera, ale przynajmniej żyłem. Nie strzeliłem, spodziewałem się że znowu kula niewiele jej zrobi, tak jak wtedy nad wodą... ale teraz nie miałem innego wyboru. Nie było czasu aby ją opatrzyć, a czułem, że nie będę w stanie wykonać zaplanowanego manewru. Po prostu wykorzystując fakt, że myśli że mnie zabiła usunąłem się w cień. Widząc, że atakuje Futo czym prędzej skierowałem ku niej mój rewolwer i położyłem rękę na kurku.... Żołnierz strzela... Zaraz, co Futo mówiła o zaklęciach? Pomyśl co chcesz zrobić i wypowiedz nazwę... Analogicznie do tego co słyszałem z ust naszej przeciwniczki i jej wypowiedziałem - Strzał Zwodniczy: Bogowie kule niosą... - szczególny stan umysłu spowodowany bólem i utratą krwi sprawił, że mój umysł uznał to za zabawne. Cichy, nerwowy chichot był stłumiony, gdy posłałem cały bębenek w stronę wiedźmy. Chciałem aby ją trafiły. Rana sprawiała, że miałem problemy z celowaniem, ale może magia sprawi, aby spudłowane kule zawróciły?
Cóż, człowiek chyba trochę się przeliczył i nie zatrzymał Krine na tak długo, na jak liczyłam. I teraz, zamiast wesprzeć go w walce, muszę sama pomyśleć, jak obronić Futo. W sumie... mogłabym jej nie bronić, lecz wtedy sytuacja może się skomplikować. W dodatku moja bierność może całkowicie przekreślić nasze szanse na stworzenie tego eliksiru. Poza tym, zostanę wtedy sama w tym żołądku, a to mi się nie uśmiecha. Nie będę nawet wiedziała, jak stąd wyjść. Niestety, będę musiała się trochę wysilić i pomóc mojej tymczasowej "pani".
Moja akcja zależy od tego, jak daleko mam do Krine i ile mam czasu, zanim dopadnie ona Futo.
Jeżeli:
a) jestem zbyt daleko, żeby dopaść do przeciwniczki, lecz mam chwilę czasu, próbuję stworzyć mackę z cienia, pochwycić jeden z talerzy z oliwą i wpakować go przeciwniczce w twarz. Przy okazji będę chciałą użyć macki jako medium do omamów wzrokowych, które powinny ułatwić mi trafienie.
b) jeśli jestem na tyle blisko, że mam możliwość zainterweniowania osobiście, używam Sztuka Cieni: Widmowa postać i staję jej na drodze, starając trafić się jej halabardą w serce, nie zapominając przy okazji o defensywnie. Ponadto staram się wykorzystać cienistej formy swojego ciała, żeby zafundować Krine kolejną porcję omamów wzrokowych.
c) jeżeli jestem za daleko, żeby podjąć jakieś akcje, to staram się trafic przeciwniczkę kartą zaklęć Znak szaleństwa: Paranoja
Firene stała zbyt daleko aby zdążyć zareagować atakiem fizycznym - jak i nie zdążyłaby użyć cienia do wykorzystania talerza, dlatego też użyła ostatecznej opcji. Zaklęcia powodującego niesamowicie silną Paranoję.
Sprawiło to, że natychmiastowo dziewczyna zawahała się przed zaatakowaniem Futo. Zamach był dużo powolniejszy.
Kolejno pod wpływem silnych emocji Johanes aktywował swoją pierwsza kartę zaklęć. Część pocisków trafiła dziewczynę natychmiast przez co tor lotu jej ataku się zmienił. Futo lekko schyliła głowę nawet nie otwierając oczu, jej skupienie było absolutne. Wykonała tym sposobem niewielki unik dzięki któremu zamiast stracić głowy - straciła tylko czapkę która spadła gdzieś na dół.
Pociski Johanesa wróciły i przebiły Krine jeszcze w kilku miejscach. Wydawało się iż tym razem pociski zaczęły zadawać obrażenia wystarczające do osłabienia przeciwniczki. Straciła kontrolę, zaczęła spadać. Lód na jej rękach pękł a gdy już spadła - usłyszeliście głośne "chlup".
Z pod wody wyszło jedno Sha który powiedziało nieprzyjemnym głosem - Głębokość tego miejsca wynosi siedmiokrotność wysokości do sufitu.
Czyli problem zbadania dna, jak i tej całej Krine rozwiązany.
Zawisłam w powietrzu w podpierając podbródek na wewnętrznej stronie prawej dłoni.
- Dobro robota, człowieku - w moim głosie można bło wyczuć delikatną drwinę, ale i ton pochwalny. - No, to skoro znamy już głębokość i problem tej wiedźmy mamy już głowy, nic nam nie powinno przeszkodzić w realizacji planu.
Humor mi dopisywał, do tego miałam nadzieję na szybkie skonczenie tej całej wyprawy bez kolejnych komplikacji. Zachowywałam jednak ciągle czujność, bo nadal nie wiedziałam, czego mogę się jeszcze tutaj spodziewać.
Cholera, udało się. O ile jeszcze byłem skłonny uwierzyć, że miałem jakiś potencjał magiczny, to sprawa tego czy to zadziała na wiedźmę była wątpliwa... Czemu jednak miałem dziwne wrażenie, że to nie jest nasze ostatnie spotkanie z nią?
Cholera mnie uszkodziła, zranione miejsce bolało... Na razie jedynie trzymałem i oderwałem spodnie od miejsca nieco powyżej rany. Trzeba było zdezynfekować i zabezpieczyć - Mamy cokolwiek do przemycia rany - zapytałem.
- Użyj tego Johans-dono. - Powiedziała Futo wyjmując z rękawa talerz. Wstała ona również z miejsca na którym cały czas przygotowywała zaklęcie.
W talerzu który podleciał do Johanesa znajdowała się woda - Jest oczyszczona więc nadaje się do zabicia robaków. - Najprawdopodobniej było to archaiczne stwierdzenie na bakterie.
- Znająwszy teraz każdy wymiar, oświetlę teren pod powierzchnią... Jednakowoż tym razem potrzebna będzie zdolność Kurumi. - Odwróciła się dziewczynka w stronę demonicy - Gdy żołądek będzie cały oświetlony dam tobie jako mej shikigami trochę energii. Wystarczająco abyś wprowadziła w stan strachu Kun'a, ma dostać lęku wysokości... Gdy już to zrobisz będziemy musieli uciekać. Jak najszybciej wylecimy stąd! Gotowi?! - Zapytała na końcu.
Podziękowałem za wodę skinieniem głowy i zabrałem się za oczyszczanie rany. Sycząc niekiedy z bólu powoli przemywałem dziurę zrobioną przez naszą przeciwniczkę. Właściwie byłem jej wdzięczny, że jednak nie dała butelki alkoholu - ciężko byłoby się oprzeć pokusie zdezynfekowania rany od środka.
Z oderwanego kawałka spodni zrobiłem prowizoryczny bandaż, zabezpieczając moją ranę przed zakażeniem i podrażnieniem.
- Wynieść się stąd? O niczym innym nie marzę... - powiedziałem, ładując ponownie mój rewolwer i gotując się do lotu na komendę kapłanki. Noga nadal mnie rwała, ale to nie było ważne...
Nie była w pełni sił po użyciu karty zaklęć, ponadto jeszcze nigdy nie oddziaływałam na istotę, która z natury powinna być bezrozumna. Mogę jednak spróbować, jeżeli taki był plan Futo. W dodatku w tym całym Gensokyożyły tak przedziwne istoty, iż nie zdziwiłoby mnie to, jakby ta ryba posiadała coś, co można nazwać świadomością. Przeciągnęłam więc się i podleciałam do Futo.
- Jak pani rozkaże. Proszę mi tylko dać znać, kiedy będę mogła zacząć.
Oby tylko to była ostatnia niedogodność na drodze do pozyskania tego składnika. I oby ten cały plan wypalił, bo mimo wszystko miałam pewne wątpliwości, czy uda mi się zarazić obłędem tę bestię. Niemniej będę musiała spróbować. Na człowieka chwilowo nie zwracałam większej uwagi.
Futo wykonała kilka obrotów, tworząc ognisty pocisk w rękach. Kula ognia odbiła się od każdego z wcześniej stworzonych talerzy - w tym tego którego chwilę temu używał Johanes. -
Smok Ciepła "Płonące Smocze Żyły" - Krzyknęła dziewczyna w trakcie wykonywania tego zaklęcia.
Po wszystkich odbiciach, kula poleciała w wodę. Nie minęło kilka sekund a już widzieliście całe wnętrze żołądka ryby.
Woda zrobiła się gorąca i bulgotała a ogień w niej płonął w jasnym światłem - wyglądało na to, że nic nie jest go w stanie ugasić.
Wszystkie zwierzęta pod wodą umarły. Rośliny również. Wrzątek im szkodził wystarczająco mocno by nie wytrzymały.
-
Podbój zakończony! Teraz kiedy jesteśmy jedynymi żywymi istotami, cały teren należy do nas! - Powiedziała dumnie dziewczyna. -
Możesz zacząć rozkazywać Kunowi. Kurumi-shi. - Stwierdziła i nakierowała swą dłoń w kierunku Firene. Zwykłym gestem przekazała pewną część swojej mocy demonicy.
Firene nigdy nie czuła takiego przypływu siły. To było tak jak gdyby mogła teraz przejąć kontrolę nad cieniem góry. Jest to coś co było dla niej wcześniej wysoce nieprawdopodobne.
-
Gdy tylko wydasz rozkaz Kunowi, lecimy! - Krzyknęła kierując się w stronę wyjścia.
Liczba zbitych talerzy: 55
Ile mocy może mieć w sobie ten człowiek? Nigdy nie pragnęłam potęgi, ale wizja posiadania takiej mocy była kusząca i to bardzo. Niemniej udało mi się szybko opanować swoje myśli. Mimo wszystko spokojne życie z dala od wszelkich kłopotów i ze stałą dostawą pokarmu było czymś, na czym dużo bardziej mi zależało. A, zapomniałam wspomnieć o ciastkach, kawie i winie.
No dobrze, pora wykonać tę część planu. Nigdy nie zarażałam szaleństwem czegoś tak wielkiego. Rozpostarłam swoje skrzydła, a na ścianach żołądka powstały groteskowe wzory stworzone z cieni.Uśmiechnęłąm się szeroko i zaczęłam działać. Futo trochę źle rozumiała moją moc, lecz miała po części rację. Potrafiłam wywoływać strach, lecz jego źródłem była paranoja. Dlatego też starałam się zarazić tę wielką rybę paranoicznym strachem przed wtsokością.
- No to teraz czekamy na efekt - powiedziałam tonem, który miałwzbudzić w reszcie drużyny niepewność.
Sama zaś trzymałam się blisko Futo i miałam w pogotowiu kartę zaklęć: Sztuka Cieni: Widmowa postać. Nie byłam zbyt szybka, lecz dzięki tej transformacji mogłam częściowo odrzucić moje fizyczne ograniczenia, a to może się przydać w ucieczce z tego miejsca.
Do tej pory ilekroć widziałem magię mój umysł zapełniał się niepewnością i pewnego rodzaju strachem. Nawet wtedy, kiedy sam jej użyłem, mimo uczucia potęgi przez mój umysł przechodziła ta nuta strachu, najbardziej naturalnego dla człowieka - strachu przed nieznanym. Problem polega jednak, że ten rodzaj rozbudzał u mnie również ciekawość. Tym razem było nie inaczej - obserwowałem próbę Demonicy, porównując wzory na ściankach żołądka z tymi na jej skrzydłach... Jednak jest ona silnie powiązana z osobą rzucającego..
Mimo to cały czas czekałem, aż kapłanka poderwie się do lotu, albo wyda nam takie polecenie. To miejsce napawało mnie niepokojem. Po pierwsze, oczywiście, było żołądkiem gigantycznej ryby, ale również fakt że niedawno na dno spadł tu nasz przeciwnik - czerpała moc z wody, mogła się również dzięki niej regenerować, lub coś w tym stylu. Noga nadal rwała, ale na szczęście w locie była bezużyteczna.
Zaklęcie Firene zadziałało... Prawdopodobnie. Ciężko określić to z tego miejsca.
Można było zwrócić teraz uwagę na to, że żołądek ryby zaczął się kurczyć. W dość szybkim tempie - wyjście również.
Futo zaczęła odwiązywać sobie z włosów wstążkę dzięki której mogła mieć swój kucyk, w trakcie odwiązywania na chwilę skamieniała - Moja eboshi... - Powiedziała z wyrazem twarzy o mało co nie płaczącego dziecka, klepiąc siebie samą po włosach jak gdyby zaczęła szukać czapki. Po kilku sekundach jednak zaprzestała poszukiwania czapki na głowie i skończyła odwiązywać kucyk. Wstążkę wrzuciła do wrzącej pod wami wody.
- Nie ma na co czekać, ruszamy. - Stwierdziła wycierając oczy po czym przybierając poważną minę. - Wylecimy nosem czy ustami? - Zapytała już w trakcie lotu.
Sam również wzbiłem się w powietrze, podążając za Kapłanką... Zgubiła swoją czapkę, eboshi, ale, o ile dobrze pamiętałem z kulturoznawstwa, nie była ona czasem powiązana bardziej z shintoizmem niż taoizmem?
- Gdzie pewniej, mamy jakikolwiek sposób, aby zmusić tą bestię do otwarcia ust? - zapytałem.
Byłam zadowolona, iż moja moc podziałała na to stworzenie, lecz nie było czasu na świętowanie sukcesu, gdyż trzeba było stąd jak najszybciej się wydostać. Poleciałam więc razem z resztą w stronę wyjścia. Nie traciłam też czasu na zbędne rozmowy, gdyż szybkość nie była moją najsilniejszą stroną, a jak miałam zamiar się szybko przemieścić, to używała cieni. Natomiast poświęcanie swojej uwagi na wypowiedzenie swoich myśli mogłoby mnie dodatkowo spowolnić. Cały czas w pogotowiu miałam kartę zaklęć, ale planowałam jej użyć tylko i wyłacznie wtedy, gdy będzie to absolutnie konieczne do wydostania się z brzucha tej wielkiej ryby.
Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju... Jak Futo mogła brać uwagę ucieczkę nosem, skoro ryby chyba nie posiadają tego narządu? Ech, chyba trzeba będzie to ponownie zwalić na głupotę mojej tymczasowej "pani".
Lecieliście wzdłuż żołądka aż nastało rozwidlenie dróg. Lot w górę oznaczałby wlecenie do nosa, lot w lewo zaś byłby skrętem do ust.
- Może gdybyśmy połaskotali go mocniej, otworzyłby paszczę! - Powiedziała dziewczynka. Jednak nie wyglądała na pewną tego wyboru.
Tak więc wybór toru lotu na pewno zależy od Firene i Johanesa.
Czy ja wariuję, czy ta ryba naprawdę ma nos? Było to conajmniej dziwne. I ntrygujące. Do tego stopnia, że wbrew zdrowemu rozsądkowi chciałam się przekonać, jak może wyglądać nos ryby. Może to otwrór w grzbiecie, jak u wielorybów, które żyły w Morzu Północnym?
- Ja bym wybrałą drogę przez nos. - odezwałam się w końcu. - Jeżeli dopisze nam szczęście, to podrażnimy go samą naszą obecnością i ryba sama nas wykicha, a jeżeli nie, to pozostaje liczyć, że znajdziemy się tam akurat w momencie, gdy Kun będzie wydychał powietrze.
Bylebym tylko podczas ucieczki nie zamoczyła na sobie sukienki. Byłabym bardzo niepocieszona tym faktem.
- Zrobimy jak twierdzi Kurumi-shi. - Stwierdziła Futo i było już przegłosowane. Ruszyliście przez nos.
Powoli lecąc w obranym kierunku wiatr robił się co raz silniejszy można więc było od razu się domyślić, że olbrzym wdycha duże ilości powietrza. Jak już znaleźliście się w jamie nosowej bestii ujrzeliście niedługą ścieżkę do... nieba?
Widać było od razu, że po wyjściu z nosa spotkałyby was chmury. Znajdowaliście się wysoko nad ziemią, wystarczająco wysoko by zarówno chmury jak i wy byli w tej samej odległości od ziemi.
- Tak jak sądziłam... Byłe przemieszczenia żołądka... Kun skończył przemianę w Penga! - Krzyknęła dziewczyna z radością. - A więc wszystko zgodnie z planem, dzięki strachowi zaszczepionemu przez Kurumi zaraz wyląduje, a dzięki brakowi pokarmu zmuszony będzie zmniejszyć rozmiary! Wygra... - Nim dziewczyna skończyła mówić, potwór kichnął.
Cała wasza trójka wyleciała poza wielkiego ptaka - fala wiatru była na tyle silna, że żadne z was nie zostało blisko siebie. Zostaliście rozdzieleni.
Sesja zakończona powodzeniem. Gratuluję!
Nagrody dla obydwojga:
Konfrontacje - 15% Do statystyk
Odgrywanie postaci - 15% do statystyk
Poziom trudności - 10% do statystyk
Łącznie - 40% do rozdania w dowolne statystyki
Wszelakie statystyki możecie rozdać wysyłając mi prywatną wiadomość z tym gdzie chcecie je dodać.
Firéne Farkas:
- Sha - Możesz stworzyć kartę postaci stworzeniu które będzie twym sługą. Dowolnie wybrany charakter i imię. Wygląd cienia przypominającego wróżkę. Nie posiada kart zaklęć. Statystyki o 50% mniejsze niż u zwyczajnych graczy (430% do rozdania, każda statystyka minimum 30%)
Zdolność pasywna: Pech - Obniża szczęście wszystkich osób znajdujących się wokoło poza Firéne.
Johanes Alvane:
- Pas i kabura ze skóry Feliksa - Masz możliwość stworzenia dowolnej karty zaklęć. Najlepiej jeżeli będzie związana ze "świętością" nabytego artefaktu.